Ministerstwo Finansów argumentuje, że nowy podatek tylko w tym roku ma przynieść budżetowi państwa około 1,8 mld zł, a w następnych latach ponad 2 mld zł. Co ważne, Ministerstwo Skarbu Państwa nie zamierza z powodu nowej daniny zmniejszyć swoich oczekiwań odnośnie dywidendy od KGHM – chce, by wyniosła ona nie mniej, niż 3 mld zł.
Wśród instytucji, które publicznie formułowały zastrzeżenia odnośnie podatku, znalazły się m.in. Instytut Jagielloński i Centrum Adama Smitha. Eksperci IJ wskazywali m.in. na zniechęcający do inwestycji kształt podatku i oderwanie jego koncepcji od rzeczywistych kosztów wydobycia miedzi. A te, jeśli chodzi o Polskę, należą do najwyższych na świecie.
Ustawa stanowi, że wielkość dochodów państwa z tytułu podatku będzie zależna od wartości surowców na rynku światowym, kursu dolara USA i wolumenu wydobycia surowców. Jako podstawę opodatkowania przyjęto ilość miedzi oraz srebra zawartej w wyprodukowanym koncentracie.
Symbolicznym wyłączeniem objęto część podatku przeznaczoną na cele badawczą, czyli nie więcej, niż jedną tonę urobku na miesiąc. Światełkiem w tunelu jest wprowadzony po fali krytyki zapis, zgodnie z którym szef resortu finansów najpóźniej w ciągu dwu lat ma sporządzić informację na temat wpływu podatku na przemysł wydobywczy. Podatek poparli posłowie PO i PSL – także z regionu dolnośląskiego, który może odczuć skutki „specpodatku" dla miedziowego giganta.
Należy się spodziewać, że prezydent Bronisław Komorowski podejmie decyzję w sprawie ustawy w najbliższych dniach. Zdaniem analityków, weto głowy państwa jest mało prawdopodobne, bowiem wprowadzany podatek jest ważnym elementem rządowego pomysłu na ratowanie sytuacji budżetowej.
{jumi [*9]}