piątek, maj 10, 2024
Follow Us
wtorek, 26 luty 2019 12:23

Bezdroża: Antarktyka polskich twórców

Napisane przez Cezary Rudziński
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

O tym, że na skrajnym południu naszego globu istnieje jakiś kontynent, sądzili już starożytni. Ale jako pierwsi dopłynęli do niego i zobaczyli Antarktydę dopiero w roku 1820 uczestnicy dwu wypraw marynarek wojennych.

Rosyjskiej kierowanej przez badacza i kapitana floty Fabiana Gottlieba von Bellinghausena, zaś w trzy (!) dni później brytyjskiej, pod dowództwem kapitana Royal Navy Edwarda Bransfielda. W 10 miesięcy później dopłynął tam także amerykański łowca fok Nathaniel Palmer. Geograficzny biegun południowy jako pierwszy zdobył 14.12.1911 r. norweski badacz polarny Roald Amundsen.

    Od tamtej pory badaniem Antarktyki – Antarktydy i otaczającej ją wysp, zajmują się naukowcy z różnych krajów,  także polscy. Obszarem tym interesują się również podróżnicy i turyści. Organizowane są, także przez naszych rodaków, wyprawy na biegun południowy, a od czasu wymyślenia w 1985 r. Korony Ziemi – najwyższych szczytów wszystkich kontynentów i himalaiści. Liczący 4892 m n.p.m. antarktyczny Masyw Vinsona po raz pierwszy osiągnęli 18.1.1966 r. uczestnicy wyprawy amerykańskiej. Z naszego kraju jako pierwsza zameldowała się na nim 16.I.1995 r. Mariola Popińska.

    Śladami badaczy oraz polarników, których tam przebywa rocznie do  ponad 4 tys. osób, podróżników i wspinaczy, ruszyli oczywiście turyści. Obecnie organizowane są tam wycieczki lotnicze i małymi statkami, których uczestnicy mogą na kilka godzin postawić nogi na siódmym kontynencie. A także wielkimi statkami wycieczkowymi. Ich jednak pasażerom umożliwia się, za duże pieniądze – dotyczy to także tych, którzy rzeczywiście docierają na ląd Antarktydy – tylko zobaczenie jej z pokładów. Nasz rodak Bartosz Stróżyński, finansista, fotograf i filmowiec, wymyślił kilka lat temu i zorganizował w 2017 roku Pierwszą Artystyczną Wyprawę Polskich Twórców do Antarktyki „Trzy Sztuki”. A następnie napisał o niej książkę wydaną przez Bezdroża.   

    „Przez pięć lat – napisał w jej Genezie – przemierzałem Antarktykę i Arktykę w poszukiwaniu artystycznych i metafizycznych uniesień, czego owocem była książka „AntArktyka. Podwodne zauroczenie”. Wydana w 2014 roku przez National Geographic – Polska. Postanowił więc zorganizować w tamte strony wyprawę artystyczną polskich twórców. Z bardzo ambitnymi celami, trudnymi i zwariowanymi, jak je ocenił. Zagrania tam pierwszego koncertu polskiego artysty, na lodowej krze koło brzegu, transmitowanego na  żywo w programie 3 Polskiego Radia.

    Ponadto zaprezentowanie w tamtejszej przestrzeni natury trzech dziedzin sztuki: muzyki, filmu i fotografii w jednym spektaklu multimedialnym. Nakręcenie filmów z wyprawy oraz zrobienie serii zdjęć na wystawę fotograficzną, w tym w stosowanej w połowie XIX w. archaicznej technice mokrego kolodionu. Ze spektaklu multimedialnego zrezygnowano jako praktycznie niewykonalnego w tamtych warunkach, zwłaszcza przy ograniczeniach finansowych. Pozostałe udało się zrealizować, chociaż dwa cele tylko częściowo. Organizator i autor książki podkreśla przy tym, że nie był to projekt podróżniczy, a tym bardziej żeglarski.

    Chociaż to jacht wybrano jako środek podróży z Argentyny i przemieszczania się w Antarktyce, gdyż nim najłatwiej było realizować cele wyprawy na miejscu. Książka jest relacją z przygotowań do niej, przebiegu i podsumowaniem. Zawiera też, i to jest w mojej ocenie jedna z jej dwu najciekawszych oraz najcenniejszych części, serię 30-tu kolorowych zdjęć z po wyprawowej wystawy na rozkładówkach. Rewelacyjnych, a przynajmniej znakomitych. Przy czym zdjęć w niej, w tekście, jest o wiele więcej, gdyż niemal 120. Przede wszystkim dokumentujących przebieg wyprawy i relacji z niej.

