Wydrukuj tę stronę
piątek, 03 sierpień 2012 14:24

Pomnik oddziału „Kolegium A" AK na Żoliborzu Wyróżniony

Napisała
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Przed pomnikiem por. Stanisław Likiernik "Stach" Przed pomnikiem por. Stanisław Likiernik "Stach" Fot.: Olga Sędek

3 siepnia 2012 roku w samo południe uroczyście odsłonięto pomnik na rogu ulic Krasińskiego i Czarnieckiego, który powstał w hołdzie dowódcy oddziału "Kolegium A" i jego zastępcom: porucznikowi dr Tadeuszowi Wiwatowskiemu "Olszynie", kapitanowi Stanisławowi Sosabowskiemu "Stasinkowi", podporucznikowi Janowi Barszczewskiemu "Jankowi", podporucznikowi Zdzisławowi Zajdlerowi "Żbikowi" i wszystkim żołnierzom oddziału "Kolegium A" walczącym o niepodległość Polski.

W tym miejscu 15 czerwca 1944 roku żołnierze oddziału "Kolegium A" Kedywu Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej w ramach akcji "POL" zlikwidowali trzech gestapowców, w tym komendanta więzienia Pawiak Herberta Junka. Mimo upalnego dnia w uroczystości wzięło udział wiele osób zaangażowanych w powstanie pomnnika. Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz powiedziała: "Jestem dumna, że jako prezydent Warszawy mogę odsłonić ten obelisk wspólnie z kombatantami Kedywu „Kolegium A" AK. To miejsce będzie przypominać mieszkańcom Warszawy o jej bohaterach". W uroczystościach wzięli udział kombatanci oddziału Kedyw "Kolegium A" Bolesław Górecki "Śnica" i Stanisław Likiernik "Stach" i mieszkańcy Żoliborza iKrótkie przemówienia wygłosili między innymi sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa dr hab. Andrzej Kunert, przedstawiciel władz dzielnicy Żoliborz i Stanisław Likiernik, uczestnik akcji "POL", który tak opowiadał o przebiegu akcji: "My nie byliśmy żołnierzami, nie oddawaliśmy honorów i nie stukaliśmy obcasami. Byliśmy po prostu grupą kolegów. Na ulicy Krasińskiego zobaczylismy i zaatakowalismy gestapowców. Zastrzeliliśmy trzech, w tym - jak się później okazało - szefa Pawiaka. Gdybym mógł, zastrzeliłbym go jeszcze raz.".

Po udanej akcji chciał ukryć broń owinętą w płaszcz w pobliskim domu. Dziewczynka, która mu otworzyła drzwi, widząc zakrwawione zawiniątko zaraz mu je przed nosem zamknęła. Zszedł więc do piwnicy i tam schował broń. Po powrocie na górę zobaczył już tłum ludzi i policjantów, ponieważ dziewczynka zdążyła powiadomić dorosłych, że jakiś pan na pewno zamordował dziecko, które ukrył w zawiniątku w piwnicy. Policja znalazła broń, ale na szczęście - jak mówił pan Stanisław - Niemców nie zainteresowała sprawa zamordowanego dziecka i udało im się odzyskać Thompsony (pistolety maszynowe), których tak bardzo powstańcy potrzebowali.

Jak powiedział: "Nie sądziłem, że dożyję tej chwili, że pomnik powstanie.". A jednak udało się, głównie dzięki wielkiemu pasjonatowi Warszawy, Powstania Warszawskiego i walk powstańczych, Piotrowi Wójcikowi. Interesował się "od zawsze" Powstaniem Warszawskim, a przypadkiem, odwożąc córkę i jej koleżankę ze szkoły dowiedział się, że jest ona siostrzenicą byłego powstańca, Bolesława Góreckiego. Potem - jak mówi - po prostu zobowiązał się wobec panów Bolesława i Stacha pomóc im przejść urzędniczą drogę i doprowadzić do powstania pomnika. Pomogło mu w tym bezinteresownie wiele osób i firm, angażując również swoje pieniądze. Między innymi Naczelna Rada Adwokacka, której przedstawiciel mec. Jacek Trela  mówił "Chylę czoła przed bohaterami" i wspominał, że zginęła w czasie II wojny ogromna grupa adwokatów, największa spośród grup inteligentów, ponad 720 adwokatów i aplikantór adwokackich. Stronę wizerunkową uroczystości związanych z powstaniem i odsłonięciem pomnika zapewniła AM Art-Media sp. z o.o., której właścicielami są absolwenci Wydziału Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego i pasjonaci historii Polski, również tej najnowszej. 

{gallery}8630{/gallery}

Pomnik został poświęcony przez księdza biskupa Bronisława Dembowskiego, którego dwaj bracia walczyli w pułku Baszta, a on sam był w 72. pułku piechoty radomskiej. Na uroczystości spotkały się również dwie łączniczki - Alina Janowska z dowództwa batalionu "Kiliński", która pod pseudonimem "Alina" pozostawała na służbie aż do 4 października 1944 roku i Sabina Seweryn, jak sama powiedziała "sandomierzanka z urodzenia" - i odśpiewały zgodnym chórem znane z harcerstwa piosenki. Takie przyjaźnie są "na zawsze".

