środa, maj 01, 2024
Follow Us
poniedziałek, 18 czerwiec 2012 10:40

Rodzik rodził poetów

Napisane przez Andrzej Walter
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Ryszard Rodzik urodził się poetą. I urodził się też dziennikarzem radiowym. Te dwa żywioły zawładnęły Jego duszą dogłębnie. Najpierw czułość, uczucia, wrażliwość ogląd świata, a potem chęć dzielenia się tymi przeżyciami ze wszystkimi. W maju tego roku ten wspaniały człowiek zmarł. 

Rodzika poznałem, kiedy zdecydowałem się wydać pierwszą książkę poetycko-fotograficzną. Wszystko wzięło się z wielkiej miłości do Krakowa. Tysiące fotografii wykonanych przez ostatnie dwadzieścia lat i wiele wierszy, tam właśnie napisanych. Kiedy wreszcie zdecydowałem się wydać pierwszą książkę poetycko-fotograficzną – jej premiera też musiała nastąpić tam – w moim kochanym Krakowie. Z symbolicznym budżetem zastukaliśmy do bram Targów Książki i z pomocą ówczesnych władz tej instytucji wystawiliśmy z żoną Jadwigą swoje miniaturowe stoisko, na którym królował „Paryż". Tak poznaliśmy Ryszarda Rodzika i Leszka Walickiego.
Podeszli do nas obaj z wielką sympatią i życzliwością. Był rok 2003. Leszek – krakowski artysta malarz - zwrócił uwagę na obrazy i miejsca, Rysiu na poezję. Od samego początku czułem z Ryszardem głęboką więź, która polegała na jakimś nienazywalnym podobieństwie spojrzenia na świat sztuki. Jakaś otwartość, interdyscyplinarność, burzenie szablonów i stereotypów, przekraczanie granic, to wszystko skupiało się w poetycznym spojrzeniu na każdą życiową sytuację i myśl.
Tak rodziła się przyjaźń na podłożu artystycznym. Ryszard odkrywał mnie podobnych, pozwalał im zaistnieć, udzielał głosu. Podsuwał mikrofon i od samego początku był to głos niebezpiecznie publiczny. Wrzucał delikwenta na wielką wodę, czy wręcz ocean i mówił: -Płyń! Dasz radę, płyń...
Zarażanie poezją. Propagowanie słowa ponad wszystko. Ileż ludzi literackiego światka przewinęło się przez radiowe studio Króla Ryszarda? Kogóż tam nie było? A on cierpliwie, życzliwie, z godnością i pietyzmem wciągał ludzi w ten swój świat. Wydobywał z nich wszystko, co najwspanialsze. Dzielił się tym z szeroką publicznością.
Kontrowersyjny tytuł audycji Rysia: „Każdy rodzi się poetą", wzbudzał w środowisku wiele żarliwych polemik. Prowokował i odpowiadał na to dziwne pytanie - czy rzeczywiście każdy rodzi się poetą?... Nie. Nie każdy. Każdy jednak stworzony „na obraz i podobieństwo" rodzi się człowiekiem, ma swoją wyjątkową wrażliwość i jedyną do opowiedzenia historię. A w czułości spojrzenia na ten fakt mogła właśnie rodzić się się poezja. Ryszard żył poezją. Szukał jej w rowach przydrożnych, w zatęchłych barach, na obrzeżach życia. W miejscach, gdzie nikomu nie przyszłoby do głowy jej szukać. On ją tam znajdował, a ona znajdowała jego. Potem wszystko „szło w eter".
Ryszard marzył o książce wspomnieniowo-jubileuszowej. Miał setki materiałów, zdjęć, wierszy, refleksji. Szukał pomocy. Było ciężko. Nie udało się. Udało mu się jednak o wiele więcej. Na zawsze utrwalić siłę poezji w świadomości tysięcy ludzi. Umiał mądrze wybrać. Kiedyś zwierzył mi się, że przecież mógł pracować w innej rozgłośni za większe pieniądze. Tylko tam nikt nie dałby mu godzinnej autorskiej audycji, w której poeta mógł zaprezentować naprawdę wiele.
