sobota, maj 11, 2024
Follow Us
czwartek, 08 maj 2014 00:00

Trzy pytania do... Waldemara Ławeckiego z Bezkresów Wyróżniony

Napisała
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Trzy pytania do... Waldemara Ławeckiego z Bezkresów Fot. arch.

Waldemar Ławecki, właściciel warszawskiego biura podróży Bezkresy w rozmowie z redakcją Kuriera365.pl na temat obecnej sytuacji w turystyce na polskim rynku, ze szczególnym uwzględnieniem wyjazdów na Wschód, w których biuro Bezkresy specjalizuje się od lat. 

Jak brak stabilizacji na Ukrainie i odcięcie Krymu wpływa na działalność biura „BEZKRESY", które przecież specjalizuje się w wyjazdach kresowych?

Jesienią 2013 roku, wobec rosnącego zainteresowania wyjazdami turystów indywidualnych, a także wyjazdami grupowymi dla pracowników czy kontrahentów, miałem nadzieję, że 2014 rok będzie rekordowym. Wkrótce okazało się, że faktycznie - rekordowym jest, ale w krańcowo inny sposób.
Zarówno turyści indywidualni, jak i grupowi w pośpiechu wycofywali się z podpisanych wcześniej umów i z nawet zaliczkowanych już wyjazdów. Sytuacja na kijowskim Majdanie, a potem aneksja Krymu zlikwidowała ten kierunek wypraw absolutnie dla wszystkich. Nasze biuro - i chyba wszystkie polskie, mające w ofercie ten kierunek - zakończyły nawet starania o Klienta. Krym dla polskiego turysty po prostu przestał istnieć!
W telewizji moskiewskiej słyszałem o przygotowaniach, aby na na Krym wysłać 8 mln urlopowiczów. Być może powróci radziecki zwyczaj przydzielania "putiowek" - skierowań na wypoczynek, co pozwoli wyrównać straty związane z odpłynięciem turystów nie tylko z Polski, ale i z innych krajów Europy i Ukrainy. Może hotele zostaną wypełnione turystami z Rosji i z Białorusi. Jak na razie jednak na weekend majowy nikt nie przyjechał. Hotelarze nie mają podpisanych kontraktów i nikt nie zamawia miejsc, co w porównaniu z ubiegłymi latami zapowiada katastrofę, ponieważ przedtem w maju już brakowało miejsc w hotelach na cały sezon.
Krym przez ostatnie lata bardzo się zmienił, a najbardziej hotele w porównaniu z początkami naszej współpracy kilkanaście lat temu, Zmodernizowano stare, przybyły też nowe hotele, o wyższym standardzie. Starano się - w wielu przypadkach z sukcesem - sprostać rosnącym wymaganiom turystów.

Wyższy standard nie był chyba warunkiem koniecznym, by ściągnąć tutaj Rosjan, ponieważ zawsze chętnie przyjeżdżali na Krym i czuli się tu jak u siebie. Mieli to, co w innych ciepłych krajach – morze i gwarantowaną pogodę - ale z obsługą we własnym języku i znajomością ich zwyczajów, szokujących czasami m.in. w krajach arabskich. Wprawdzie ceny na Krymie czasem były niewspółmierne do jakości, zwłaszcza kilkanaście lat temu, ale o to akurat Rosjanie nie dbają aż tak bardzo. W obecnej sytuacji będą więc przyjeżdżać na Krym jeszcze chętniej.

