Przy dźwiękach kościelnych dzwonów kawalkada rusza przez wieś. Przodem jeździec z krzyżem, za nim grupa konnych z wielkanocnymi chorągiewkami, dalej dwaj jeźdźcy z drewnianą figurą Zmartwychwstałego i dużym drewnianym krzyżem przepasanym czerwoną stułą, za nimi ksiądz w asyście dwóch gospodarzy, ubrany w komżę i wyszywany złotem ornat. Za nimi idzie orkiestra, a za nią jedzie kilkudziesięciu kawalerzystów stanowiących resztę konnej grupy.
Kawalkada sunąca powoli przez wieś a później drogą pomiędzy polami, przedstawia imponujący widok. Stukot setek kopyt o asfalt harmonijnie splata się z biciem dzwonów, wielkanocnymi hymnami śpiewanymi przez pielgrzymów oraz dźwiękami orkiestry. Po godzinie czoło kawalkady dociera do XV-wiecznego drewnianego kościółka, leżącego w malowniczej dolinie pośród pól w pobliżu granicy z Czechami Tu jeźdźcy biorą udział w nabożeństwie połączonym z modlitwą o pomyślne zbiory.
Po nabożeństwie kawalerzyści dosiadają swoich wierzchowców i ruszają polnymi drogami i miedzami śpiewając religijne pieśni. W pobliżu osady nastrój zmienia się radykalnie. Nagle jeźdźcy smagają konie i ruszają galopem. Ostatni odcinek procesji zmienia się w szaleńczy wyścig.
{gallery}17397{/gallery}
Podobne procesje odbywają się w Bawarii i na Łużycach oraz w kilku sąsiednich parafiach. Jeszcze do niedawna było ich więcej, ale i w tych, które pozostały bierze udział coraz mniej wierzchowców. Ten piękny, wiosenny zwyczaj powoli zanika.