poniedziałek, grudzień 02, 2024
Follow Us
piątek, 22 lipiec 2011 08:34

Polityczne gdakanie

Napisane przez Bogusław Mazur / Gazeta Finansowa / Salon24.pl
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Bogusław Mazur Bogusław Mazur

Mało co mnie tak rozśmiesza jak nawoływania polityków, aby nie robić polityki tylko budować drogi, mosty, przęsła, szkoły i boiska. „To co pan mówi to czysta polityka, rozmawiajmy o merytorycznych sprawach, dotyczących życia zwykłych obywateli" – grzmi jeden polityk na drugiego podczas jakiejś debaty.

{jumi [*4]}I nikogo już nie dziwi, że zwrot „czysta polityka" jest w tym kontekście synonimem polityki brudnej. A że mamy kampanię wyborczą, więc absurdalne odcinanie się polityków od polityki będzie coraz częstsze.

Wyobraźmy sobie, że sprzątaczka (w wielkich korporacjach – mop menager) nawołuje, aby nie sprzątać, tylko wprowadzać czystość. Lub że sprzedawca zapowiada, że nie będzie sprzedawać, tylko zbywać towar. Absurd? No jasne. To dlaczego tak łatwo łykamy odcinanie się polityków od polityki, wtłaczanie nam do głów, że polityka to jedynie kłótnie, przepychanki na listach wyborczych i maglowe ploty? Że nie dotyczy ona żywotnych interesów milionów obywateli?

Weźmy na przykład te nasze nieszczęsne drogi i autostrady, choć to już temat przemielony, przeżuty i skonsumowany przez media. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (cóż za piękna nazwa, w skrócie przypomina zwrot „gdaka") skierowała oskarżycielsko swój palec w kierunku Chińczyków, którzy wycofali się z budowy autostrady A2. Ale któż to, kotki drogie, utrzymywał stan, w którym podstawowym kryterium przy wyborze wykonawcy podczas przetargu była najniższa cena? Ano politycy odpowiadają i ich urzędnicy z takich instytucji jak gdaka, pardon, GDDKiA. To politycy i ich urzędnicy zmuszają firmy, aby prezentowały w przetargach kosztorysy wzięte z sufitu lub zakładające wykorzystanie najtańszych materiałów.

No i potem mamy tak, że ledwo co oddane do użytku drogi się sypią, lub że koszt ich budowy jest dużo wyższy niż zakładano. Czy jest to sprawa merytoryczna, a zarazem polityczna? Ano jest. Co ciekawe, absurdalność wyboru po najmniejszych pieniądzach widzą już sami politycy, na przykład Ministerstwo Rozwoju Regionalnego słusznie sugeruje, aby odejść od kryterium cenowego w przypadku usług intelektualnych. Czyli sprawa jest polityczna absolutnie. Zajmujmy się polityką, budujmy drogi.

GDDKiA to w ogóle ciekawa instytucja. Na jej czele stoi p.o. dyrektora generalnego – człowiek, który cztery razy oblał egzamin kwalifikujący do służby cywilnej. Jak informowały media, powołując trzy lata temu Lecha Witeckiego – bo o nim tu mowa – na stanowisko p.o. dyrektora, premier Donald Tusk zapowiadał, że będzie on pełnił obowiązki do czasu powołania dyrektora w trybie konkursu. Tyle, że konkursu nie przeprowadzono. Czy fakt, że generalną dyrekcją kieruje p.o. dyrektora generalnego, jest sprawą polityczną a zarazem merytoryczną? No jest, jest.

Jest merytoryczną, gdyż generalna dyrekcja to nie General Motors i pracuje jak „Urząd" Tadeusza Brezy – machina tajemna i nieprzyjemna w obcowaniu. I tu przykłady, bo nie lubię gołosłowności. Jak wiadomo, w minionym roku mieliśmy w powódź. Jak też chyba wiadomo, podczas powodzi trudno budować autostrady, bo za mokro jest. I na autostradzie A4 konsorcjum NDI S.A. i SB Granit, które budowało odcinek Brzesko - Wierzchosławice, z powodu powodzi miało 1,5 miesięczny przestój w wykonywaniu robót. Po powodzi konsorcjum zwróciło się do GDKKiA z wnioskiem o wydłużenie czasu na ukończenie odcinka. GDKKiA powinna decyzję oznajmić najdalej po 42 dniach. A została podjęta po – uwaga – 175 dniach, kiedy to przyznano pięć dodatkowych tygodni na budowę.

Przyjemności obcowania z generalną dyrekcją zaznało także konsorcjum Eurovia Polska S.A., które budowało obwodnicę Jarosławia. Ta z kolei firma zwróciła się do dyrekcji z wnioskiem o możliwość użycia w budowie pewnego rodzaju materiałów, co by pozwoliło nadrobić popowodziowe opóźnienia w budowie. GDDKiA decyzję urodziło – uwaga, uwaga – po 11 miesiącach. A i tak była ona odmowna. I teraz pytanie – czy to, że generalna dyrekcja twórczo stosuje teorię względności Einsteina rozciągając czas na podejmowanie decyzji, jest sprawą merytoryczną i równocześnie polityczną? Odpowiedź zostawiam wybitnej domyślności Szanownych Czytelników.

Ale zjedźmy ze spraw zarządzania gospodarką na spory ideologiczne, często uważane za tzw. tematy zastępcze, czyli nie dotyczące codziennego życia Polaków. Na przykład dyplomatyczna reakcja szefa MSZ na brukselski występ Tadeusza Rydzyka dowodzi, że państwo, w gruncie rzeczy, jest zbyt słabe aby sobie poradzić z wyskokami pobożnego mnicha z Torunia. Słabość ta ujawnia się też w innych dziedzinach, takich jak niemożność zlikwidowania uprzywilejowanej kasty działaczy związków zawodowych. Za tę polityczną słabość możemy zapłacić wszyscy, zwłaszcza gdyby miał się u nas powtórzyć wariant grecki, odpukać.

Albo sprawa społecznego projektu ustawy o bezwzględnym zakazie stosowania aborcji. Projekt poparło grubo ponad 400 tys. obywateli a w Sejmie powstał już parlamentarny zespół poselski, który ów projekt forsuje. Notabene, w zespole, składającym się prawie wyłącznie z posłów PiS, znalazł się też poseł PO Jacek Żalek, którego w podzięce uczyniono wiceprzewodniczącym. Te setki tysięcy sfanatyzowanych dewotów, które będą próbowały lepić PiS na obraz i podobieństwo swoje, mogą w przyszłości zyskać takie wpływy, że będą autentycznym problemem dla wszystkich Polek w wieku rozrodczym. Czyli spory ideologiczne też czasem dotyczą życia milionów obywateli.

Jeżeli więc któryś polityk będzie wzywał aby zajmować się budową dróg a nie polityką, jeżeli będzie nawoływał aby dyskutować merytorycznie a nie politycznie, to proszę uznać, że tenże polityk namawia, aby zajmować się polityką, a nie polityką. Bo taki jest sens jego czysto politycznej, głupiej wypowiedzi.

{jumi [*9]}

 

a