Na początku 2014 roku sądziłem jeszcze, że sytuacja na Ukrainie szybko się uspokoi, i - wprawdzie z poślizgiem - ale przygotowania do wczasów krymskich będą przebiegały normalnie. Miałem nadzieję, że jeśli nawet będą niepokoje na Krymie, to reszta kraju będzie funkcjonować normalnie i organizacja wycieczek, zwłaszcza na zachodnią Ukrainę, będzie przebiegała normalnie.
Jest inaczej. Polacy nie chcą nawet myśleć o narażaniu się na niebezpieczeństwo, czy choćby tylko przebywać w kraju, w którym dzieje się coś nieprzewidywalnego. Mimo że Ukraina jest przecież wciąż potężnym państwem o powierzchni (do niedawna) prawie dwukrotnie przekraczającym powierzchnię naszego kraju i mimo że zachodnia jej część jest w pełni bezpieczna i znacznie oddalona od wschodnich pro-rosyjsko nastawionych obwodów, to cały kraj naszego wschodniego sąsiada został całkowicie wykluczony turystycznie. Nie mamy wycieczek ani do Lwowa, ani na szlak „Ogniem i Mieczem", wiodący przez Krzemieniec do Kamieńca Podolskiego i Chocimia, nie ma chętnych na penetrację Karpat czy Wołynia. Zachodnia część Ukrainy, polskie Kresy, z licznymi śladami naszej tam obecności przez stulecia - tak oblegana przez ostatnie kilkanaście lat, wręcz zdominowana przez naszych rodaków – teraz świeci pustkami. Lwów zawsze gwarny polską mową w weekend majowy, Krzemieniec, który dziennie obsługiwał nie mniej niż 40 autokarów pełnych turystów – teraz nie miał ani jednego. Hotele stoją puste, muzea czekają na odwiedzających, restauracje liczą, że w końcu zaczną zarabiać. Widmo braku pieniędzy coraz bardziej uświadamia wielu, jaką wyrwę (także w portfelach) powoduje nieobecność turystów.

Biuro podróży BEZKRESY w znacznym stopniu bazowało na wyprawach na Kresy. Po to powstaliśmy, aby niedostępne przez okres powojenny Kresy przybliżyć rodakom. Gdy zabrakło chętnych na te wyprawy, musimy radzić sobie inaczej. Na szczęście już wcześniej, na prośbę zadowolonych z naszych usług turystów, przygotowaliśmy wyprawy uzupełniające poznawanie bliższych czy dalszych Kresów. Dlatego proponowaliśmy wyjazdy do Moskwy, Petersburga, nad Bajkał, na Wyspy Sołowieckie, rejsy po Wołdze, na Kamczatkę czy na Kołymę. Okazało się jednak, że Polacy nie chcą jechać do kraju Putina. I nie powoduje tej niechęci obawa o bezpieczeństwo, ale niechęć do dokładania swych pieniędzy dla przywódcy kraju, który za nic ma ludzkie normy zachować, który ignoruje zasady demokracji i cynicznie kpi sobie z ludzi na całym świecie. Najczęściej powtarzanym argumentem o rezygnacji z wyjazdu, jest „zła atmosfera polityczna" w Rosji. O dziwo, dotyczy to także Białorusi, dokąd ostatnimi laty również chętnie i często wyjeżdżano, poznając ten kraj na różnorodnych wariantach programowych.
Kuriozalne okazało się odwoływanie wyjazdów do krajów nadbałtyckich z takiego powodu, że to przecież wciąż ta sama Rosja i że tak jak na Krym tak i tu mogą w każdej chwili powrócić Rosjanie, aby "chronić" swych rodaków. Obok więc argumentu, że Rosjan i na Łotwie i w Estonii jest znacząca liczba, wypływa nasza niewiedza o tym, że granice jednak znacznie się zmieniły i państwa Unii Europejskiej i NATO, mimo do niedawna wspólnej historii, to zupełnie inne kraje. Trudno dyskutować z argumentami rodziców zabraniających dzieciom wyjazdu na Litwę, bo „to wciąż przecież Rosja".

Na szczęście mamy Kaukaz. Jeździmy tam od dawna, mamy przyjaciół w Gruzji, Armenii, Azerbejdżanie. Znamy atrakcje, hotele, restauracje. Polacy polubili Gruzinów i Ormian i chętnie poznają ich kraj, zachwycają się wspaniałymi ucztami i delektują się najlepszym na świecie winem i koniakiem.

Do destynacji bezpiecznych ale i dla wytrawnych koneserów należy niewątpliwie Uzbekistan ale i pozostałe kraje Azji Centralnej. Kazachstan obok Uzbekistanu to wiodące, bogate w atrakcje i doświadczenia turystyczne kraje, ale obok nich poznanie Turkmenistanu, Kirgistanu czy Tadżykistanu, to prawdziwe wciąż nie odkryte perełki. Także ostatnio Iran otwiera swe granice zapraszając turystów do porównania go z okresem, w którym zadziwiał Kapuścińskiego.