    Z czego prawie 100 w kolorze sepii, mającym zastąpić praktycznie nie zrealizowane, poza nielicznymi, te zamierzone w technice mokrego kolodionu. Tak trudnej do realizacji w tamtejszych warunkach, że pomimo zabrania ze sobą wyposażenia do laboratorium, odpowiedniego aparatu itp., autor musiał z niej zrezygnować. Polega ona bowiem na tym – w uproszczeniu, że szklane płytki pokrywa się kolodionem i utrwalaczem, zdjęcie robi specjalnym aparatem naświetlając je przez kilka minut, a następnie trzeba je od razu wywołać, uzyskując na tejże szklanej płytce gotowe.

    Lubię stare zdjęcia w sepii, ale już publikowanych w niej, wykonanych jako kolorowe współczesnych, już nie. Można mieć oczywiście w tej sprawie inne zdanie. Czytelnicy książki sami ocenią, czy im się to spodoba. Jej blisko 100 – stronicowa część poświęcona rodzeniu się pomysłu wyprawy oraz przygotowań do niej jest pełna szczegółów, historii i historyjek pozyskiwania przyszłych uczestników, niezbędnego wyposażenia, zwłaszcza do realizacji głównych celów artystycznych. Pokonywania ogromnych trudności ze zdobywaniem środków, sponsorów oraz mnóstwem momentów naprawdę dramatycznych stawiających wyprawę pod znakiem zapytania.

    M.in. stres związany z nieoczekiwaną ciężka chorobą i śmiercią niemal tuż przed odlotem do Argentyny, gdzie miała się rozpocząć wyprawa, matki organizatora i autora książki. Kompletowania sprzętu z trudnościami nierzadko w ostatniej chwili. Także dotyczącymi transportu do Argentyny drogą lotniczą środków chemicznych do obróbki i wywoływania zdjęć. Ogromu bagaży itp. Jest w tej części książki sporo napięć, ciekawych scen i momentów. Ale także mnóstwo sytuacji oraz detali niewątpliwe bardzo ważnych dla organizatora i nadających się do kroniki wyprawy.

    Czy jednak również dla czytelników książkowej relacji z niej? Z recenzenckiego obowiązku przeczytałem to wszystko dokładnie, ale wiele fragmentów, a nawet całych stron, chętnie bym pominął, jako nie mających większego znaczenia dla głównego tematu. Zupełnie inaczej czyta się natomiast relację z przebiegu wyprawy. Trochę mniej o podróży samolotem z dwiema przesiadkami oraz około 800 kg bagażem w 24 wielkich i 8 podręcznych walizach 7 uczestników. Czy przerwie w podróży w Buenos Aires. Podobnie o rozmieszczaniu tych bagaży plus kupionej w portowym Ushuai, skąd wyruszył wynajęty jacht, żywności na niemal miesiąc.

    Ciekawszy jest dziennik pokładowy, chociaż podobne opisy trudnego rejsu na tamtych stronach znajdują się w innych relacjach żeglarzy po tamtych wodach, zwłaszcza przez Cieśninę Drake’a. Zimno, choroba morska, wachty przy sterze i dyżury kuchenne w kambuzie, brak czasu i chęci na, zaplanowane przecież, działania artystyczne „sponiewieranych” ciągłym bujaniem uczestników w trakcie podróży. Mały cytat: „Płyniemy teraz, a raczej turlamy się to w jedną, to drugą stronę, ponieważ nie ma dobrego wiatru i czekamy na niego pływając zygzakami”.

    Mało odkrywcze stwierdzenia, np. że „Świat z poziomu kuchni (pod pokładem, ze zmywaniem zimną wodą) nie wygląda interesująco”. W rezultacie tych warunków trudności z filmowaniem, „odpuszczenie” kilku tematów. Przesyłanie relacji i zdjęć do kraju przez satelitę, ale także ciekawe, obowiązkowe szkolenie przeprowadzone przez kapitana jachtu, na temat biobezpieczeństwa w Antarktyce. Odkurzania ubrań, kieszeni, szwów, plecaków itp. Przed i po powrocie z lądu każdorazowe odkażanie obuwia, bo region ten musi pozostać w takim stanie, w jakim go odkryto. Zakaz zbliżania się do zwierząt na odległość bliżej niż 5 m i straszenia ich. Szacunek dla nielicznej zieleni itp.