Pomnik powstał z inicjatywy kombatantów oddziału, staraniem Stowarzyszenia Żoliborzan i władz samorządowych oraz dzięki wsparciu Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Instytutu Chemii Przemysłowej, Spółdzielni SBM Żoliborz, Naczelnej Rady Adwokackiej, Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie, Dom Development S.A., Michałowski, Stefański Adwokaci sp. k., Karniol, Małecki i wspólnicy sp. k., Kancelarii Adwokackiej Wojciech Raduchowski – Brochwicz oraz AM Art – Media Agencji PR sp. z o.o.
Projekt przygotowali: Stanisław Baltazar Brukalski i Marcin Moldzyński.

Oddział dyspozycyjny „A"

Oddział powstał w marcu 1943 r. w wyniku połączenia warszawskich oddziałów dywersyjnych i grup sabotażowych, działających wcześniej w ramach Tajnej Organizacji Wojskowej. Oddział „A" początkowo nosił nazwę „Grupa Andrzeja" — od pseudonimu jego twórcy i pierwszego dowódcy, ppor. Józefa Rybickiego.

Bolesław Górecki "Śnica" od lutego 1943 r. był żołnierzem Grupy "Mokotów" Oddziału Dyspozycyjnego "A" Kedywu Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej, uczestnikiem akcji kolejowych koło Płochocina i Skrudy. W akcjach jako saper zajmował się minowaniem torów. Opracował także plan wysadzenia mostu kolejowego koło Żyrardowa. Był ranny w głowę 29.08.1944 na Starym Mieście i ponownie ranny podczas przebicia do Śródmieścia w nocy 30/31.08.1944 roku. Zresztą o tym przebiciu opowiadała jego córka, Joanna Górecka-Pyryt: "Co roku grupa rekonstrukcyjna odtwarza to przebijanie się ich oddziału z batalionu "Zośka". Przechodzili spod banku, przez Ogród Saski do Pasty. Nie chcilismy tego oglądać, sądząc, że rekonstrukcja będzie zbyt teatralna. Przed trzema laty poszliśmy je obejrzeć i okazało się, że to nocne przejście odtwarzane jest bardzo prawdziwie.".

Stanisław Likiernik "Stach" podczas okupacji należał do ZWZ, uczestniczył w akcjach dywersyjnych i sabotażowych Kedywu Komendy Głównej AK. Jego działalność z tego okresu została przedstawiona w literackiej i fabularnej formie w książce Romana Bratnego "Kolumbowie" (postać Skiernika). W czasie Powstania Warszawskiego jego szlak bojowy przebiegał przez Wolę, Stare Miasto i Czerniaków w szeregach Zgrupowania "Radosław". Wraz z grupą z batalionu "Zośka" przebił się przez Ogród Saski ze Starego Miasta do Śródmieścia. Swoje życie opisał w książce pod wymownym tytułem "Diabelne szczęście czy palec Boży?".

O dowódcy oddziału "Kolegium A" można przeczytać między innymi na forum.historia.org.pl:

"Dowódcą oddziału został dr Józef Rybicki "Andrzej", a jego zastępcą porucznik Tadeusz Wiwatowski "Olszyna". Nazwa Oddział Dyspozycyjny "A" (Kolegium "A" to nazwa późniejsza) funkcjonuje dopiero od maja '44. Dowódcą oddziału "A", został Tadeusz Wiwatowski "Olszyna", po tym jak dr Rybicki objął dowodzenie nad KeDywem OW AK, w miejsce rozstrzelanego przez Niemców majora Jerzego Lewińskiego "Chuchro".

"Na wyjątkowy charakter "grupy" wpłynęła niepospolita osobowość jej twórcy, Andrzeja, osoby o niesłychanie wysokich standardach moralnych, lubiącej przy tym pracować z młodymi ludźmi. Nie bez znaczenia pozostawał fakt, że Rybicki był cywilem (ewenement na tak wysokim szczeblu dowodzenia) i nie tęsknił do wojskowego drylu. W swoich wspomnieniach ze zdziwieniem i pewnym niesmakiem pisał o wojskowych, którzy nawet w warunkach pełnej konspiracji oczekiwali od podwładnych salutowania, strzelania obcasami i tym podobnych wojskowych zwyczajów. On sam nigdy też nie rozkazywał, zawsze używał zwrotu "proszę". Każda prośba była jednak spełniana. Wszyscy nazywali go "Stary".
Na swoich współpracowników Rybicki też wybierał cywili: jego zastępcą był Tadeusz Wiwatowski "Olszyna", również o wykształceniu humanistycznym (docent polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim), grupie żoliborskiej szefował Stasinek, student 5. roku medycyny, a mokotowskiej- Żbik, student Politechniki. To było trochę jak w Anglii, tam też szukali kandydatów do dowodzenia takimi specjalnymi jednostkami w Oksfordzie, Cambridge czy na uczelniach, żeby nie myśleli za bardzo doktrynami wojskowymi, bo to nie była już wojna klasyczna. Tu trzeba było używać więcej rozumu, niż mają zawodowi wojskowi. Na tym polegał sukces Rybickiego- wyjaśnia Aronson.". Patrycja Bukalska i Stanisław Aronson [Rysiek z KeDywu. Niezwykłe losy Stanisława Aronsona, Kraków 2009, s. 78-79]:

3 lutego 1947 roku pułkownik dr Andrzej Rybicki powiedział przed przed ogłoszeniem wyroku 10 lat więzienia: "To co zrobiłem było moim obowiązkiem i nie mam zamiaru zbierać od tego procentów" i zrezygnował z powoływania na świadków licznych osób, które były gotowe zaświadczać o jego bohaterstwie. Był współzałożycielem KOR-u.

{jumi [*8]}

 

 

 

Artykuły powiązane

© 2019 KURIER365.PL