wtorek, maj 14, 2024
Follow Us
×

Ostrzeżenie

JFolder::pliki: Ścieżka nie jest folderem. Ścieżka: /home/kur365/domains/kurier365.pl/public_html/images/8838.
×

Uwaga

There was a problem rendering your image gallery. Please make sure that the folder you are using in the Simple Image Gallery Pro plugin tags exists and contains valid image files. The plugin could not locate the folder: images/8838
wtorek, 21 sierpień 2012 21:17

Kambodża: Skarby i zbrodnie na Wzgórzu Penh Wyróżniony

Napisane przez Cezary Rudziński
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Kambodża: Skarby i zbrodnie na Wzgórzu Penh Fot.: Cezary Rudziński

W Phnom Penh, stolicy Kambodży, ląduję po południu. Przed zmrokiem zamierzam rozejrzeć się po mieście, w którym jestem po raz pierwszy. Chociaż hotel jest niemal w centrum, okazuje się to bardzo trudne, ponieważ rozpoczął się właśnie szczyt popołudniowego ruchu. Byłem już w wielu krajach, ale to, co dzieje się na tutejszych jezdniach i chodnikach, przekracza moje wyobrażenia.

W odległości nie większej niż 300-400 metrów od hotelu widzę sporą świątynię. Dostanie się do niej wymaga przejścia na drugą stronę jezdni. Przejść pod, ani nadziemnych nie ma. Naziemnych nie jestem w stanie dostrzec w tym chaosie. Sunie jeden wielki potok samochodów, motorowych ryksz, ale przede wszystkim motocykli. Wygląda to tak, jak gdyby równocześnie wsiadł na nie niemal cały milion mieszkańców stolicy i próbował jechać, nie oglądając się na nic. Pod prąd, skrajem chodników, wbijając się klinem w wydawałoby się zwartą masę pojazdów. Jak to możliwe, że jeszcze nie widzę na jezdni ofiar? A jednak jakoś wszyscy posuwają się naprzód. Przechodząc chodnikiem muszę lawirować między motocyklami, zatrzymywać się, aby nie zostać rozjechanym. Policjantów ani na lekarstwo. Nareszcie docieram do skrzyżowania z sygnalizacją świetlną. Szaleńcom na motorach ona nie przeszkadza, ale wprowadza jaki taki ład. Na tyle, że odważam się przejść na drugą stronę jezdni. Idę dalej w kierunku ścisłego centrum, oglądając po drodze z zewnątrz świątynie, budynki użyteczności publicznej, nowe gmachy banków i centrów biznesu wyrastające tu jak grzyby po deszczu. Szybko robi się ciemno, zagłębiam się więc w centra handlowe i oglądam ogromną ofertę, chociaż najczęściej tylko średniej jakości towarów.

 

Krótka, ale burzliwa historia Phnom Penh
Wzgórze Penh, bo tak właśnie tłumaczy się nazwę Phnom Penh, stolicą Kambodży zostało dopiero w roku 1866. Zaszczyt ten zbliżał się tu, nad rzekę Tónlè Sap u jej ujścia do Mekongu, a zarazem w pobliże ujścia innej rzeki – Bassak, przez kilka stuleci. Najpierw w roku 1432, był to już początek schyłku imperium Khmerów, król Panhea przeniósł stolicę z Angkoru do Lowek, leżącego również nad rzeką Tónlè Sap, około 40 km na północ od zbiegu wspomnianych już trzech rzek. Następnie w latach 1618-1866, stało się nią miasto Udong leżące o kilkanaście kilometrów bliżej. W 1866 roku przeniesiono ją na obecne miejsce, dosyć niezwykłe w skali światowej,  występuje tu bowiem ciekawe zjawisko naturalne. W porze deszczowej, czyli od maja do października, wody Mekongu wzbierają tak bardzo, że wpadająca do niego rzeka Tónlè Sap zmienia bieg i...cofa się. W rezultacie stan wód jeziora o tej samej nazwie niemal podwaja się. Natomiast w porze suchej, od połowy października, Tónlè Sap znowu płynie na południe, do delt Mekongu i Bassaku, a z nią nadmiar wody z jeziora.
Z czasem nowa stolica stała się dużym, z szerokimi alejami miastem, uważanym w latach 50. i 60. XX wieku za najładniejsze w Azji południowo-wschodniej. Jednak Czerwoni Khmerzy w swojej zbrodniczej ideologii uważali miasta za największe siedliska zła. Ich mieszkańców, zwłaszcza ludzi wykształconych, mordowali – wystarczyło zresztą tylko nosić okulary, aby zostać uznanym za inteligenta podlegającego eliminacji. Biedotę i ciemnotę przesiedlali natomiast na wieś do morderczej pracy.
Phnom Penh zostało niemal wyludnione – liczba mieszkańców spadła do kilkudziesięciu tysięcy – i w znacznym stopniu zdewastowane. W ciągu niespełna ćwierćwiecza po upadku krwawego reżimu, odrodziło się do ponad miliona mieszkańców i bardzo unowocześniło. Wzniesiono też w tym czasie sporo nowoczesnych, dobrej kategorii hoteli, restauracji itp., ale naprawdę wartych zobaczenia miejsc i obiektów jest w kambodżańskiej stolicy niewiele. Sporo bowiem obiektów zabytkowych, zwłaszcza świątyń, zostało zniszczonych.

