Twarze mają wysmarowane sadzą. W rękach drewniane laski i koszyki wyłożone sianem. Stukają wytrwale do drzwi i okien aż im gospodarze otworzą. A otwiera każdy, bo pucherok źle potraktowany może być groźny, o czym lojalnie uprzedza w swej oracji:
„A jak mi nic nie docie,
to mnie pogniwocie,
i wom wszystkie garnki porozbijom,
co je w izbie i na płocie mocie..."
Wygłaszają gospodarzom krotochwilne wierszyki i proszą o drobne datki lub prezenty. Pucheroki żartobliwie obiecują:
"A jak mi docie jajek pięć,
to bedę wasz zięć"
Kładą im gospodynie do koszyków po parę jajek, kawałek ciasta czy kiełbasy albo i parę groszy. Nikt się nie złości, nie uważa ich za natrętów. Każdy bowiem z mieszkańców albo sam był pucherokiem, albo ma w rodzinie umorusanego pucheroczka.
Tradycja ta ma już kilkaset lat. Na początku XVII-go wieku istniała w Bibicach szkoła. Jej uczniowie (nazwa pucheroki pochodzi od łacińskiego puer - chłopiec) odwiedzali w ten dzień dom po domu, bawiąc gospodarzy zabawnymi oracjami i strojami. Tradycja ta przetrwała do dzisiaj. Przekazywane z pokolenia na pokolenie zabawne oracje zna tu każde dziecko.
Obecnie tradycję podkrakowskich pucheroków kultywuje Gminny Dom Kultury w Bibicach, w którym po obejściu okolicznych domów spotykają się zespoły pucheroków, żeby wziąć udział w konkursie na najciekawszą i najzabawniejszą orację.