środa, maj 01, 2024
Follow Us
środa, 10 marzec 2010 01:36

Dyskutujmy, ale o faktach

Napisane przez Dariusz Stańko/za Home&Market
Oceń ten artykuł
(3 głosów)
dr Dariusz Stańko, Szkoła Główna Handlowa w Warszawie dr Dariusz Stańko, Szkoła Główna Handlowa w Warszawie

Nowy rok przyniósł już w pierwszych dniach nową odsłonę batalii o zdemontowanie systemu emerytalnego, będącego owocem wielkiej reformy sprzed jedenastu lat.

Koncepcje mające na celu wzmocnienie pozycji ZUS i mniej lub bardziej radykalne osłabienie pozycji Otwartych Funduszy Emerytalnych przedstawiane są pod hasłem walki o większe korzyści dla ubezpieczonych. Najnowszy tego rodzaju projekt wyszedł z Ministerstwa Pracy. Minister Jolanta Fedak zaproponowała, by znacznie obniżyć wysokość składki emerytalnej wpłacanej do OFE – z 7,3% wynagrodzenia brutto do 3%, a za to zwiększyć wysokość składki wpłacanej do I filaru (czyli do ZUS). Proponuje też, by uczestnicy systemu emerytalnego, którzy zgromadzą w ZUS kapitał emerytalny w wysokości co najmniej 200% najniższego świadczenia (dziś to ok. 40% przeciętnego wynagrodzenia), mogli wyprowadzić środki zgromadzone na koncie w OFE i dowolnie nimi dysponować.

Niestety, wszystko wskazuje na to, że faktyczną intencją Minister Pracy nie jest troska o przyszłe emerytury obecnych członków OFE, tylko dramatyczna sytuacja finansów publicznych. Dochodzi także presja związana z wprowadzeniem euro i koniecznością wypełnienia przez Polskę kryteriów ekonomicznych. Proponowana zmiana poprawi sytuację finansową Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (FUS), tyle że w krótkim okresie. Spowoduje także polepszenie księgowej sytuacji finansów publicznych. Jednak biorąc od nas dodatkową składkę, FUS zaciąga równocześnie zobowiązanie, że w przyszłości zapłaci nam wyższe emerytury. Zatem w przyszłości państwo będzie miało wobec nas większe zobowiązania emerytalne – nie wiadomo tylko, czy w sytuacji pogarszającej się sytuacji demograficznej, obserwowanej zresztą na całym świecie, znajdą się środki na wypłatę tych wyższych emerytur. De facto chodzi zatem o „szybką pożyczkę" od członków OFE w celu załatania obecnej, nieciekawej sytuacji finansowej państwa. Problem tylko, czy ta pożyczka zostanie w przyszłości spłacona – nikt nie zagwarantuje, że za 20-30 lat następni politycy nie zmienią sposobu indeksowania zapisów emerytalnych na naszych kontach w ZUS.

Cała koncepcja, gdyby weszła w życie, spowodowałaby pauperyzację przyszłych emerytów. Dwukrotna wysokość najniższego świadczenia emerytalnego w miarę upływu lat będzie się zbliżać do wysokości zaledwie 20% przeciętnego wynagrodzenia! Złe zainwestowanie lub po prostu wydanie na bieżące potrzeby pieniędzy wycofanych z OFE spowoduje, że tysiące osób zostaną zagrożone ubóstwem.

Wyliczać zagrożenia i pułapki, które zastawili pomysłodawcy projektu, można by długo. Warto jednak przyjrzeć się temu, jak przy okazji promowania wątpliwej jakości rozwiązań dyskredytuje się system, który wprowadzono w wyniku pewnej umowy społecznej. Wypowiedzi kwestionujące wiarygodność OFE i sugerujące, że są to instytucje działające na niekorzyść przyszłych emerytów, pojawiają się ostatnio w ustach przedstawicieli resortu pracy dość często. Każda krytyka, nawet najostrzejsza, może być cenna, o ile jest oparta na faktach. W tym przypadku o faktach nie ma mowy. Pokazuje to debata na temat systemu emerytalnego, zorganizowana w lutym przez Konfederację Pracodawców Polskich, z udziałem m.in. pani minister Fedak.

Podczas debaty Fedak zarzuciła OFE brak konkurencji cenowej i jakościowej; zaznaczyła, że to ministerstwo musiało interweniować i wprowadzić regulacje obniżające prowizje pobierane przez fundusze. Otóż właśnie interwencja dokonana w 2003 r., spowodowała w praktyce likwidację konkurencji cenowej między funduszami. Wyeliminowano bowiem staże lojalnościowe, które stosowały fundusze i które powodowały, że opłaty od składki w tych funduszach mogły się bardzo różnić. Inną kwestią jest, że rynek OFE ze swej natury nie może być doskonale konkurencyjny. Przeszkodą są wysokie koszty stałe, m.in. bariera wejścia, związane z wysokimi inwestycjami wymaganymi na stworzenie funduszu, nakłady na infrastrukturę i wymóg utrzymywania wysokich kapitałów własnych, jak również gwarancyjnych. Stąd podobna jakość usług tych funduszy - na szczęście, na wysokim poziomie. Możemy więc w ostateczności mówić o braku zróżnicowania, wynikającego z istniejących regulacji, ale nie braku konkurencji.

Kolejny nieuzasadniony zarzut wobec OFE dotyczył tego, że PTE rzekomo żądają od ministerstwa zbyt wielu regulacji wskazujących, jak i w co inwestować. PTE wiedzą, jak inwestować, tylko że obecne regulacje nie pozwalają w pełni efektywne zarządzać środkami. Na koniec jeszcze jeden, wyjątkowo nietrafiony argument ministerstwa, który co rusz powraca w publicznej debacie – żądanie, by fundusze „odzyskały wiarygodność". O jakie odzyskiwanie wiarygodności może chodzić – trudno powiedzieć. Badania przeprowadzone wśród członków OFE pokazały, że ponad 72% osób chciałoby zwiększyć składkę emerytalną do OFE, a 38% ocenia, że ich pieniądze są bezpieczniejsze w OFE niż w ZUS.

Zanosi się na to, że z podobnymi argumentami przyjdzie ekspertom jeszcze nieraz dyskutować. Pomysły naruszenia fundamentów systemu emerytalnego pojawiają się bowiem coraz częściej. Radykalne, bliskie demagogii pomysły zapewniają ich autorom kilka chwil medialnej sławy, wyrządzają niestety jednak wiele szkody. Utrudniają bowiem racjonalną dyskusję o przyszłości systemu i o koniecznych zmianach. Materia, w której splatają się kwestie ekonomii i zaufania społecznego, jest nader delikatna. Dlatego, szczególnie w latach wyborczych, dobrze byłoby powstrzymać się od zbyt gwałtownych posunięć. Szkoda zresztą, że pani minister Fedak nie wykazuje tyle samo zapału w podsuwaniu ministrowi rolnictwa pomysłów na zreformowanie systemu emerytalnego rolników - KRUS.

dr Dariusz Stańko, Szkoła Główna Handlowa w Warszawie

 

a