Wielka niemiecka reżyserka Margarethe von Trotta od debiutu w 1970 roku „Utraconą częścią Katarzyny Blum", zawsze stała w kontrze do politycznego mainstreamu. W swoim najnowszym filmie przedstawia sylwetkę jednej z największych filozofek XX wieku - Hanny Arendt. Do roli tytułowej zaś zaangażowała wspaniałą aktorkę – Barbarę Sukową, nagrodzoną w 1986 roku Złotą Palmą za rolę innej wielkiej kobiety w filmie von Trotty – Róży Luksemburg.
Hannah Arendt na początku lat sześćdziesiątych mieszka z mężem w apartamencie na Manhattanie. Prowadzi wygodne życie docenianej pisarki i filozofa. Gdy dowiaduje się, że w Argentynie pojmano Adolfa Eichmanna, nazistowskiego funkcjonariusza odpowiedzialnego za plan masowej eksterminacji Żydów w czasie II wojny światowej, postanawia na własne oczy zobaczyć proces zbrodniarza. Arendt pisze relację z przebiegu procesu dla „The New Yorkera", następnie postanawia swoje wrażenia opisać w książce (słynnej „Eichmann w Jerozolimie").
W czasie procesu Arendt - a wraz z nią cały świat - widzą na ławie oskarżonych spokojnego, przeciętnego w zachowaniu urzędnika, który wcale nie wygląda jak dyszący krwią potwór (w filmie zamieszczone są prawdziwe nagrania z procesu). Relacjonując kolejne dni przesłuchań Hannah opisuje Eichmanna jako typowego biurokratę, bezrefleksyjnie wykonującego polecenia, który nigdy nie dostrzegł szerszego kontekstu swojej przerażającej działalności. Prowadzi ją to do sformułowania słynnej tezy o „niedającej się opisać i zrozumieć banalności zła". Takie stwierdzenie jest czymś zaskakującym dla współczesnych, którzy źle interpretując jej słowa posuwają się do zarzutów, że oto Żydówka i wielka filozof chce bronić odpowiedzialnego za Holocaust potwora. Arendt wspaniale odpiera falę krytyki, jednocześnie wspominając swoje przejścia w nazistowskich Niemczech.
W retrospekcjach przyglądamy się jej młodzieńczemu romansowi z innym wielkim filozofem - Martinem Heideggerem, późniejszym współpracownikiem NSDAP. Hannah, mimo że kosztowało ją to wiele nerwów i straconych przyjaźni, nie zerwała z byłym kochankiem po wojnie. Zarówno jego, jak i nieporównanie bardziej winnego Eichmanna, starała się zrozumieć. Co jednak wcale nie oznaczało wybaczenia, gdyż „normalność owa była dużo bardziej przerażająca niż wszystkie potworności wzięte razem".