piątek, marzec 29, 2024
Follow Us
czwartek, 03 październik 2019 14:56

„Dama z gronostajem” – historia z odrobiną fantazji Wyróżniony

Napisane przez Radosław Konieczny
Oceń ten artykuł
(1 głos)
Teza autorki nijak się ma do realiów – skoro Fundacja chciała dzieło spieniężyć za granicą, to czemu przekazała i obraz, i resztą zbiorów za ułamkową ich wartość? Teza autorki nijak się ma do realiów – skoro Fundacja chciała dzieło spieniężyć za granicą, to czemu przekazała i obraz, i resztą zbiorów za ułamkową ich wartość? mat.pras

Pięćset lat po śmierci Leonarda da Vinci jego dzieła nie przestają fascynować – szczególnie, że wiele z nich kryje zagadki. Wśród książek poświęconych mistrzowi, a wydanych w tym roku w Polsce, znalazła się również ta poświęcona jednemu ze skarbów naszych muzeów – słynnej „Damie z gronostajem”, autorstwa Katarzyny Bik.

Dzisiaj cieszymy się, że pozostanie ono dobrem narodowym, ale jeszcze kilka lat temu obraz był przedmiotem gorszących politycznych kłótni.

Zakręty polskiej historii są mocno naznaczone rabunkiem i niszczeniem skarbów kultury. Na olbrzymią, porównywalną tylko z latami II wojny światowej skalą ogołocono polskie pałace, dwory i świątynie w latach „potopu”. Upadek Rzeczypospolitej Obojga Narodów symbolicznie przypieczętował rabunek Biblioteki Załuskich. Kolekcje gromadzone przez ludzi i instytucje w latach zaborów nierzadko spotykał ten sam los. Tragedia ostatniej wojny jest oczywista, a po jej zakończeniu to, co ocalało, zostało – nader często z naruszeniem prawa – odebrane prawowitym właścicielom. Nie zawsze zabrane dzieła cieszyły oko w muzealnych salach, bowiem znacznie częściej pokrywały się kurzem w muzealnych magazynach.

Transakcja zawarta przez państwo z Fundacją Książąt Czartoryskich była unikalna pod wieloma względami. Oczywiście, ze względu na znaczenie otrzymanych przez państwo polskie dóbr – wielkich zbiorów bibliotecznych i muzealnych, wśród których najbardziej znane jest dzieło Leonarda, ale które obfitują też w inne wartościowe obiekty. Należy podkreślić fakt, że kolekcja została przekazana Polsce za ułamek jej wartości, 100 mln euro.

A transakcja ta obejmuje również dzieła, które w latach II wojny światowej zaginęły, ale mogą zostać odnalezione, jak „Portret młodzieńca” Rafaela. Unikalna – niestety – jest praktyka, że państwo wykazało się szacunkiem prawa własności i kupiło kolekcję. Za to na głowę ministra kultury, wicepremiera Piotra Glińskiego spadły gromy, przede wszystkim ze strony Lewicy, Nowoczesnej i Platformy Obywatelskiej. Ni mniej, ni więcej sugerowano, że transakcja była skandalem, bowiem zbiory… można było przywłaszczyć. I właścicielom pokazać figę.

Wracając do wspomnianej książki Katarzyny Bik: czyta się ją jednym tchem. Szkoda, że im bliżej współczesności, tym bardziej autorka folguje wyobraźni. Otóż sugeruje, że cała Fundacja Książąt Czartoryskich powstała po to, by… wywieźć „Damę” za Ocean. Brzmi to zabawnie, jeżeli przypomnieć sobie argumenty przeciwników transakcji, którzy dowodzili, że Polska nie powinna płacić ani złotówki, bowiem obraz i tak nie może zostać wywieziony. Teza autorki nijak się ma do realiów – skoro Fundacja chciała dzieło spieniężyć za granicą, to czemu przekazała i obraz, i resztą zbiorów za ułamkową ich wartość?

Trzeba pamiętać, że na te warunki – bezwzględnie korzystne dla Polski – zgodził się Adam Karol Czartoryski, urodzony i wychowany w Hiszpanii, z ojca Polaka, ale matki księżniczki Obojga Sycylii z rodu Burbonów. W Polsce nie dorastał, nie mieszkał, lecz po demokratycznych przemianach zdecydował się na wspaniałomyślny gest. W 1991 roku powołał Fundację Książąt Czartoryskich, której przekazał opiekę nad zbiorami – po tym, jak wróciły one do prawowitych właścicieli. Sfinalizowane za obecnego rządu rozmowy o kupnie i darowiźnie zbiorów i nieruchomości były konsekwencją decyzji Adama Karola Czartoryskiego. Jeśli odłożyć na bok bieżącą politykę, to jego zasługi dla kultury polskiej są niepodważalne i nieocenione.

Mimo wszystko – książkę warto przeczytać. Choć z dystansem.

a