środa, maj 01, 2024
Follow Us
poniedziałek, 26 lipiec 2010 22:52

Tylko bez gospodarki!

Napisane przez Marcin Rosołowski / za Home&Market
Oceń ten artykuł
(2 głosów)

Cykl wydawniczy miesięcznika ma swoje prawa. Kiedy piszę ten tekst, wynik wyborów prezydenckich jest wciąż wielką niewiadomą. Kiedy Państwo bierzecie do ręki niniejszy numer „Home&Market", wszystko już jest jasne.

{jumi [*4]}Ba, zapewne niemała gromada ekspertów twierdzi wszem i wobec, że taki, a nie inny wybór Polaków był do przewidzenia od dawna. Oni oczywiście przewidzieli, acz owocami swoich analiz nie chcieli się dzielić wcześniej...

W każdym razie, niezależnie od wyniku wyborczych zmagań, jedno jest pewne i oczywiste: merytoryczna jałowość tej kampanii. Kandydatów wiele dzieli, ale – przynajmniej, jeśli idzie o tych najważniejszych – łączy jedno: ucieczka od kwestii gospodarczych. Wyborca, śledząc wypowiedzi tych panów, przeciera oczy ze zdumienia. Okazuje się bowiem, że mało jest kwestii, w których zaciekle rywalizujące ze sobą środowiska są tak zgodne, jak w sprawach ekonomicznych. PiS, przeciwstawiający nie tak dawno „Polskę solidarną" „Polsce liberalnej", okazuje się być orędownikiem przedsiębiorczości. Hasło „enrichez-vous" (no, może z napomnieniem: uczciwie!) pasuje oto do Polski solidarnej. A to tylko połowa cudu, bowiem Platforma Obywatelska powściągnęła swoje sympatie do daleko idącej prywatyzacji. Podkreślono, że prywatyzacja też ma swoje granice, a narodowych sreber się wszak nie wyprzedaje... W ten sposób mamy pierwszą w Europie partię liberalną z niezbyt liberalnym programem.

Omijanie szerokim łukiem ważnych, ale dzielących opinię publiczną kwestii gospodarczych nie można tłumaczyć zakresem uprawnień głowy państwa. Akurat gospodarka jest tym obszarem, gdzie prezydent może na wiele sposobów zaznaczyć swoją aktywność. Dysponuje różnymi uprawnieniami, od inicjatywy ustawodawczej, poprzez tworzenie ciał doradczych, a skończywszy na bieżącym kontakcie z przedstawicielami pracodawców. Może być rzecznikiem polskiego biznesu w zmaganiach z krajową biurokracją i popierając polskich inwestorów za granicą.

Główni kandydaci postawili jednak na upodobnienie się do siebie. Skoro mam taki sam pogląd na gospodarkę, jak oponent, to trudno mu będzie mnie zaatakować. A wchodzenie w szczegóły, dzielenie włosa na czworo jest groźne i bezsensowne, skoro znakomita większość wyborców nie orientuje się w arkanach wolnego rynku. Doskonałym przykładem sposobu myślenia partyjnych środowisk jest, wracająca jak bumerang, sprawa dopuszczalności prywatyzacji szpitali. Platforma w panice odcięła się od deklaracji sprzed trzech lat, nie bawiąc się w wyjaśnianie, w czym jest sedno sprawy. A przecież z punktu widzenia przeciętnego pacjenta nie jest ważne, do kogo należy szpital. Istotne, czy państwo pokryje koszty leczenia. Jednak politycy uznali, że od takich spraw należy się trzymać z daleka...

Cóż, elektorat w swej masie nie interesuje się programami gospodarczymi. Nie ma cierpliwości ani ochoty zajrzeć, co się kryje pod ogólnikowymi hasłami. Kłaniają się lata wykorzystywania przez polityków tematyki gospodarczej jako broni do atakowania adwersarza, albo jako przynęty dla zdobycia poparcia (pamiętacie Państwo sto milionów obiecywane przez Wałęsę?). Wyborca zdołał sobie zakodować, że skoro w gruncie rzeczy i tak chodzi nie o poważne sprawy, ale o puszczanie oka, to co się będzie tym przejmował. Bardziej go bawią osobiste przytyki kandydatów i wyciąganie prawdziwych bądź domniemanych afer.

Sytuacja nie jest wcale zabawna, gdy dojdziemy do wniosku, że to symptom podejścia większości Polaków do gospodarki. Jesteśmy jednym z najgorzej wyedukowanych w zakresie gospodarczego abecadła społeczeństw Unii Europejskiej. Nikt nie oczekuje, że 38 milionów Polaków będzie miało w małym palcu wszystkie teorie cyklu koniunkturalnego. Wypadałoby jednak wiedzieć, co oznacza prywatyzacja, co to takiego giełda i skąd się biorą emerytury. Na problem niskiej wiedzy nakłada się poważny problem wykluczenia ekonomicznego, dotyczącego nie tylko 80- i 90-latków. W świecie, gdzie ekonomia przestała być misterium wąskiej grupy bankierów i bogaczy, a wkroczyła w niemal wszystkie sfery życia codziennego, nieznajomość zasad wolnego rynku pociąga za sobą smutne konsekwencje.

Instytucje i media podejmują działania związane z edukacją finansową. Widać aktywność NBP, na uznanie zasługują też takie akcje, jak cykl publikacji przygotowanych wiosną br. przez „Super Express" we współpracy ze SKOK. Jednak to pole do działania dla polityków. W ich rękach jest klucz do programu edukacji finansowej, do walki ze stereotypami tyczącymi się gospodarki. Zamiast rezygnować z debaty o rynku, winni pokazywać, że sprawy gospodarcze nie leżą poza zasięgiem decyzji przeciętnego obywatela. Mogą animować działania i włączać w nie biznes.

Cóż, w najbliższych kilkunastu miesiącach czekają nas jeszcze dwie kampanie – przed wyborami samorządowymi i parlamentarnymi. Czy będzie w ich trakcie miejsce na gospodarkę? Raczej trudno o optymizm. W polskich realiach hasło Clintona „Gospodarka, głupcze!" uzyskało wydźwięk ostrzeżenia – omijaj, głupcze, śliskie gospodarcze tematy...

Felieton ten autorstwa Marcina Rosołowskiego, Dyrektora ds. Strategii i Rozwoju AM Art-Media został opublikowany na łamach miesięcznika Home&Market.

{jumi [*9]}

a