sobota, kwiecień 27, 2024
Follow Us
czwartek, 13 lipiec 2023 13:13

Czechy: na pograniczu czesko-morawskim Wyróżniony

Napisane przez
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Wszystkie mają bogatą historię, stanowią atrakcje turystyczne i promują je wspólnie Wszystkie mają bogatą historię, stanowią atrakcje turystyczne i promują je wspólnie Cezary Rudziński

Českomoravské pomezi – Pogranicze czesko – morawskie. Tak nazywana jest wschodnia część kraju (województwa) pardubickiego, w którym leżą miasta: Litomyšl, Moravská Třebová, Polička, Svitavy i Vysoké Mýto oraz zamki: Nové Hrady i Svojanov.

Wszystkie mają bogatą historię, stanowią atrakcje turystyczne i promują je wspólnie, mając własne stowarzyszenie Destinačni společnost Českomoravské pomezi z siedzibą w Litomyšli, mieście wpisanym na Listę Dziedzictwa UNESCO.

To ono, wspólnie z warszawskim przedstawicielstwem Czech Tourismu, zorganizowały studyjny wyjazd dziennikarski w ten region Republiki Czeskiej. Wśród szóstki uczestników zaproszono nań również przedstawiciela naszego portalu, a towarzyszyli nam z DSCM Jiři Zámečnik i z CzT Anna Gruszczyńska. Program był bardzo ciekawy, chociaż tak bogaty, że aż niemożliwy do dokładniejszej realizacji, ale o tym napiszę już w podsumowaniu. Wspaniała pogoda ułatwiała nie tylko zwiedzanie, ale i robienie zdjęć, a atrakcji było rzeczywiście mnóstwo. Każde z miejscowości i miejsc, w których byliśmy, zasługuje na osobną relację.

Transgraniczna współpraca czesko–polska

Którą opublikuję wkrótce, przynajmniej z miejsc, w których wcześniej nie byłem i o nich, stosunkowo niedawno, nie pisałem, gdyż teksty te są nadal do przeczytania na naszych stronach. W tej pierwszej, ogólnej relacji z tego wyjazdu ograniczę się do opisu całego programu i trasy, którą przebyliśmy oraz bliższych informacji o nowościach w miejscach, o których nie zamierzam pisać osobno, bo byłem tam stosunkowo niedawno i relacje te są nadal do przeczytania. Gospodarze są zainteresowani przyjazdami zagranicznych gości w tym oczywiście z najbliższej Polski. I wiele robią, aby ich przyciągnąć do tutejszych atrakcji. W tym wielu naprawdę światowej, a przynajmniej międzynarodowej klasy.

Dodam przy okazji, chociaż to osobny temat, że CMP współpracuje na tym polu z sąsiadami „zza polskiej miedzy”, np. Księstwem Świdnicko – Jaworskim, czy w ramach programu „Atrakcyjne pogranicze” (tym razem z Polską) wspieranego w latach 2014-2020 ze środków unijnych. Lub bezpośredniej współpracy gmin Svitavy i Strzelin. Dzięki środkom UE możliwe stało się wydawanie mnóstwa publikacji, w tym wielobarwnych bezpłatnych folderów prezentujących zarówno cały region, jak i poszczególne w nim miejscowości i atrakcje. Niemal w każdej, przynajmniej tych większych, działają centra Informacji Turystycznej.

Dobra informacja turystyczna i mnóstwo bezpłatnych publikakcji

Z reguły w ratuszach lub innych budynkach przy głównych placach. Są naprawdę bogato zaopatrzone w bezpłatne mapki, foldery i inne publikacje. Część tych ostatnich, już obszerniejszych, wydawanych bez wsparcia środków unijnych, jest oczywiście płatna, podobnie jak liczne pamiątki możliwe do nabycia na miejscu. Pracownice, bo to głównie panie, udzielają też informacji i porad, coraz gdzie przede wszystkim warto zwiedzić, lub w czym – bo organizowane są również rozmaite imprezy kulturalne i sportowe, wziąć udział. Większość bezpłatnych mapek i folderów jest głównie w języku czeskim, co dla mnie nie stanowi przeszkody w korzystaniu z nich.

