Stanowi ono replikę typowego XIX-wiecznego miasteczka w ówczesnym zaborze austriackim. I wszystkie z dwudziestu stojących w nim budynków oraz innych obiektów też są replikami bądź kopiami oryginałów, częściowo już nieistniejących, z różnych miasteczek i galicyjskich wsi. Dosyć udanie wprowadzając zwiedzających w ich dawną atmosferę. Zwłaszcza, że w odróżnieniu od budynków, ich wyposażenie jest przeważnie oryginalne, z epoki, chociaż pochodzą one z różnych miejsc. Z setkami zapomnianych już narzędzi, przedmiotów i wyposażenia.
Miasteczko czynne jest przez cały rok poza poniedziałkami i dniami poświątecznymi, chociaż w okresie od połowy października do końca kwietnia krócej niż w pozostałych miesiącach. Na każdym z jego budynków i samodzielnych obiektów – kapliczek czy studni, są informacje i rysunki ich pierwowzorów. Większość ma opiekunów, a zarazem przewodników po nich. Podobnie jak w istniejących wówczas galicyjskich miasteczkach, również centrum tego stanowi prostokątny, brukowany rynek ze studnią oraz kapliczką. Jego zachodnią pierzeję zajmuje duży, piętrowy ratusz z podcieniami i wieżyczką.
Jest też zaplecze konferencyjne, w którym organizowane są, zgodnie z zapotrzebowaniem i zamówieniami, różne imprezy: szkolenia, firmowe spotkania integracyjne itp. W Gospodzie Galicyjskiej – replice żydowskiej karczmy, serwowane są przede wszystkim dania kuchni polskiej i regionalnej. M.in. królewski bulion, wołowy stek Jaśnie Pana wzorowany na ulubionym cesarza Franciszka Józefa I, pieczona jagnięcina, kaczka, golonka, biały żur i czerwony barszcz, kwaśnica, galicyjski bigos, pierogi, placki ziemniaczane i oczywiście ryby: pstrąg lub sandacz oraz tradycyjny schabowy z kapustą i ziemniakami
Organizowane są w niej także galicyjskie biesiady oraz wesela i inne imprezy rodzinne lub towarzyskie. Dania są smaczne, o czym miałem okazji przekonać się uczestnicząc w dziennikarskim wyjeździe studyjnym na zaproszenie miasta i jedząc obiad. Przy pozostałych pierzejach rynku stoi siedem domów ze spadzistymi dachami krytymi czerwoną dachówką. I one są replikami oryginalnych zabytków ze Starego Sącza, Krościenka, Lanckorony, Biegonic, Czchowa, Ciężkowic, Lipnicy Murowanej i Zakliczyna. Niektórych, jak wspomniałem, już nieistniejących. Mieszczą się, wyposażone w oryginalne sprzęty, rzadziej ich repliki, a także bibeloty, „typowe” wnętrza. Przede wszystkim dawne zakłady rzemieślnicze i usługowe. Żydowskiego krawca, pracownia zegarmistrzowska, garncarska, atelier miasteczkowego fotografa, sklep i warsztat snycerza. Nie brak sklepu kolonialnego, apteki i gabinetu dentystycznego, zakładu golibrody, a nawet magla i antykwariatu. Ich zabytkowe wyposażenie jest jedną z głównych tutejszych atrakcji. Jest też, oczywiście, cesarsko–królewska poczta i – w narożnym budynku obok ratusza tuż przy rynku, chociaż już poza nim – remiza ochotniczej straży pożarnej.
Z charakterystyczną wieżyczką oraz dużymi, drewnianymi wrotami. Można w niej obejrzeć zabytkowy sprzęt przeciwogniowy: strażackie wozy, węże gaśnicze i sikawki, bosaki, hełmy. Podobnie zresztą w innych obiektach. Szczególnie ciekawe jest wyposażenie apteki, pracowni fotograficznej, zegarmistrzowskiej czy fotograficznej. Wewnątrz, a przy dobrej pogodzie również przed dawnym antykwariatem, można obejrzeć i kupić różne starocie. W warsztacie i sklepie snycerza – tradycyjne zabawki i pamiątki drewniane. Natomiast tylko z zewnątrz można oglądać posterunek żandarmerii – rekonstrukcję nie zachowanego z Zakliczyna, gdyż wewnątrz znajdują się pomieszczenia służb ochrony Miasteczka.
Tuż poza jego głównym kompleksem, jako najdalej na zachodzie położony budynek, oddzielony od ratusza placykiem, stoi dwór szlachecki. Również rekonstrukcja, tym razem z Łososiny Górnej. Mieści się w nim biblioteka specjalistyczna muzeum, czytelnia i pokoje gościnne. Zwiedzając z zainteresowaniem Miasteczko, odczuwałem jednak pewien niedosyt. Jak wiadomo, rzeczywiste miasteczka galicyjskie stanowiły konglomerat narodowości, języków, kultur i religii. Obok Polaków mieszkali w nich również Austriacy i Niemcy, Łemkowie i Rusini, jak wówczas nazywano Ukraińców, Cyganie, a przede wszystkim Żydzi.
Ci ostatni w wielu miejscowościach stanowili nawet ponad połowę mieszkańców. Tu zaś „inni” są prawie nieobecni. Jest jakiś szyld pisany cyrylicą, napisy niemieckie na poczcie, tylko z opisu domu krawca można się dowiedzieć, że mieszkanie w nim to przykład tego, jak żyła zamożna rodzina żydowska. Zaś z informacji o karczmie, że to jakoby taka, jak dawne żydowskie. Chociaż trudno w niej znaleźć cokolwiek na to wskazującego. O wyposażeniu i atmosferze tamtych karczm nawet nie wspominając.
A przecież większość starozakonnych mieszkańców nieistniejących już galicyjskich – i nie tylko – miasteczek na południowych i wschodnich krańcach obecnej RP, o kresach już nie wspominając, to była biedota. Drobni, wielodzietni rzemieślnicy, kupcy, handlarze starzyzną. Na jakikolwiek ślad, czy wzmiankę o Cyganach, tu nie trafiłem. Chociażby w postaci bielonej patelni czy kotła, talii kart, o kuźni nawet nie marząc. Jest to oczywiście ciekawe Miasteczko, sporo w nim można i warto obejrzeć, ale jednak bardzo – także czystością, którą prawdziwe nie grzeszyły – odbiega ono od oryginałów.
Więcej na jego temat można przeczytać na: www.miasteczkogalicyjskie.pl.
Zdjęcia autora
„Polska jest nasza" – na wspólne obchody uchwalenia Konstytucji 3 Maja oraz Święta Flagi Państwowej i festyn patriotyczny w Miasteczku Galicyjskim w Nowym Sączu organizatorzy zapraszają w sobotę 2 maja. Początek obchodów o godzinie 12.30. Wstęp wolny.
a