Wszystko zaczęło się 15 października br, kiedy to na numer alarmowy Policji zadzwonił ktoś i podał, że w centrum handlowym jest bomba. Policjanci ze śródmiejskiego wydziału przestępstw przeciwko życiu i zdrowiu od razu zaczęli ustalać okoliczności sprawy. Wtedy z obiektu ewakuowano kilka tysięcy osób, kierowcy musieli zmagać się z utrudnieniami w centrum. Policja i inne służby poniosły wysokie koszty przeprowadzenia sprawdzenia pirotechnicznego, nie mówiąc o stratach finansowych właścicieli butików.
Kryminalni od dwóch tygodnie ustalali, kto mógł wykonać telefon z informacją o podłożeniu ładunku wybuchowego – oczywiście fałszywego. Kilkanaście dni wytężonej pracy i ustalenia operacyjne doprowadziły policjantów do 21-letniego Kamila K., byłego pracownika jednego ze sklepów w centrum.
Wczoraj przed południem policjanci weszli do mieszkania mężczyzny na Pradze Południe. Kamil K. był zaskoczony wizytą policjantów, ale nie stawiał oporu. Mężczyzna trafił do komendy przy ul. Wilczej. Tutaj przyznał się, że zadzwonił na numer alarmowy policji, bo zdenerwował się na własnego szefa.
Dzisiaj Kamil K. w prokuraturze najprawdopodobniej usłyszy zarzuty spowodowania fałszywego alarmu, za co grozić mu może kara do 8 lat pozbawienia wolności.
{jumi [*9]}