Sporo jest jednak także w językach: angielskim, niemieckim i polskim, lub równocześnie w dwu i więcej z wymienionych. Przykładowo wymienię „Skarbnicę Wrażeń” prezentującą atrakcje Pogranicza Czesko-Morawskiego oraz Księstwa Świdnicko – Jaworskiego wydaną osobno w obu językach. Dosyć obszerny, bogato i barwnie ilustrowany folder, właściwie płatna (cena: 99 koron czyli 20 zł) broszura z mapkami w języku angielskim „Bohemian-Moravian Borderlands”. A z bezpłatnych po polsku wspomnę o, wydanym w dużym formacie, „Pogranicze Czesko-Morawskie. Mnóstwo wrażeń dla każdego”.

Najpierw obiad, później wspinanie na górę

Ponadto „TOP 10 atrakcji turystycznych” (tego regionu). „Propozycje zwiedzania miasta Moravská Třebová” (ale nie tylko) z planem, a na nim zaznaczonymi numerami i krótko opisanymi 19 zabytkami, obiektami i innymi atrakcjami. Czy z poświęconych tylko jednemu zabytkowi, pałacowi w Morawskiej Trzebowej, wydanego po czesku i polsku folderze „Moravská Třebová świadek epoki Saturna”. Dodam, że miasto to proponuje zwłaszcza swój „sztandarowy” program poznawania go „Szlakiem od renesansu do baroku”. A historii i opisowi znajdujących się na nim zabytków poświęciło ponad 220 stronicową, bogato ilustrowaną książkę w języku czeskim.

Ale o niej napiszę więcej w relacji z tego miasta. Na razie krótko o całej trasie, którą przejechaliśmy. Program, po dojeździe mikrobusem z Katowic, rozpoczęliśmy od obiadu w karczmie „Pod Křižovym vrchem” (Pod Górą Krzyżową). Niestety, nie dało się zmienić kolejności programu, więc najedzeni, zamiast odpocząć, musieliśmy wspiąć się na ten szczyt, zobaczyć kilka barokowych kaplic Drogi Krzyżowej, następnie cmentarz z zabytkowym kościołem i grobem jedną z miejscowych legend, a następnie zejść do centrum miasta, oczywiście na zabytkowy rynek.

Bosonogi kasztelan zamku Svojanov

Szybko przebiec go, odwiedzić na chwilę tamtejszy nowy browar ze starą tradycją, aby po kolacji trafić na nocleg w gotycko – rokokowym (!) zamku Svojanov, z jedynym w Republice Czeskiej zachowanym gotyckim ogrodem. Zwiedzić go, w niezwykłej nocnej atmosferze, oprowadzani przez chodzącego na bosaka „kasztelana” Miloša Dempira. Ale to, oczywiście, również już temat na osobną relację. Podobnie jak odwiedzone następnego dnia miasteczko Svitavy, rodzinne znanego fabrykanta Oskara Schindlera, który podczas okupacji niemieckiej w Polsce uratował w Krakowie z holocaustu mnóstwo Żydów.

Z zobaczeniem poświęconej mu i Zagładzie ekspozycji w Muzeum Miejskim. Obok innych działów: miejscowej historii, ale także starożytnemu Egiptowi, antycznej Grecji i rewelacyjnej kolekcji… pralek i maszyn pralniczych. Drugim zwiedzanym tego dnia przez nas miastem była Polička szczycąca się najlepiej zachowanymi murami miejskimi w Europie środkowej. Nie wiem, czy porównywali się z naszymi Paczkowem i Szydłowem… A także izdebką w wieży kościelnej pod jej szczytem, w której urodził się jeden z „wielkiej czwórki” czeskich kompozytorów, Bohuslav Martinů. Do której trzeba się było, oczywiście, wspiąć krętymi i wąskimi schodami.