 

Pałac Królewski

Jednym z najważniejszych, który ocalał, jest Pałac Królewski. Kambodża jest bowiem znowu królestwem. Siedziba władcy – Zespół Rezydencji Królewskiej jest oczywiście nieodstępna dla turystów. Ale kilka historycznych i ważnych budowli ma status muzeum i ich zwiedzenie należy do kanonu pobytu w Phnom Penh. Nie są to obiekty stare – miasto przecież dopiero za 4 lata obchodzić będzie 1,5-wiecze stołeczności, ale godne uwagi, mimo iż nie są zbyt oryginalne – ich projektanci sięgali bowiem zarówno do wzorów khmerskich, jak i obcych, zwłaszcza syjamskich.
Na planie zespołu pałacowego znajduje się 51 budowli i innych obiektów – są wśród nich także stupy z prochami władców i ich żon oraz pomniki, 22 z nich są niedostępne dla zwiedzających. W centrum udostępnionej części Pałacu Królewskiego, do której wchodzi się przez Bramę Zwycięstwa, dominuje Sala Tronowa stanowiąca osobny budynek. Jej wnętrze udekorowano scenami z hinduskiego eposu Ramajana. Odbywają się w niej koronacje i ważne uroczystości państwowe.
W jej otoczeniu stoją również trzy inne większe budynki: Królewski Skarbiec – Hor Samranphirum, Królewska Sala Bankietowa – Preah Tienang Phochani oraz pawilon noszący imię... cesarza Francuzów Napoleona III. Stanowi on jedną z tutejszych ciekawostek. Cesarz ofiarował ten pawilon żonie, cesarzowej Eugenii. Ta jednak w latach 70. XIX wieku kazała budowlę rozebrać i przewieźć do Phnom Penh, jako prezent dla króla Kambodży Norodoma, który panował w tym ówczesnym francuskim protektoracie, nawiasem mówiąc aż do roku 1904.
Z terenu, na którym stoi Sala Tronowa i pozostałe wspomniane budowle, przechodzę na drugi, o kształcie prostokąta otoczonego ścianami galerii. Stoi tu 14 budowli i obiektów, z których dominującą jest Srebrna Pagoda, którą wzniesiono na polecenie wspomnianego już króla Norodoma w 1892 roku. Jeden z jego następców, najbardziej chyba znany kambodżański władca XX wieku Sihanouk, znacznie ją rozbudował. Posadzkę wyłożono ponad 500. srebrnymi płytami – stąd jej nazwa. Każda z płyt waży ponad kilogram.
W środku tej pagody, nazywanej również Wat Preah Keo, stoi na podwyższeniu w kształcie ołtarza kambodżańska świętość, a zarazem symbol narodowy – Szmaragdowy Budda wykonany w XVII w. z górskiego kryształu. Nie mniej ciekawy jest znacznie większy posąg króla Norodoma wykonany z 90. kilogramów czystego, 25-karatowego złota i inkrustowany blisko 9,6 tysiącami brylantów. Fotografowanie tych skarbów jest niemożliwe, ale nie miałem problemów z wykonaniem zdjęć innych obiektów i detali. Wśród nich „poloników". Są to freski na ścianach arkad otaczających ten zespół architektoniczny, przedstawiające historyczne budowle i sceny z dziejów kraju. Konserwowali je nasi specjaliści z Torunia. W jednej z pagód moją uwagę zwróciły też m.in. liczne posągi Buddów oraz Święte Cielę. Natomiast spośród obiektów stojących między budowlami, wspomniane już stupy z prochami królów: Norodoma, Ang Donga, Suramarita, królowej Kossomai i innych. Ponadto pomnik króla Norodoma oraz... krzewy strzyżone w postacie zwierząt. Opuszczam teren Srebrnej Pagody aby na niewielkim, długim i wąskim dziedzińcu obok niego zobaczyć jeszcze Muzeum króla Norodoma Sihanouka, typowy dom khmerski z ekspozycją strojów narodowych, pomieszczenia w których przechowywane są królewska lektyka i baldachim. Znajduje się tam również Sala Białego Słonia z wielkim posągiem tego zwierzęcia, królewskie gabinety, stoi posąg jednego z najwybitniejszych władców królestwa Khmerów – króla Jayawarmana VII i kilka innych ciekawych obiektów.