Jak Bezkresy zareagowały na te zmiany? 
W związku z koniecznością zmian musieliśmy sięgnąć do wcześniej zarzuconych kierunków wypraw. Chcąc specjalizować się w niszowej działalności i robić to możliwie najlepiej, postawiliśmy na wyprawy na najbliższe nam tereny związane z naszą historią, ew. mające z nią duży związek. Życie podpowiada, że zawężanie kierunków może doprowadzić do bankructwa i zniknięcia potrzebnego - jak sądzę - ale i wąskiego specjalisty wschodniego. Dlatego, pozostając w turystyce z podłożem historycznym, z wyprawami o dużym znaczeniu edukacyjnym, musimy jednak szukać nowych dróg i odkrywać ponownie Albanię, całe Bałkany z Serbią, Chorwacją, Macedonią, Bośnią i Słowenią. Znaliśmy te kierunki, ale zapotrzebowanie wymuszało naszą bardzo ścisłą specjalizację kresową. Dziś możemy powrócić do Skandenberga i Envera Hodży, do Sarajewa z miejscem zamachu na następcę tronu, które zapoczątkowało wojnę światową, do śladów muzułmańskich w potureckich zdobyczach bałkańskich. A że droga na Bałkany prowadzi przez Słowację, Czechy, Węgry i Bułgarię to i te kraje mogą dzięki proponowanym wyprawom stać się bliższe naszym turystom. Na szczęście także dobre kontakty z grupami i firmami, które wcześniej przekonały się o naszej jakości, procentuje w zamówieniach do dotychczas rzadko wykorzystywanych krain. Dlatego pojedziemy w tym roku i do Niemiec i do Włoch. Mamy też nadzieję na zamówienia do Francji, Szwajcarii czy Hiszpanii.

Jak  ocenia Pan sytuację na polskim rynku niewielkich, specjalizujących się w danym kierunku biur i firm, z konieczności korzystających np. z usług transportowych?

Małe, niszowe biura ze wschodnią specjalizacją niewątpliwie przeżywają poważny kryzys. Te które zamierzają wytrwać jedynie przy dotychczasowych kierunkach, będą pewnie musiały zawiesić działalność. Te, które zdążą się przestawić na inne kierunki, pewnie mają szansę przeżycia. Nie jest to proste. Łatwo i pewnie jest się poruszać po znanym terenie, trudniej wyważać drzwi dawno otwarte przez innych.

Niestety, praktyki dużych touroperatorów bardzo utrudniają wejścia na nowe wyprawy, ale też trwanie przy starych. Od pewnego czasu wytworzyła się maniera mydlenia oczu Klientom i praktycznie Wszyscy Wielcy podają maksymalnie niską, bijącą po oczach cenę, zachęcającą do kupna wycieczki czy wczasów, a małym druczkiem, na końcu umieszczają wyjaśnienia, że obligatoryjnie płatne są jeszcze kolacje, bilety wejściowe, pilot, przewodnicy i ew. inne atrakcje, które znacząco podnoszą cenę.
Można prawie wszystko przenieść poza cenę wycieczki, ale do czego wówczas sprowadza się rola organizatora? Do zamówienia transportu i hoteli? Przecież organizator musi wiedzieć, co jest niezbędne dla poznania danego kraju, z jego charakterystycznymi smaczkami. Nie można biesiad gruzińskich robić alternatywnie, bo bez „zastulia" nie pozna się prawdziwej Gruzji, bez degustacji wina na Kaukazie czy w Mołdawii, koniaku w Armenii, słodkości na orientalnych bazarach czy uchy nad Bajkałem nie poczuje się typowego smaku tych krajów. Klienci zachwyceni niską ceną wycieczki gotowi są podpisać umowę, uważając za mniej ważne szczegóły, które dopiero po powrocie powodują niezadowolenie i są powodem do reklamacji. Teoretycznie wybierają świadomie, więc pozostaje tylko niezadowolenie bez dalszych konsekwencji ale i z nieprawdziwym obrazem kraju wyprawy. Czy jest to uczciwe i czy nie powinno się tego zabraniać? To już sprawa sumień, bo przepisy tego chyba nie zabraniają.

 

Więcej w tej kategorii: « Bezpieczny Egipt Na półmetku »

a