Litomyszl: widoki z okien hoteli

A następnie odbyć spacer po zabytkowych murach miejskich i obejść je, częściowo, z zewnątrz. Na szczęście tym razem przed, a nie po obiedzie. Dalszą część programu zaplanowanego na drugi dzień „presstripu” trzeba było skrócić, bo okazała się nierealnie przeładowana. Ograniczyliśmy się tylko do Litomyszli, i to tylko pierwszej części zwiedzania tego uroczego, zabytkowego miasta z nietypowym Rynkiem (Namésti Bedřicha Smetany). Długiej, rozszerzonej ulicy, ale nie, jak zazwyczaj, prostej na całej długości, gdyż obok wieży ratuszowej skręcającej jak banan.

W mieście tym, z jednym z najpiękniejszych nie tylko w Czechach, ale w Europie, renesansowym zamkiem wpisanymi na Listę Dziedzictwa UNESCO, byłem już i pisałem o nim kilkakrotnie. Zainteresowanych odsyłam do, nadal aktualnych, relacji z niego opublikowanych w naszym portalu. Podczas poprzednich tu pobytów miałem pokoje w hotelu na początku Rynku, z fantastycznym widokiem z okien na jego dłuższą część z zabytkowymi kamieniczkami. Ale także na wieże kościelne górujące nad zabytkowym centrum. Tym razem zakwaterowano nas w hotelu, na który przerobiony został dawny browar książęcy.

Gonitwa z czasem

To w mieszkaniu przy nim urodził się w 1824 roku wielki kompozytor Bedřich Smetana. O czym przypomina pamiątkowa tablica na ścianie oraz muzeum w dawnym mieszkaniu zarządcy browaru, który był ojcem przyszłego twórcy „Mojej Ojczyzny”, „Sprzedanej narzeczonej” i innych arcydzieł czeskiej muzyki narodowej. Tym razem widok z okna hotelowego pokoju miałem na słynny zamek, ścianę pokrytą renesansowym graffiti, zdobione narożniki, arkadowy prześwit na drugim piętrze oraz… dźwigi budowlane. Bo jego wnętrze, przede wszystkim wspaniały, trzypoziomowy, arkadowy dziedziniec stanowiący ogromną konkurencję dla wawelskiego, i otaczające go części zamku, jest aktualnie rewaloryzowany.

W programie zwiedzania Litomyszli rozłożonym na popołudnie i wieczór drugiego, oraz poranek trzeciego dnia tej podróży studyjnej, obok zamku z zewnątrz i wewnątrz, czy ogrodów klasztornych, był również Rynek oraz słynny domek Portmoneum i piękny, barokowy kościół p.w. Odnalezienia Krzyża Świętego. Ostatni dzień presstripu to już była gonitwa z czasem. 20 minut na obejrzenie z zewnątrz (na szczęście miałem na to, nie tak dawno temu, z wnętrzami, ogrodami i dwoma w nich muzeami, prawie 4 godziny) wspaniałego rokokowego pałacu Nové Hrady. Z zaplanowanego Muzeum Motorowerów musieliśmy zrezygnować.

Vysoké Mýto w niespełna godzinę

Podobnie w ostatnim mieście na trasie: Vysoké Mýto słynącym z wież: kościelnych, ratuszowych oraz trzech zachowanych dawnych umocnień obronnych, a także największego w Czechach kwadratowego rynku, zabytkowych domów i kamieniczek oraz innych atrakcji, mieliśmy tylko 15 minut na wysłuchanie, na tymże rynku, informacji przewodniczki o mieście, jego historii i o tym, co warto w nim obejrzeć. Kolejne 20-25 minut musiało nam wystarczyć na poznanie bardzo interesującego Muzeum Czeskich Nadwozi (samochodów osobowych). I po szybkim obiedzie w podmiejskiej restauracji (piwo, pyszna zupa kulajda i pstrąg pieczony w soli, z frytkami i zieleniną) , powrót do Katowic.

