poniedziałek, maj 13, 2024
Follow Us
środa, 03 grudzień 2014 00:00

Wydawnictwo Helion: Powidoki Piotra Strzeżysza Wyróżniony

Napisane przez Cezary Rudziński
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Powidoki. Tak autor nazwał swoje wspomnienia i relacje z wybranych podróży po kraju i świecie odbytych na rowerach i pieszo w ciągu minionych 25 lat.

Słowa tego nie ma w 3-tomowym Słowniku Języka Polskiego PWN, którym posługuję się od lat. Wikipedia natomiast wyjaśnia, że powidok to obraz następczy – zjawisko optyczne polegające na tym, że po wpatrywaniu się w jakiś kształt w jednym z kolorów podstawowych, a następnie odwróceniu wzroku, w oczach pojawia się ten sam, zamazany kształt w barwie dopełniającej. Jest to nietypowa książka podróżnicza.
Wydawnictwo prezentując autora na jej tylnej okładce pisze, że kilkunastoletni Piotr najpierw wybrał się po raz pierwszy samotnie na wędrówkę pożyczonym rowerem z Łukowa na południe Polski aby zrealizować kotłujące się w jego głowie od dłuższego czasu dziecięce marzenia i przekroczyć granice znanego, oswojonego świata. A w 25 później , mając za sobą tysiące kilometrów przejechanych rowerami w śniegu i upale, w dziesiątkach krajów na obu półkulach oraz spotkania z setkami ludzi napotkanych w drodze, napisać z niej swoją wersję wspomnień.
Z drogi, która cały czas trwa, nawet jeśli trzeba zatrzymać się na chwilę. Czytelnik nie znajdzie jednak w tej książce niemal zupełnie typowych relacji z rowerowych wypraw. I chociaż autor odwiedził wiele krajów, nie ma w niej ani jednego opisu zabytku. Tylko jakieś przypadkowe miejscowości czy, chyba na zasadzie wyjątku, muzeum. One wydają się go w ogóle nie interesować. Autora pasjonuje przede wszystkim ciągłe przemieszczanie się, spotykanie nowych, ale także tych samych, wcześniej poznanych ludzi. Rozmowy z którymi, ich przyjazne słowa, gesty, czy udzieloną mu pomoc, pamięta nierzadko po latach. I przeżywa je głęboko.
„Może każde takie spotkanie – pisze w przedostatnim rozdziale – ci wszyscy przypadkowi ludzie na mojej drodze, zabierają jakąś cząstkę mnie, a ja zabieram cząstkę ich, i jedyne co po nas pozostaje, to niewyraźne, rozmazane powidoki, w których później, po latach, na próżno usiłujemy siebie odnaleźć." Wspomnienia te, zawarte w 20 rozdziałach poprzedzonych mottami - cytatami różnych autorów, spinają jak klamrą Wstęp i Post scriptum. W pierwszym z nich autor opisuje m.in. niegroźny, jak wydawało się początkowo, upadek z rowerem w drodze z Alaski na południe, w miejscowości nomen omen Fall City, co znaczy „Upadek".
I złamanie kolana, co okazało się dopiero w kilka dni później podczas wizyty u lekarza w Portland, do którego podróżnik dotarł autobusem. A w konsekwencji konieczność operacji. W Post scriptum, napisanym w 2014 roku kolano jest już prawie zrośnięte. „Za miesiąc – zapowiada autor – znów ruszam w drogę. Po co? Na dobrą sprawę – nie wiem. Za każdym razem, kiedy gdzieś się wybieram, zadaję sobie to samo pytanie. I często buduję różne odpowiedzi, które wcale nie muszą być prawdziwe, czy też wcale nie chcą same z siebie stać się prawdziwe. Może gdybym znalazł właściwą odpowiedź, przestałbym się włóczyć?".
Wspomnienia i relacje z wybranych podróży po kraju, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Islandii, Indiach, Kanadzie i USA są bardzo różnorodne. Chociaż ciekawie, a większość wręcz znakomicie, napisanych barwnym, soczystym językiem. Autor zaczyna od wspomnianej już pierwszej wyprawy rowerowej w 1989 roku, której szczegóły są zaskakujące. Odbył ją samotnie dzięki księdzu, który pomógł ówczesnemu uczniakowi i ministrantowi nie tylko pożyczając rower, ale również zapewniając jego rodzinę, że zabiera chłopaka na obóz oazowy. Podobnie było podczas dwu następnych wakacji.
