niedziela, 21 luty 2016 00:00

Baker Street w kościelnej piwnicy Wyróżniony

Napisane przez Elżbieta Sawicka
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

W Meiringen w Oberlandzie Berneńskim Sherlock Holmes jest wszechobecny. Ostry profil londyńskiego detektywa w słynnej czapce myśliwskiej Deerstalker i z fajką w zębach widzi się na każdym kroku – w hotelach, w kawiarni, w pubie. Nawet w sklepie z serami.


Śmierć w otchłani wodospadu Reichenbach
A wszystko za sprawą Artura Conan Doyle'a. Znużony pisaniem kolejnych opowieści o Sherlocku Holmesie, postanowił się od niego definitywnie uwolnić. W opowiadaniu „Ostatnia zagadka" detektyw ścigając swego odwiecznego wroga, profesora Moriarty'ego, udaje się z doktorem Watsonem do Szwajcarii. W Meiringen zatrzymują się w hotelu Englisher Hof, niedaleko wspaniałego wodospadu Reichenbach. Idą razem na spacer w stronę tego cudu przyrody, ale doktor Watson zostaje wezwany do rzekomo chorej Angielki. Kiedy wraca, na końcu błotnistej ścieżki widzi ślady walki i ani śladu Holmesa. Wyciąga stąd jedyny możliwy wniosek: jego przyjaciel i Moriarty walcząc na śmierć i życie zginęli w otchłani wodospadu.
Taki oto koniec zgotował pisarz swojemu bohaterowi. Inna sprawa, że po protestach rozsierdzonych czytelników musiał go, choć niechętnie, przywrócić do życia – w opowiadaniu „Pusty dom" Holmes powraca. Mimo to wodospad Reichenbach utrwalił się w pamięci fanów jako miejsce śmierci Sherlocka. A Meiringen wygrało los na loterii.

Jednak żyje
Co kilka lat 4 maja członkowie International Sherlock Holmes Society przybywają z pielgrzymką nad wodospad Reichenbach dla upamiętnienia „śmierci" ukochanego bohatera. Odgrywana jest – w kostiumach z epoki – scena walki Holmesa z Moriarty'm. Obaj na chwilę znikają, ale po chwili detektyw wyłania się zza załomu skalnego, co przyjmowane jest z entuzjazmem. Umieszczona przy wodospadzie angielskojęzyczna tablica głosi : „W tym przerażającym miejscu Sherlock Holmes zwyciężył profesora Moriarty'ego 4 maja 1891".
Wodospad Reichenbach nawet bez Sherlocka jest wystarczająco atrakcyjny. To jeden z najwyższych alpejskich wodospadów – powstaje w miejscu, gdzie rzeka Aar łączy się z rzeką Reichenbach, ma około 200 metrów wysokości i pięć kaskad, z których najwyższa ma 90 metrów wysokości. Kolejkę linowo-szynową, Reichenbach Funicular, zbudowano już w roku 1899 i służy do dziś. Zimą wąwóz prowadzący do wodospadu jest zamknięty i nie należy planować tam wycieczek. Natomiast o każdej porze roku można w Meiringen pójść na spacer śladami Holmesa.

Detektyw z brązu
Miasteczko w dolinie Haslital liczy cztery i pół tysiąca mieszkańców. Ma ładny, staroświecki dworzec kolejowy, kilka hoteli i restauracji, a w centrum plac nazywany Artur Conan Doyle Place. Stoi tam pomnik Sherlocka Holmesa autorstwa znanego angielskiego rzeźbiarza Johna Doubledaya.

Detektyw przysiadł na chwilę na kamieniu. Pali fajkę, ubrany jest w pelerynę i charakterystyczną czapkę z dwoma daszkami. Znawcy przedmiotu wiedzą, że autor nigdy na kartach swoich opowiadań nie wspomniał ani o pelerynie, ani o czapce Holmesa. Ubrał go tak Sidney Paget, pierwszy ilustrator prozy Conan Doylea dla magazynu „The Strand".
Pomnik Holmesa znajduje się w bliskim sąsiedztwie utrzymanego w stylu art deco hotelu Parkhotel du Sauvage, któremu pisarz w opowiadaniu „Ostatnia zagadka" nadał nazwę Englischer Hof. Mieszkało tam wielu Anglików odkrywających już w XIX wieku uroki Szwajcarii. Brązowa tabliczka z powagą informuje, że w nocy z 3 na 4 maja 1891 roku zatrzymali się tu Mister Sherlock Holmes i doktor Watson. I z tego właśnie miejsca Mister Holmes wyruszył na tragiczne w skutkach ostatnie spotkanie z „Napoleonem zbrodni".