Taki był wybór Ryszarda Rodzika - człowieka, który urodził się poetą i ponad doraźne korzyści postawił piękną ideę jakże bliską nam – literatom. Chwała mu za to. To jednak tylko część prawdy. Jej jaśniejsza strona. Po ciemnej stronie był ból, cierpienie, wiele gorzkich słów, reakcji i upokorzeń. Nie było łatwo nieść subtelność w ten stechnicyzowany, materialny świat. Smutna codzienność szczerzyła kły i ciągle wystawiała na próby. Wielu ludzi szemrało za plecami, krytykowało owe dzieło, w którym wielu mogło narodzić się poetą.
Ryszard jednak nie był sam. Miał wielu przyjaciół. Świadczy o tym wybitna krakowska poetka Hania Kajtochowa i wciąż istniejąca poetycka grupa „Każdy". Dziś Ryszard z Hanią patrzą na „cały ten zgiełk" z góry. Jednak obecna Prezes Krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich podjęła wyzwanie kontynuowania dzieła rozpoczętego przez ten wielki duet. Myślę, że Hania i Ryszard są dziś bardzo wdzięczni Magdalenie Węgrzynowicz-Plichcie za tę kontynuację i uśmiechają się do niej z nieba poetów. To wszystko już jest żywą historią, a wartość tych ludzi i tych wydarzeń jest i będzie nie do przecenienia.
Na naszych oczach tworzy się nowa historia literatury pewnego wyjątkowego środowiska, które chce mówić swoim głosem. To głos człowieka spętanego współczesnym nieprzyjaznym światem. Człowieka duszonego wzbierającym śmietnikiem pojęć i wartości. Skazanego na misję ratunku słów i wytrawnej sztuki.
Wiadomość o tym, że już nie usłyszymy Ryszarda w niedzielny wieczór spadła na nas nagle, gwałtownie, jak wiosenna burza. Niełatwo nad takim faktem przejść do porządku dziennego. Przeglądam setki zdjęć, które wykonałem towarzysząc Rysiowi. Na jednym z nich jest jego notatnik. Zapisany drobnym maczkiem, pękający w szwach, zapełniał sensem każdą chwilę jego życia. Wieczorki, konkursy, wydarzenia. Ciągły bieg. Od słowa do słowa. Od człowieka do tajemnicy. Od zachwytu do metafory.
Ryszard pisał też swoje wiersze. Bóg jeden wie, kiedy znajdował na to czas. Wiele słów włożył do szuflady. Julian Kawalec ujął to tak: „Szata jego poezji jest zwyczajna, utkana z ludzkich doświadczeń i przeżyć, z tego, co zachwyca i z tego, co boli, z radości i ze smutku. Przewija się wyraziście w tej szacie i zdobi ją – nić nadziei. Wydaje mi się, iż w ocenie czytelników powinna być nazwana szatą prawdy". Otóż to.
Tak żył Ryszard, tak pisał, tak wiele uczynił dla poezji i poetów. Kochał ludzi, a oni często odpłacali mu niewdzięcznością, lecz byli i inni, którzy dodawali skrzydeł i sił do dalszych działań. W lutym roku 2004 otrzymaliśmy z Jadwigą od Rysia tomik „Fotoplastikon". Znakomity tomik. Jego lektura oraz wiele szczerych, prywatnych rozmów były wyjątkowe w moim życiu.
W maju 2012 roku nadeszła hiobowa wieść, że już się więcej nie spotkamy. Żegnaj Ryszardzie. Wiele Ci zawdzięczam. Wyciągam dziś nagrania tych naszych kilku audycji, przeglądam fotografie, które tak lubiłeś. Jest ich całe mnóstwo. Tym jesteśmy bogaci. I cieszę się, że zdążyłem Ci jeszcze podziękować za wszelkie dobro, którego od Ciebie doznałem. Pamiętam naszą sylwestrową rozmowę, nasze ostatnie spotkanie w „Alchemii". I czekaj tam, gdzie teraz jesteś na mnie. Czekaj, bo zbyt szybko tam poszedłeś.

{jumi [*7]}

a