Odejście od ustalania kwot oraz ceny minimalnej zaostrzy konkurencję - zarówno w skali całej Unii Europejskiej, jak i na rynkach poszczególnych krajów, w tym także w Polsce. Istotne jest, żeby proces ten nie doprowadził do dominacji kilku największych europejskich graczy, co w dłuższej perspektywie grozi eliminacją efektywnych, ale mniejszych producentów i przyniosłoby wszystkie negatywne konsekwencje nadmiernej koncentracji (m.in. wzrost cen). Dlatego niezwykle ważny jest sprawny monitoring i - w razie potrzeby - odpowiednia reakcja Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Pojawia się też problem kształtowania relacji rynku unijnego z innymi czołowymi producentami cukru na świecie. Trudno dziś jednak znaleźć na świecie państwo, które - w takiej czy innej formie - nie wspierałoby produkcji cukru. Jej światowy lider - Brazylia - dotuje rewitalizację plantacji trzciny cukrowej. Rynek amerykański jest regulowany za pomocą kontyngentów i cen minimalnych. Przykłady można mnożyć. Zdrowy rozsądek nakazuje, aby w kwestii otwarcia unijnego rynku cukru na zewnątrz działać na zasadzie wzajemności. Wszak nie na tym polega uczciwa konkurencja, żeby wpuszczać na własny uwolniony rynek producentów z krajów chroniących swoje rynki lub dotujących eksport.
Sprawnie przeprowadzone uwolnienie rynku cukru prawdopodobnie doprowadzi do obniżenia cen. Wcale nie oznacza to jednak, że w ślad za tańszym cukrem spadną też ceny wyrobów, do produkcji których jest on używany. Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika bowiem, że w latach 2006-2010, kiedy cukier staniał o ponad 20 proc., szereg wyrobów, w których jest on istotnym składnikiem (batony, napoje gazowane) podrożało o kilkanaście procent. Wzrosły zwłaszcza ceny wyrobów wielkich międzynarodowych koncernów, mających znaczące udziały w rynku. Warto o tym pamiętać zmieniając zasady produkcji i obrotu cukrem, bo tam gdzie pojawia się koncentracja największych graczy, prędzej czy później pojawią się też wyższe ceny.
Zbigniew Sulewski, Centrum im. Adama Smitha
{jumi [*9]}