Bo bilety powrotne na pociągi do Warszawy i innych miast, z których przyjechali dziennikarze, uczestnicy tego wyjazdu, były już wykupione. Jak już wspomniałem, o miastach oraz najciekawszych miejscach i obiektach które mieliśmy okazję poznać, napiszę wkrótce osobno. Teraz spróbuję krótko podsumować ten wyjazd. Był bardzo udany, w czym swój udział mieli gościnni organizatorzy, świetna pogoda i na ogół bardzo kompetentni przewodnicy po muzeach. Program okazał się bardzo interesujący nie tylko dla tych, którzy w tych miejscach znaleźli się po raz pierwszy.

Nie skracać programów!

Bo jak już wspomniałem, Litomyszli czy Nowych Zamków nadal nie mam dosyć, pomimo wcześniejszych pobytów w nich. Właściwie niemal wszystko, co znalazło się w programie, warto promować w Polsce i zachęcać rodaków, aby również poznawali te miasta, zabytki i inne atrakcje – a wymieniłem przecież tylko część z nich, pomijając np. przyrodę, trasy piesze, rowerowe, turystykę aktywną itp., które również proponuje Czesko-morawskie Pogranicze. Tyle, że był to program nie na dwie doby (ten trzydniowy wyjazd na miejscu był przecież tylko „od obiadu pierwszego do obiadu trzeciego dnia”) lecz co najmniej 4-5 dni.

W zagranicznych wyjazdach prasowych na zaproszenie ministerstw turystyki oraz zajmujących się ich promocją instytucji i organizacji uczestniczę od wielu lat. Byłem na wyjazdach 10 dniowych i dłuższych, bardzo wielu tygodniowych. Ostatnio ze względów oszczędnościowych, czas ich trwania jest skracany. Ale uważam, że nie należy popadać w tym w przesadę. Uczestniczący w nich dziennikarze muszą przecież to, o czym mają pisać i oceniać, jako warte polecenia cele wyjazdów rodakom, nie tylko zobaczyć i sfotografować, ale również przeżyć i „przetrawić”.

Co może przyciągnąć zagranicznych gości

Wydłużenie w przypadku wyjazdów prasowych do Czech, chociażby o jeden, a najlepiej dwa dni, ich czasu trwania, to oczywiście dodatkowe wydatki. Ale moim zdaniem, a mam w tej dziedzinie wieloletnie doświadczenia, niewspółmiernie małe zarówno w stosunki do wkładu pracy, jaki ponoszą w przygotowanie tych wyjazdów organizatorzy, jak również efektów promocyjnych. Ilości i rzetelności późniejszych relacji dziennikarskich, które mają informować rodaków, że tu czy tam jest coś naprawdę wartego zobaczenia, poznania i przeżycia. I zastanowienia się, czy z wielu innych propozycji wyjazdów turystycznych i wypoczynkowych, którymi atakowani są na każdym kroku i ze wszystkich stron, nie warto skorzystać z opisywanych w relacjach dziennikarzy, którzy już tam byli.

A nie tylko tekstów reklamowych biur podróży, hoteli itp. Relacjonowany wyjazd skłania mnie do jeszcze jednej uwagi. Jak już wspomniałem, nasi południowi sąsiedzi i przyjaciele zabiegają o turystów z Polski. Na ogół świetnie są do tego przygotowani. O licznych bezpłatnych wydawnictwach, które nie tylko zachęcają do wizyt „za miedzą”, ale również poznawania tamtejszej historii, zabytków i różnorodnych atrakcji, już wspominałem. Trudniejsze jest proponowanie potencjalnym zagranicznym gościom nie tylko tego, co na miejscu uważa się za bardzo ważne i warte tego, lub wynikające z potrzeby „sprzedania” tematu.

Holokaust czy zabytki?