 

Skarby sztuki khmerskiej

Drugim obiektem, który w Phnom Penh trzeba koniecznie zobaczyć, jest Muzeum Narodowe Kambodży, ze wspaniałym zbiorem sztuki khmerskiej. I chociaż jej skarby grabiono bezlitośnie w ciągu wieków, a wiele z nich widziałem w zagranicznych muzeach, zwłaszcza w Paryżu i w Bangkoku, to jest tu co oglądać. Muzeum mieści się w dużym, jednopoziomowym budynku na planie prostokąta. Pokrywają go strome dachy ze zdobieniami typowymi dla tej części Azji. Notuję to, co najbardziej zwraca moją uwagę: stare rzeźby w brązie i kamieniu, posągi boga Wisznu z VI wieku i Sziwy z IX w., złote ozdoby posągów z X wieku odkryte dopiero w 2010 roku, uszkodzone popiersie Wisznu odlane w brązie – fragment dużej rzeźby znalezionej w Angorze, słynny byk boga Sziwy. W jednej z dużych sal muzeum jest kolekcja kamiennych rzeźb głów Budy. Widzę bogów z głowami koni, kamienne demony i wizerunki hinduistycznego boga o głowie słonia – Ganeśa i wiele innych. Szczególną uwagę przyciąga medytujący w kamieniu król Jayawarman II, a także oryginał posągu Króla Trędowatego, którego replikę w Angkor Thom, miejscu z którego go przywieziono, widziałem kilka dni wcześniej. Z dużym zainteresowaniem oglądam zbiór broni dawnych władców – szable, strzelby, a nawet armatki. Bogato zdobione królewskie korony i szaty, piękne nakrycia głowy królewskich tancerek, stare naczynia z brązu i ceramika, sztylety i ozdoby z wykopalisk, złote pierścienie i kolczyki oraz wiele innych eksponatów, jak dzwony, dzwoneczki, łyżki, zastawy i naczynia metalowe z królewskich stołów. Nawet parawany, figurki, czy stare tkaniny. W muzeum jest jeszcze jedna ciekawostka: nad stropem sal wystawowych żyją rzadkie gatunki nietoperzy. Fotografowanie w muzealnych salach jest zabronione, ale ich ściany otwarte są na patio i nikt nie reagował, gdy fotografowałem muzealne rzeźby i inne eksponaty. Z bujnej roślinności przed wejściem do muzeum wyłania się m.in. naturalistycznie wykuty w kamieniu słoń, dostrzegam też inne rzeźby i posągi.
Pałac Królewski i Muzeum Narodowe należą w Phnom Penh do najważniejszych obiektów zarówno historycznych, jak i turystycznych. Warto zobaczyć także Pomnik Niepodległości w kształcie dużej wieży, który stoi na rondzie, niewiele ponad pół kilometra od Srebrnej Pagody, a z obiektów sakralnych świątynię Wat Phnom, której stolica zawdzięcza swoją nazwę.
Związana jest z tym bardzo stara legenda. Według niej około sześciu wieków temu zamożna Khmerka znalazła nad rzeką Tónlè Sap wyrzucone na brzeg figurki Buddy. Jako osoba pobożna kazała na pobliskim wzniesieniu Penh zbudować świątynię i w niej je umieścić. Mimo iż jest ono niezbyt wysokie, ma bowiem zaledwie 27 metrów, jest jednak najwyższym w okolicy. Inną z zasługujących na uwagę stołecznych budowli sakralnych jest świątynia Wat Ounalom. Zbudowana w 1443 roku, ma we wnętrzu kilka starych wizerunków Buddy. Jest odbudowywana po zniszczeniach przez Czerwonych Khmerów. Obok niej stoi stupa, w której umieszczono podobno włos z brwi Buddy.

