Wszechstronni rzeczoznawcy
Dziennikarze „Wprost" twierdzą, że dzięki opinii Jana B., emerytowanego inżyniera, eksminister mógł wywinąć się z kłopotów. Biegły wycenił bowiem jego zegarek na 9660 złotych, tymczasem w oświadczeniu majątkowym trzeba uwzględnić jedynie przedmioty, których wartość przekracza 10 tysięcy złotych.
Sam biegły w rozmowie z dziennikarzami przyznał z rozbrajającą szczerością, że dotąd tylko raz w życiu wyceniał zegarek, a on sam „nie jest specjalistą od zegarków".
Nie każdy biegły podchodzi jednak z takim dystansem do własnych kompetencji, a raczej ich braku. Centralne Biuro Antykorupcyjne w tym roku kontrolowało okoliczności przetargi na zakup sprzętu do nowego bloku operacyjnego w białostockim szpitalu wojewódzkim. Były podejrzenia, że postępowanie zostało „ustawione" pod konkretną firmę. Podejrzenia te okazały się bezpodstawne, ale – co ciekawe – wskazująca na możliwe nieprawidłowości opinia biegłego została odrzucona przez Biuro.
Aleksy P., który sporządzał opinię, jest emerytowanym pułkownikiem i ekspertem... wszechstronnym. Na liście biegłych Sądu Okręgowego w Białymstoku figuruje jako rzeczoznawca od maszyn i urządzeń technicznych (nie od bardzo specyficznego sprzętu medycznego), lakiernictwa samochodowego i malarstwa technicznego oraz wyceny nieruchomości majątkowych. P. był w przeszłości bohaterem publikacji medialnych – dodajmy, w kontekście niezbyt dla niego przychylnym. Zarzucano mu plagiat przy pisaniu pracy habilitacyjnej. Aleksy P. miał bowiem wykorzystać wyniki badań innych osób, z którymi, jako kierownik, realizował projekty badawcze finansowane przez Komitet Badań Naukowych i Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Brak kompetencji nie jest przeszkodą
Doniesienia te nie dziwią prawników.
- Gdyby ktoś sprawdził procedury, związane z wpisywaniem poszczególnych osób na listy biegłych, mógłby dojść do ciekawych wniosków – komentuje Paweł Kępski, radca prawny. – W poważnych sprawach opinie wydają osoby, które nie mają do tego nie tylko odpowiednich, ale wręcz żadnych kompetencji. Białostocka sprawa pokazuje, że nawet afera związana z plagiatem nie jest dyskwalifikująca dla biegłego. A przecież od opinii takich osób w dużej mierze zależą sądowe wyroki.
Kępski jest zdania, że obwarowanie wpisu na listę biegłych kolejnymi regulacjami prawnymi nie rozwiąże problemu.
- Po prostu kompetencje i przeszłość takich osób powinny być wnikliwie badane. Wyobraźmy sobie, że sprawę prowadzi sędzia, który ma za sobą rok studiów prawniczych – słusznie można założyć, że poprowadzi ją wadliwie. Tymczasem niekompetentni biegli nie budzą takiego oburzenia, jak powinni – uważa prawnik.
{jumi [*9]}