Zwłaszcza zaś dostosowania oferty do możliwych zainteresowań i wiedzy na dany temat turystów z różnych krajów. W Svitavach urodził się Oskar Schindler. Jeden z nielicznych Niemców – „Sprawiedliwych wśród narodów świata”, zasłużony dla ratowania Żydów podczas Holokaustu. To duma tego miasteczka, uzasadniony powód aby gościom pokazywać jego, w rzeczywistości banalny, dom rodzinny, stojący po drugiej stronie ulicy w parku poświęcony mu pomnik, ale również dużą ekspozycję w miejskim muzeum. IAle szczegółowe opowiadanie gościom, także z Polski o tym, czym był Holokaust, Obóz w Krakowie – Płaszowie, nie mówiąc już o K.L. Auschwitz, uważam za nieporozumienie.

My, także młode polskie pokolenia, naprawdę wiele o tym wiemy. Wystarczyłoby wspomnieć, że to tam urodził się Schindler, może w kilku (dosłownie) słowach przypomnieć, kim był. A trwające kwadrans czy dłużej opowieści przewodniczki o Zagładzie, obozach i jednym z ludzi ratujących Żydów, zostawić dla tych, dla których mogą to być rewelacje. Turystów izraelskich, niemieckich, austriackich, czy z niektórych krajów europejskich lub zamorskich. A może nawet czeskich. Chciałbym być dobrze zrozumiany. W żaden sposób nie zamierzam deprecjonować tego tematu.

Próba podsumowania

Pochodzę z miasta, w którym Niemcy stworzyli pierwsze w okupowanej Europie getto dla Żydów, już pod koniec września 1939 roku. Holocaust i trupy tych, którzy próbowali dostarczać im żywności, widziałem z tej strony drutów. Podobnie jak wstrząsały mną informacje, że znajomi Żydzi, przyprowadzani do pracy po aryjskiej stronie zostali, w jej trakcie, wywiezieni na kirkut (cmentarz żydowski) na rozstrzelanie w ramach Endlosung – „Ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Ale nie sądzę, nawet jestem pewien, abyże Svitavy mogłyą przyciągnąć turystów polskich tą ekspozycją, domem, pomnikiem i opowieścią.

NA nie zaś innymi atrakcjami, które posiadają, a na poznanie których zabrakło nam czasu, bo wysłuchiwaliśmy doskonale znanych historii. Przerwanie przewodniczce opowieści o których byłoby, zwłaszcza biorąc pod uwagę temat, nietaktem. Oczywiście kwestia doboóru tego, czym można przyciągać turystów z różnych krajów oraz ich zainteresowaćń jest znacznie szerszay i dotyczy nie tylko turystyki czeskiej. Na zakończenie wrażeń i refleksji po tym wyjeździe, jeszcze jedna. Nasi południowi sąsiedzi mają na ogół już bardzo dobrą bazę turystyczną, w tym od bardzo dawna gastronomiczną.

Jedzenie droższe w sklepach, tańsze w gastronomii

Przy okazji dosyć częstych wyjazdów do Czech obserwuję ruch w tamtejszych barach, gospodach, karczmach, restauracjach i innych placówkach „zbiorowego żywienia”. Wiadomo, że największy jest przy piwie w piątkowe i sobotnie wieczory. Że wiele rodzin w niedziele czy weekendy woli jeść obiady poza domem. Inflacja oczywiście dotknęła również naszych sąsiadów. Ludzie, zwłaszcza gorzej sytuowani, zmuszeni są jeszcze bardziej do oszczędzania. Co widać także w obiektach gastronomicznych, szczególnie w początkowych dniach tygodnia.
Przy okazji zainteresowałem się cenami artykułów spożywczych.

Mówi się, ale nie miałem okazji aby to sprawdzić, że w sklepach są one przynajmniej trochę droższe niż u nas, chociaż nie na wszystkie produkty. Natomiast, co w tej sytuacji jest trochę zaskakujące, potrawy w gastronomii oceniam jako zdecydowanie tańsze niż w Polsce. Byliśmy gośćmi, jadaliśmy w różnych, ale z reguły dobrych lokalach. Wybieraliśmy z karty menu to, na co mieliśmy ochotę, nie interesując się prawą stroną (ceny) jadłospisów. Ale to i owo zwracało moją uwagę.