 

Miejsca tortur i Pola Śmierci
Nie wszyscy decydują się na zwiedzenie miejsc związanych z ludobójstwem w czasach Czerwonych Khmerów, chociaż władze i organizatorzy kambodżańskiej turystyki bardzo na to nalegają. Dla gości z zachodu jest to przeważnie zbyt szokujące, ale my znamy hitlerowskie obozy śmierci i zagłady, a także byłe katownie gestapo, NKWD czy stalinowskiej bezpieki. Byłem więc i w tych, przynajmniej dwu najważniejszych kambodżańskich miejscach niebywałych zbrodni. Jednym z nich jest dawna wyższa szkoła ekonomiczna Tuol Svay Prey, obecnie Muzeum Ludobójstwa Tuol Sleng. Podczas rządów Czerwonych Khmerów w 1975 roku zamieniono ją w katownię w której przesłuchiwano, torturowano i mordowano ludzi. Przeszło ich przez nią około 20 tysięcy. Najpierw „wrogów ludu", później własnych towarzyszy. Przeżyło zaledwie kilku więźniów.
Trafiłem na moment, gdy jeden z tych ocalonych, Bon Meng promował i podpisywał napisaną przez siebie książkę dokumentalną o tym miejscu, znanym wówczas pod kryptonimem S 21. Próbowałem z nim rozmawiać za pośrednictwem tłumacza. Był zaskoczony, że stoi przed nim również były więzień polityczny, chociaż innego systemu totalitarnego. Odniosłem jednak wrażenie, że słowo „stalinizm" jest dla niego pustym dźwiękiem.
Na dziedzińcu tej byłej uczelni pięknie kwitną dziś drzewa. Czy tak samo było w latach zbrodni? O ich skali informują tablice w kilku językach. Wystarczy wejść do któregokolwiek pomieszczenia, aby znaleźć się w dawnym piekle. Żelazne „madejowe łoża" do których przykuwano i torturowano nieszczęsnych, próbując wymusić od nich zeznania, że są „wrogami ludu", bądź zwolennikami dawnej, królewskiej władzy.
Stosy narzędzi tortur. Dawne klasy podzielone na malutkie cele, w których można było stać, ale już nie usiąść. Z łańcuchami, okowami, zamknięciami. Muzealna ekspozycja dokumentów oraz dziesiątków zdjęć, przeważnie młodych ludzi, mężczyzn i kobiet, którzy przeszli przez to miejsce i tu zginęli. Jest również wystawa obrazów, miernych artystycznie, ale szokujących w wymowie. Na jednym z nich widzę wychudzonego, podobnego do szkieletu więźnia. Na innym dwu, chyba strażników, niesie więźnia na drągu, do którego przywiązano go za ręce i nogi. Kolejne przedstawiają sceny tortur i życie w tym miejscu.
Pod miastem, około 12 km od centrum, znajdują się ponurej sławy Pola Śmierci, dziś miejsce pamięci o martyrologii narodu. To tu – a takich pól było w Kambodży wiele – mordowano ofiary Czerwonych Khmerów i grzebano w masowych grobach. Ofiarami tych zbrodniarzy padło ponad milion ludzi, z górą dziesięć procent narodu. Część tych grobów ekshumowano. Zwiedzającym, którzy muszą tu kupić bilet jak do muzeum, miejsce to na pierwszy rzut oka wydaje się idyllicznym zakątkiem. Zadbane ścieżki, stare drzewa w jednej części, tuż nad jeziorem, przez które płynie łodzią wieśniaczka, chyba z pobliskiej wsi. Czy wie, że pod nią i dookoła jest ogromne cmentarzysko? O tym, co i gdzie się tu znajduje, informują kamienie z tabliczkami: tu jest grób tylu, tam tylu ofiar. Pośrodku tego muzeum stoi wysmukła buddyjska stupa – mauzoleum ku czci ofiar i budynek muzeum na uboczu, z ekspozycją dokumentalną. A dookoła cisza, spokój, świeci słońce, śpiewają ptaki, rosną drzewa i rośliny, kwitną piękne, czerwone kwiaty.

{gallery}8838{/gallery}

Nie był to najlepiej dobrany akord końcowy podróży po Kambodży, tuż przed odlotem w długą i męczącą drogę powrotną do Polski. Ale przecież i takie oblicze, a nie tylko wykutych przed wiekami w kamieniach ogromnych twarzy Awalokiteśwary i niezliczonych podobizn bóstw, demonów, władców i boskich tancerek, węży, lwów oraz innych stworów w światowej rangi zabytkach Angkoru, ma ten ciekawy kraj. Tak straszliwie niedawno męczony przez zbrodniarzy zaczadzonych szaloną ideologią.

{jumi [*6]}

a