czwartek, maj 02, 2024
Follow Us
×

Ostrzeżenie

JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 98.
piątek, 21 październik 2011 15:17

Węgierska piosenka samobójców Wyróżniony

Napisała
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Plakat filmu "Gloomy Sunday" z 1999r. Plakat filmu "Gloomy Sunday" z 1999r.

Zapewne gdzieś pod koniec października powstała ostateczna wersja najsłynniejszej na świecie piosenki samobójców – węgierskiej „Smutnej niedzieli”. Znana jako „Gloomy Sunday” (lub po węgiersku „Szomorú vasárnap”) inspirowała wielu artystów, ale także zwykłych słuchaczy… do samobójstw.

Węgierska piosenka „Szomorú vasárnap” od lat wywołuje wiele kontrowersji. Otoczona niezliczonymi legendami kompozycja doczekała się kilkudziesięciu różnych wersji. Utwór powstał w 1933r. Trwał jeszcze wielki kryzys gospodarczy, co mogło być przyczyną dużej liczby samobójstw w tym czasie. Jednak podejrzanie wielu samobójców wybierało „Gloomy Sunday” na ostatnią piosenkę swojego życia.

Jak i dlaczego tak się stało? Tego do dzisiaj nikt nie jest pewien. Wiadomo natomiast, że piosenkę skomponował Rezső Seress, muzyk grający w budapeszteńskich knajpach, a słowa do niej napisał jego przyjaciel, László Jávor. Piosenki Seressa były znane tylko stałym bywalcom karczmy „Kis Pipa”. Być może tak by już zostało do końca jego dni, ale w 1933r. węgierski muzyk skomponował „Smutną niedzielę” i całe jego życie uległo radykalnej zmianie. Nie tylko zresztą jego życie.

Seress nie był zbyt wykształconym artystą. Nie miał też szczęścia. Nie znał się na nutach, na fortepianie grał jedną ręką. Potrafił tylko gwizdać. Mimo, że to on skomponował melodię, ktoś inny musiał zapisać nuty „Smutnej niedzieli”. Artysta, żeby wydać to dzieło, musiał najpierw sprzedać swój perski dywan. Początkowo nikt nie był zainteresowany jego nowym utworem. Wydawcy twierdzili, że nie ma sensu upubliczniać tej piosenki, gdyż jest zbyt melancholijna. Jeden z nich stwierdził: „To nie jest tak, że ta piosenka jest po prostu smutna. To jest uczucie takiej strasznej rozpaczy w niej. Nie sądzę, by ta piosenka mogła zrobić cokolwiek dobrego dla kogokolwiek.” Jego słowa miały się okazać prorocze.

Zanim jeszcze piosenka weszła do powszechnego obiegu, zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Gazety podały, że László Lédig, doradca węgierskiego Ministra Finansów zastrzelił się w taksówce. Niby takie rzeczy się zdarzają, ale obok jego listu pożegnalnego znaleziono nuty „Smutnej niedzieli”. Nie wiadomo, skąd je wziął, skoro piosenka nie została jeszcze wydana. 7 listopada węgierska gazeta „8 Órai Újság” nazwała utwór „zabójczym szlagierem”. Piosenka Seressa odniosła niebywały sukces. Jednak największą sławę przynieśli jej… samobójcy.

 

Po 3 latach utwór zdobył popularność na całym świecie, przetłumaczono go na kilkadziesiąt języków. Mimo wielkiej sławy i wielu zaproszeń Rezső Seress nigdy nie wybrał się za granicę. Zresztą, stamtąd także dobiegały niepokojące wieści.

Na przykład z Londynu. To tam mieszkańcy pewnego bloku zaniepokoili się dźwiękami dochodzącymi z mieszkania ich sąsiadki. Z gramofonu bez końca leciała „Smutna niedziela”. Zdenerwowani lokatorzy po wielu próbach dostania się do mieszkania, postanowili wyważyć drzwi. Zastali makabryczny widok – kobiety, która podcięła sobie żyły.

Albo z Rzymu. Młody chłopiec jechał rowerem, by dostarczyć pewną przesyłkę. Pod drodze spotkał na ulicy żebraka, który nucił melodię „Gloomy Sunday”. Bezdomni zawsze mieli wielki sentyment do tej piosenki. Włoski chłopiec, kiedy usłyszał „Smutną niedzielę”, porzucił swój rower, oddał wszystko, co miał, bezdomnemu i zeskoczył z najbliższego mostu.

Nie wiadomo, ile w tych historiach prawdy, a ile legend, sensacji i plotek. Podobno przy „Smutnej niedzieli” samobójstwo popełniło ponad 100 osób. Po fali samobójstw wiele lokalnych rozgłośni radiowych (na Węgrzech, ale i we Francji, czy w Stanach Zjednoczonych),  nie chciało grać piosenki Seressa. Wielu artystów odmówiło zagrania „Gloomy Sunday” (choć wielu też później nagrało własne wersje – m. in. Billie Holiday, Ray Charles, czy Björk). Wydano również zakaz publicznego wykonywania tej piosenki. Ale nie z powodu fali samobójstw, jak głoszą legendy, lecz… w 1956r., kiedy wielu węgierskich kompozytorów trafiło na indeks.

Rezső Seress nie popełnił samobójstwa zaraz po tym, jak stał się bohaterem złowieszczej legendy. W czasie II Wojny Światowej trafił do obozu zagłady w Niemczech. Tam czekał na niego wyrok śmierci: razem z innymi więźniami kopał dla siebie grób. Nagle na miejsce kaźni przyjechał elegancki mercedes. Z samochodu wysiadł niemiecki oficer i szarpiąc i kopiąc Seressa odciągnął go od reszty. Wepchnął go do wozu i odjechał. Po przejechaniu paru kilometrów oficer nagle… przeprosił Seressa. Wyznał, że bywał w budapeszteńskim barze „Kulacs”, w którym słuchał gry węgierskiego muzyka. Znał też „Smutną niedzielę” i nie chciał pozwolić jej kompozytorowi zginąć w ten sposób.

Seress popełnił samobójstwo wiele lat po tym zdarzeniu, w 1968r. Nie wiadomo, czy dopadły go wyrzuty sumienia. Być może powodem była świadomość, że nie skomponuje już nigdy utworu tak wielkiego, jak „Smutna Niedziela”.

Jedną z wersji tej historii jest film fabularny „Gloomy Sunday. Piosenka o miłości i śmierci” z 1999r. W niemieckim dziele przyczyną napisania smutnej piosenki jest miłosny trójkąt i konflikt między jego uczestnikami. Ukochana Seressa jest tu jednocześnie żoną właściciela karczmy, w której gra budapeszteński muzyk.

Jak było naprawdę, tego nikt nie wie. Wielu natomiast do dzisiejszego dnia zgaduje i snuje legendy o tym, jak i dlaczego węgierska „Smutna niedziela” wywołała tyle samobójstw. Na pewno warto posłuchać tej melancholijnej piosenki. Ale… ostrożnie.

{jumi [*7]}

a