Trochę o cenach

Bardzo smaczne polewki (zupy): tradycyjny rosół z makaronem, świetne kulajdye (dosyć gęsta grzybowa z dużymi kawałkami grzybów, ze śmietaną), czy pyszna cebulowa z jajkiem, a to tylko przykłady, mieszczą się, w zależności od kategorii lokalu, po przeliczeniu, w granicach 75-108 złotych. Dania główne, bardzo obfite, dla mnie z reguły o wiele za duże, mięsne czy rybne, to wydatek od około 20kilkunastu, rzadziej do kilkudziesięciu złotych. Jeżeli chodzi o wielkość porcji, to od dosyć dawna rezygnuję w Czechach z zamawiania lubianej „vepřovej panenki” (trzech płatów pieczonego czy smażonego schabu z odpowiednią porcją ziemniaków lubczy frytek i zieleniny czy smażonejlub kapusty).

Podobnie „pečeneho kolena” (golonki), bo nie jestem w stanie zjeść nawet połowy podawanych porcji, a nie lubię wyrzucania jedzenia. Niestety, moje, ponawiane od lat apele, aby wprowadzić w Czechach także małe porcje, pozostają bez echa. Chwaląc czeską kuchnię, którą lubię, nie mogę pominąć faktu, że niekiedy, nawet w dobrych lokalach, można się nieźle „naciąć”. Np. zZamówiony na kolację „tatar” z grzankami okazał się porcją mielonego mięsa, podejrzewam, że nie wołowego, bez jajka, oliwy, cebulki, ale zmieszanego z… ketchupem. Nie dało się tego do końca zjeść. Nie mówiąc o 5 pajdach do niego smacznych grzanek z ciemnego chleba, który trzeba było nacierać podanymi obranymi ząbkami czosnku. A jadałem już w Czechach znakomitego tatara.

Gastronomiczne zaskoczenia

Na kolejną kolację, w innej bardzo dobrej restauracji, zamówiłem placki ziemniaczane z sosem grzybowym. On był doskonały, z kawałami grzybów. A placki? Złożonymi jak na naleśniki kawałkami cienkiego ciasta ze zmieszanej z wodą, bez soli… mąki kartoflanej. W smaku twarda tektura. Chyba znowu miałem pecha, bo „bramboraki”, podobne jak u nas placki z tartych ziemniaków, są tu popularne i smaczne. Jeżeli chodzi o ceny, to jeden konkretny przykład z mojego talerza: ogromnej porcji frytek z grillowanym płatem piersi indyka wielkości rozłożonej dłoni kowala, plus trochę zieleniny – porcja, którą mogą najeść się dwie dorosłe osoby, za równowartość około 35 złotych.

Ta informacja, może chyba zbulwersować naszych konsumentów nadsyłających do mediówprasy cenowe „paragony grozy” z Zakopanego czy z nad BałtykuWybrzeża.
No cóż, może po przeczytaniu tego zastanowią się nad zmianą kierunku wyjazdów? Bo w Czechach, nawet tuż za granicą, można nie tylko smacznie i taniej zjeść, wypić dobrego piwa za około 10 zł za pół litra (kupowanego w sklepach znacznie taniej), ale również naprawdę zobaczyć i przeżyć sporo ciekawego. O tym, co zasługuje na odwiedzenie i poznanie oraz szczególnie mogę polecić w miastach i miejscach, w których byliśmy w trakcie tej podróży studyjnej – już wkrótce.

Autor uczestniczył w dziennikarskim wyjeździe studyjnym na zaproszenie Destinačni společnosti Českomoravske pomezi w Litomyšli i przedstawicielstwa w Polsce Czech Tourism.

a