Sir Conan Doyle sprowadza do Szwajcarii narty
Właściwie pomnik powinni Szwajcarzy postawić także autorowi „Studium w szkarłacie". Artur Conan Doyle zaczął przyjeżdżać do Szwajcarii ze względu na swoją pierwszą żonę, Mary Louise, chorą na gruźlicę. Lekarz z wykształcenia, z zamiłowania sportowiec, uwielbiał ruch na świeżym powietrzu. I nowe wyzwania. W Gryzonii dwóch lokalnych wytwórców sanek (Tobias i Johann Brangerowie) eksperymentowało od roku z deskami, ale były to tylko skromne początki. Ścieżkę przetarł na dobre dopiero Conan Doyle, który sprowadził narty z Norwegii i razem z Brangerami odbył narciarską wyprawę z Davos do Arosy przez przełęcz Furka. Tytuł pioniera narciarstwa w Szwajcarii należy mu się jak najbardziej!
Tuż obok hotelu du Sauvage stoi Englischen Kirche. To właściwie niewielka kaplica, zbudowana niegdyś dla Anglików, dziś niepełniąca już funkcji sakralnych i pusta w środku. W podziemiu kościoła znalazło miejsce Muzeum Sherlocka Holmesa.
Kilkanaście schodków w dół i – nagle znajdujemy się w Londynie na Baker Street 221B.

Skrzypce i „Police News" w wiktoriańskim salonie

Living room Holmesa i doktora Watsona odtworzono z niebywałym pietyzmem. Zgodnie z opisami Conan Doyle'a: dwa okna wychodzące na Baker Street i wnętrze wypełnione solidnymi meblami należącymi do gospodyni, pani Hudson. Stoi tu masywny stół nakryty orientalnym obrusem i wygodne fotele. Lustro, zegar, fotografie nad kominkiem, secesyjne lampy, wzorzysty dywan. Ciemna tapeta – bardzo rozsądny wybór pani Hudson, zważywszy, że jej lokatorami byli dwaj dżentelmeni palący. Nie brak oczywiście skrzypiec, fajki, szkła powiększającego i laboratorium chemicznego Holmesa. Na ścianach wisi biała broń – trofea Watsona z drugiej wojny afgańskiej. Na stolikach leżą ich ulubione gazety: „Police News" i „The Illustrated London News". Do tego porzucona niedbale peleryna, cylinder i białe rękawiczki – wrażenie jest takie, jakby Holmes przed chwilą wrócił do domu. Pełna iluzja.
Do obejrzenia są jeszcze muzealne gabloty, a w nich wszelkiego rodzaju różności. Między innymi mundur brytyjskiego policjanta, pasiaste koszulki rugbistów z londyńskiego Blackheath Football Club, w którym grał doktor Watson. Nakrycia głowy Sherlocka, znaczki z Sherlockiem, listy do Sherlocka z całego świata a także dyplom honorowego obywatelstwa Meiringen dla Sherlocka Holmesa. Tak czczony jest w Alpach Berneńskich „the man who never lived and will never die".

Piankowe bezy, błękitne lodowce
Do sławy Meiringen przyczyniły się także bezy, lekkie ciastka z ubitej piany i cukru. Tutaj właśnie (choć są też inne teorie) wynalazł je w roku 1720 włoski cukiernik Mateo Gasparini.
Pojawia się w tej historii także wątek polski. Otóż owego Włocha sprowadził na swój dwór w Lotaryngii wielki smakosz i mecenas sztuki kulinarnej król Stanisław Leszczyński, teść króla Francji Ludwika XV. Wynalazek Gaspariniego szybko podbił całą Francję, do dziś Francuzi mówią na bezy „meringues". Jest też „meringa" po włosku i „merenga" po hiszpańsku. Inną francuską nazwę wypieku „baiser" (pocałunek) przejęli Niemcy i my, stąd polska beza. Choć w starych książkach kulinarnych spotyka się też formę „merenga".
Produkcja ciastek lekkich jak puch nadal idzie w Meiringen pełną parą. W fabryczce Frutal pracownik wprowadza zwiedzających nie tylko w tajniki procesu produkcyjnego, ale też z dumą mówi o wpisach do Księgi Rekordów Guinnesa. Meiringen trafiło tam dwukrotnie: w 1986 roku z największą bezą na świecie – zrobioną ze 120 kilogramów cukru i 2500 białek (przypominała podobno z wyglądu Volksvagena garbusa) oraz w 2013 z najdłuższą bezą na świecie – miała ponad 53 metry długości.
Nie będą rozczarowani miasteczkiem miłośnicy sportów zimowych. Przygotowano dla nich 60 kilometrów szlaków narciarskich (Meiringen – Hasliberg), jest kolejka linowa, gondole i atrakcje specjalne: nocne zjazdy narciarskie na stoku Mägisalp-Reuti i saneczkowe na stoku Mägisalp-Bidmi. Niezapomniane widoki towarzyszą zimowej wędrówce górskiej na sześciokilometrowej trasie Gschwandtenmaad – Schwartzwaldalp – Rosenlaui – Gschwandtenmaad: zachwyca majestatyczny Wetterhorn i błękitne jęzory lodowców. Wokół nieskazitelnie biały śnieg, cisza, puste domy i zamknięty na zimę hotel Rosenlaui, pamiętający czasy Belle-Époque i początki turystyki w Szwajcarii.
Po powrocie z gór w Meiringen czeka na nieco zziębniętych wędrowców przytulna kawiarnia w stylu lat 70., nazwana z angielska Tea Room Frutiger. Dają tam dobrą kawę i najlepszy deser bezowy jaki można sobie wymarzyć.