środa, maj 01, 2024
Follow Us
wtorek, 23 sierpień 2011 10:13

Magia dat - felieton V

Napisane przez Arkadiusz Bińczyk / Home&Market
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Warszawa - Stadion Narodowy w budowie Warszawa - Stadion Narodowy w budowie fot.: KC

W czasach Polski Ludowej oddawanie do użytku nowych inwestycji było podporządkowane swoistemu rytuałowi dat. Uroczyste przecięcie wstęgi – najlepiej w obecności pierwszego sekretarza Komitetu Centralnego, a co najmniej Komitetu Wojewódzkiego – odbywało się w święta ważne dla ówczesnej władzy.

{jumi [*4]}Żelaznym punktem dorocznych obchodów Święta Manifestu Lipcowego były gigantyczne celebry, podczas których oddawano do użytku fabryki, szkoły, szpitale. To „oddawanie do użytku" należy wziąć w cudzysłów, bowiem po uroczystym otwarciu obiekt bywał często zamykany, a prace budowlane lub wykończeniowe trwały nadal. Sukces opiewały gazety i Dziennik Telewizyjny, lecz pacjenci nowy szpital mogli co najwyżej obejrzeć z zewnątrz.

Karol Marks twierdził, że historia powtarza się jako farsa. I jak tu nie wierzyć słowom klasyka, gdy obserwuje się żonglowanie „magicznymi" datami przy okazji niezmiernie ważnych dla Polski inwestycji infrastrukturalnych. Okazuje się, proszę Państwa, że wywalczyliśmy prawo do bycia gospodarzem finałów piłkarskich mistrzostw Europy w 2012 r. nie po to, by skorzystać z szansy promocji kraju wśród tysięcy gości z zagranicy. EURO 2012 to pretekst, by zbudować metro, drogi szybkiego ruchu i autostrady. Sceptyk może zapytać, czy do budowy dróg czy też metra potrzebny jest jakiś konkretny pretekst oprócz braku tychże – ale widać jest potrzebny, skoro zgodnie i rząd, i opozycja mówią o planie budowy dróg w kontekście sportowej imprezy.

EURO 2012 jest oczekiwane przez Polaków niemal jak przyjście Mesjasza przez Naród Wybrany. Rośnie przekonanie, że dosłownie z dnia na dzień Polska – brzydka panna na wydaniu, jak był ją łaskaw określić profesor Bartoszewski – zmieni się w piękną i obleganą przez kawalerów księżniczkę. Zaleją nas tłumy turystów, którzy zostawią nad Wisłą miliony euro, kraj pokryje się samoistnie siecią autostrad, dworce będą czyste i piękne, a z Warszawy nad morze dojedziemy koleją w godzinę, jeśli nie szybciej... Rozbudzono ogromne nadzieje, w dodatku zrobiono to zupełnie bezpodstawnie. Politykom zaś nie zależy na rozwiewaniu tego mirażu. Koalicja wie, że do wygrania wyborów potrzebne są przede wszystkim hojne obietnice, a pozostałe partie wolą czekać, aż rząd na obietnicach się wyłoży i wtedy dokopać leżącemu.

Podobne jest podejście do polskiej prezydencji w Unii Europejskiej. Jasne – to ważne wydarzenie, także z punktu widzenia szans na promocję Polski w Europie. Jednak nasza prezydencja nie zmieni oblicza Unii, a tym bardziej oblicza naszego kraju. Wsłuchując się w wypowiedzi polityków i zachwyty publicystów można uznać, że oto teraz Unia będzie tańczyć tak, jak Polska zagra. I znowu ten sam mechanizm – nie gasić entuzjazmu, rozbudzić nadzieje, wpoić przekonanie, że 1 lipca 2011 r. otworzył w historii kraju nowy rozdział.

Rozczarowanie nastąpi wcześniej czy później. A skutki zawiedzionych nadziei trzeba oceniać nie tylko z perspektywy losów tej czy innej partii politycznej. Polacy są społeczeństwem, które wciąż czuje słabą więź z państwem – urzędnicy, politycy to „oni", a nie „my". Kwestia tego, by było dobrze, to „ich" sprawa – mają to załatwić, a „my" tylko poczekamy na efekty. Porównajmy to ze Stanami Zjednoczonymi, gdzie lokalne wspólnoty aktywnie działają na każdym poziomie, skutecznie załatwiając kwestie ważne dla mieszkańców. W Polsce wciąż – dwie dekady po upadku PRL-u – mizernie to wygląda. I nie będzie wyglądało lepiej, dopóki politycy będą lekką ręką rozdawać obietnice, świetnie przy tym wiedząc, że trudno, a nawet niemożliwe będzie je w przyszłości dotrzymać .

Świat by się nie zawalił, gdyby na siłę nie obiecywano, że do 2012 r. powstaną setki kilometrów autostrad. Realizacja tak ambitnego programu wymaga wielu lat. Nawet, gdyby skarb państwa pęczniał od pieniędzy, spełnienie lekkomyślnej obietnicy nie byłoby pewnie możliwe. Polskie prawo jest fatalne, procedury przetargowe przeciągane są w nieskończoność, a urzędnicy traktują przedsiębiorców jako potencjalnych oszustów. W ciągu ostatniego roku kilka firm zeszło z placu budowy, wskazując na niemożność porozumienia się z Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad. Budowlańcy narzekają, że traktuje się ich jak rekrutów w koszarach – wydaje rozkazy, a w razie problemów nie negocjuje, tylko nakłada kary. W efekcie nie ma nowych dróg, za to przybywa sporów w sądach. Część tych sporów na pewno zakończy się przegraną państwa, co z kolei pociągnie za sobą konieczność wypłaty odszkodowań.

Politolodzy i politycy mogą załamywać ręce nad niską świadomością obywatelską Polaków. Dopóki jednak będzie się stosowało chwyty i metody z epoki realnego socjalizmu, to trudno oczekiwać, że Polacy będą mieli do rządzących i własnego państwa inny stosunek, niż właśnie w czasach ludowej demokracji.

Felieton "Magia dat" został opublikowany na łamach miesięcznika gospodarczego Home&Market

{jumi [*9]}

a