Napisane z niej wspomnienia i sporządzona dokumentacja zgłoszona do konkursu radiowej „3" – „Wakacje na dwóch kółkach" została przy drugim podejściu nagrodzona wyjazdem w 13 osobowej grupie do Hiszpanii. Podczas niego niewiele było jazdy na rowerach – tak przynajmniej zapamiętał ją autor – gdyż podróż w 1992 r. odbywała się autokarem. A jej uczestnicy musieli pozować do zdjęć reklamowych sponsora w grubych dresach przy 40º upale, bluzach oraz firmowych koszulkach. Ale wyjazd ten rozbudził w chłopaku potrzebę włóczenia się po świecie.
Przez kolejne 10 lat, jak pisze, „zajeździł" 3 rowery i przejechał tysiące kilometrów. Później były wyjazdy za granicę na dłużej w jedno miejsce „aby pomieszkać, pobyć, złapać oddech". Pierwszym z nich, tuż po studiach, był wyjazd do Wielkiej Brytanii, gdzie przez 10 miesięcy pracował jako wolontariusz w domu opieki nad osobami niepełnosprawnymi w Alne w hrabstwie Yorkshire. Bardzo ciekawie opisanym, zwłaszcza relacje z podopiecznymi. Z ogromnym zainteresowaniem czytałem również wspomnienia z pobytu autora w Islandii, nie pierwszego, do której wybrał się w 2004 roku na pieszy trekking po niemal bezludnym, chociaż popularnym w weekendy, półwyspie Hornstrandir.
Zwłaszcza interesująco opisane zostały dzieje osadnictwa na tej wyspie, język islandzki, który nie zmienił się od czasów średniowiecza, tamtejsze obyczaje i wierzenia – oraz ich przemiany w ciągu stuleci – w trole, elfy, gnomy itp., ale również zwyczaje bożonarodzeniowe. A także spotkania z polskim emigrantami zarobkowymi. Kapitalnie napisane są wspomnienia z pobytu w Indiach oraz drodze z i na rowerze na północ tego kraju, w kierunku Ladakhu. Autor niezwykle barwnie opisuje nawet tak banalne sytuacje jak przejazd w New Delhi lotniskowym autobusem od trapu samolotu do budynku portu lotniczego.
Następnie trudny przejazd na rowerze w nocy w tym nieznanym mu mieście z lotniska na dworzec kolejowy. A później próbę samodzielnego kupienia biletu kolejowego w potwornym tłumie i w fałszywej kasie dla cudzoziemców, do której zaprowadzili go oszuści – naganiacze. I niesamowitą podróż z rowerem pociągiem osobowym w 2 klasie, w nieprawdopodobnym ścisku, w pierwszym etapie 12 godzinnej jazdy z przesiadkami na stopniach wagonu. Czy później przemieszczania się podczas powodzi, m.in. pokonywania rzeki z rowerem i sakwami w koszyczku przeciąganym nad szalejącym nurtem. To chyba najciekawsze części tej książki.
Chociaż z równym zainteresowaniem czytałem o spotkaniu i wieczorze spędzonym z przypadkowo poznanymi ludźmi podczas podróży z Alaski, docelowo do Argentyny. Do której – w domyśle – autor wówczas nie dotarł ulegając na trasie wspomnianemu już wypadkowi. M.in. spotkaniu z poznanymi dwa lata wcześniej rdzennymi mieszkańcami Alaski z plemienia Tlingitów, których przodkowie przed tysiącami lat przywędrowali z Syberii. Czyta się to doskonale. Szkoda jednak, że w książce nie ma zdjęć z tych podróży, chociaż autor, jak pisze w wielu miejscach, dużo fotografował. Tylko jedno z jego zdjęć wykorzystano na okładce.

POWIDOKI. Autor: Piotr Strzeżysz. Wydawnictwo Helion, wyd. I, Gliwice 2014, str. 161, cena 29,90 zł. ISBN 978-83-283-0071-2.

Dodatkowe informacje

  • Wydawca: wydawnictwo Helion
  • Język: polski
  • Gatunek: wspomnienia z podróży
  • ISBN: 978-83-283-0071-2
  • Recenzent: Cezary Rudziński
  • Data recenzji: 2014-12-03
  • Ocena recenzji: 5
  • EAN: 9788328300712

a