    Świetne są natomiast opisy Antarktyki, tamtejszych niesamowitych, także kolorystyczne, krajobrazów i widoków gór lodowych, a zwłaszcza spotkań ze zwierz etami i ptakami i ich filmowania oraz fotografowania w dwu miejscach zakotwiczenia jachtu, każdy przez kilka dni. Przy Wyspie Petermanna i w okolicy Wyspy Pléneau. Nurkowania do zdjęć podwodnych, pływanie pontonami w kierunku zwierząt i ptaków, aby fotografować je z bliska. Wspaniałe opisy lampartów morskich podpływających do pontonów, czy polujących na pingwiny.

    Mnóstwo tych nielotów zupełnie nie bojących się ludzi i podpływających do nich. Bliskie spotkania z orkami – największymi delfinami i świetne ich zdjęcia. Czy z uchatkami, w tym jedną, która „walczyła” z kamerą filmową postawioną przypadkiem w miejscu, w którym zwykle wypoczywała. Stada fok, czy pingwinów kotłujących się koło jachtu. Zdjęcia baraszkujących krabojadów foczych, także w podwodnych częściach góry lodowej. To tylko przykłady z kilkudziesięciu stron relacji, które czyta się z zapartym tchem, mogąc równocześnie oglądać wiele opisanych scen na zdjęciach.

    Ciekawe są również relacje z prób i nagrań koncertów uczestnika wyprawy – Adama Nowaka, gitarzysty i wokalisty zespołu Raz Dwa Trzy oraz prawykonania przez niego piosenek napisanych w trakcie wyprawy. Czterogodzinnej próby w antarktycznym plenerze i całodziennego rejestrowania na potrzeby filmu jego całego koncertu 11 utworów, w większości powtarzanych 2-3 krotnie. Z „widownią” cały czas towarzyszących ekipie fok. Ale i niepowodzeń. Zamierzoną bezpośrednią transmisję koncertu na antenie programu 3 PR trzeba było przenieść do sali w Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego.

    I w ostatniej chwili, ze względu na problemy techniczne, zrezygnować z niej. Gdy odbywał się ten koncert około 14 tys. km od kraju, „trójka” nadawała premierowe piosenki artysty nagrane wcześniej w Antarktyce i przesłane przez łącze satelitarne do Warszawy. Koncert ten zakończył oficjalnie program wyprawy, chociaż jej uczestnicy mieli jeszcze przed sobą ponowny rejs, tym razem z łagodnym przebiegiem, do Ushuai oraz powrót samolotami do kraju. W podsumowaniu 37 – dniowej wyprawy jest sporo ciekawych i ważnych informacji. Jej przygotowania zajęły 3 lata, w tym 2 często od rana do późnego wieczoru 7 dni w tygodniu.

    I rok po powrocie na zwroty wypożyczonego sprzętu oraz inne zobowiązania. Z 15 osób, które uczestniczyły w przygotowaniach, do Antarktyki poleciało i popłynęło  7. Wyprawa pozyskała 4 patronów medialnych i 27 sponsorów. Nie ma jednak informacji, ile w sumie kosztowała. Nie udało się zrealizować pełnego programu, ale twórcy – uczestnicy wykonali około 8 tys. zdjęć przyrodniczych lądowych i podwodnych. Ponadto 15 tys. określanych jako „prozaiczne” i 2,5 tys. dokumentalnych. Nakręcono 65 godzin materiałów filmowych plus 100 godzin za pomocą GoPro i kilkanaście minut ujęć z drona. Blisko 70 godzin materiału dźwiękowego oraz kilka godzin wielościeżkowego materiału audio z koncertu Adama Nowaka. A polska literatura podróżnicza wzbogaciła się o kolejną, dosyć niezwykłą pozycję.

Cezary Rudziński

ANTARKTYKA

TRZY SZTUKI W ANTYARKTYCE. PIERWSZA ARTYSTYCZNA WYPRAWA POLSKICH TWÓRCÓW DO ANTARKTYKI. FILM. MUZYKA. FOTOGRAFIA. Autor: Bartosz Stróżyński. Bezdroża, wydawnictwo Helion, wyd. I, Gliwice 2018, str. 311, cena 44,90 zł. ISBN 978-83-283-3514-1

   

Dodatkowe informacje

  • Wydawca: Helion
  • Język: Polski
  • Gatunek: Przewodnik
  • Recenzent: Cezary Rudziński
  • Data recenzji: 26.02.2019

a