"Nine Lives" swoją formą nazwiązuje do "Opowieści kanterberyjskich" Chaucera. Z tą różnicą, że pielgrzymka Dalrymple'a nie ma jednego celu, ale aż dziewięć religijnych ścieżek. Każda z nich jest fascynująca. Każda z nich opowiada o innej drodze spełnienia. "My nie korzystamy z żadnej formy transportu z dwóch względów: podróżowanie z dużą prędkością zabija wiele żyjących stworzeń, a po drugie po to mamy dwie nogi, żeby na nich się przemieszczać, robiąc to z odpowiednią dla nas szybkością" - wyjaśnia pisarzowi dżinijska zakonnica z pierwszej opowieści - "chodzenie rozwiązuje problemy i niepokoje, uspokaja. Należy żyć z dnia na dzień, od jednej inspiracji do drugiej - tego nauczyłam się podczas mojego wędrowania." (str 22, tłumaczenie własne)
Dżinijska zakonnica, Ranakpur, północne Indie
Większość opisywanych przez Dalrymple'a życiorysów pełna jest bólu i cierpienia. Pisarz w przejmujący (ale nie przesadny) sposób przedstawia losy buddyjskiego mnicha, który postanowił odrzucić składane święcenia po tym, jak Chińczycy najechali Tybet, rozbili jego klasztor i brutalnie torturowali jego rodzinę. Passang zbiegł z ojczyzny, eskortując Dalajlamę do Indii. Tam szukał okazji do walki z okupantem. Wstąpił do indyjskiej armii, ale jego oczekiwania szybko zostały rozwiane: zamiast wojować z Chińczykami, Passang został wysłany na północny wschód, gdzie włączony był w wojnę, w rezultacie której powstał Bangladesz. Rozczarowany swoim życiem po 30 latach ponownie przyjął buddyjskie święcenia. W kontekście historii mnicha Dalrymple zagłębia się w istotę buddyzmu, a dokładnie śledzi mało eksponowany wątek przemocy w myśli buddyjskiej (na marginesie: jakiś czas temu był na ten temat świetny artykuł w Times Literary Supplement). Pisarz analizuje tybetańską kosmologię, wskazując na historię usprawiedliwionej przemocy, której można użyć broniąc dharmy - buddyjskiego prawa.
O dharmie, ale już w hinduskim kontekście, opowiada pisarz przy okazji spotknia z Rani Bai - córą Yellammy - świętą prostytutką. W południowych stanach Indii wciąż oddaje się młode dziewczyny do świątyni, by tam po przejściu rytuału poświęcenia stały się davadasi - zaczęły świadczyć usługi seksualne. To wielowiekowy zwyczaj, z którym próbowali walczyć najpierw Brytyjczycy, a teraz rząd indyjski, de facto spychając go do podziemia. Żeby wyjaśnić ten fenomen, Dalrymple sięga po IX-wieczną poezję, w której pojawia się motyw "dziewczyn ze świątyni". Średniowieczne davadasi kojarzone z płodnością, a przez to uważane za przynoszące pomyślność często pochodziły z arystokratycznych, a nawet królewskich rodzin. Zajmowały wysokie miejsce w świątyni. Często były piśminne. Tworzyły i recytowały poezję. Dzisiejsze davadasi to w przeważającej większości analfabetki pochodzące z najniższych kast, których rola sprowadzona została do li tylko świadczenia usług seksualnych. "Nie powinnaś płakać, to twoja dharma, twoja powinność, twoja praca" - mówiła do Rani Bai jej ciotka, zarządzająca domem publicznym w Bombaju po tym, jak dziewczyna została wyświęcona na davadasi bogini Yellammy.
W drodze na nabożeństwo w świątyni Wisznu
W eseju o świętej prostytucji Dalrymple skupia się głównie na jej społecznym aspekcie, wskazując na to, że religijna ranga rytuału została mocno zdegradowana. Zarobki davadasi są dzisiaj głównym źródłem przychodu biednych, wielodzietnych rodzin. Ojcowie "poświęcają" swoje córki, kiedy te mają 6-9 lat. Ceremonia odbywa się w nocy, bo jest nielegalna, a dziewczyny zaczynają pracować jako prostytutki, kiedy osiągną dojrzałość płciową. Za pierwszą noc z davadasi płaci się od 50-100 tys. rupi. "Oczywiście, że się boję" - mówi Rani Bai o zagrożeniu AIDS, na które umiera coraz cór Yellammy -"ale muszę dalej tak pracować, jeżeli chcę jeść."
Wędrowny asceta, północne Indie
Muszę przyznać, że Dalrymple to świetny rozmówca, ale jeszcze lepszy historyk i kulturoznawca. Jest dogłębny i otwarty w swoich poszukiwaniach, więc oferowane przez niego rozumienie indyjskiej religijności, chociażby w tak skrajnych dla europejskiego umysłu formach jak davadasi czy tantryzm, jest bardzo satysfakcjonujące i nieskażone niepotrzebną oceną. Jedną z największych zalet pisarstwa Dalrymple'a jest to, że sięga po indyjskie a nie europejskie kanony, żeby wyjaśnić istotę świętości, dzięki czemu unika kardynalnych błędów popełnianych przez wcześniejszych podróżników ze Starego Kontynentu. Uważam go za jednego z najciekawszych i najwybitniejszych żyjących autorów reportaży podróżniczych. Mogłabym napisać więcej o pozostałych opowieściach z "Nine Lives", ale nie chcę psuć wam radości z lektury. Książkę gorąco polecam, w tym polskim wydawcom, którzy wciąż Dalrymple'a nie odkryli, a już dawno powinni!
Źródło: blox.pl
{jumi [*6]}