W sprawie związanej z samochodem służbowym zabrał głos nawet premier Tusk, stwierdzając, że nie wyklucza wyciągnięcia personalnych konsekwencji. Jednak skończyło się tylko na reprymendzie ministra Sławomira Nowaka i rezygnacji przez Tomasza Połcia z jazdy szybkim Oplem.
Z kolei Rzecznik Praw Obywatelskich zaalarmował, że inspektorzy nielegalnie karzą drogowych piratów mandatami. Zdaniem RPO, nie ma do tego podstaw w obowiązujących obecnie przepisach. Do tego, na fali „samochodowej afery" Panorama TVP nagłośniła rewelacje anonimowego informatora, zgodnie z którymi kosztujący prawie 3 mln zł system Centralnej Ewidencji Naruszeń i Wykroczeń nie funkcjonuje tak, jak powinien.
W opinii pragnącej zachować anonimowość osoby, związanej z resortem transportu, sekwencja zdarzeń nie była przypadkowa.
- Kilka dni przed sejmowym wystąpieniem szefa rządu GITD trafia pod lupę mediów – wskazuje nasz rozmówca. – Błaha sprawa została rozdmuchana do niebotycznych rozmiarów. Przecież szef Inspektoratu, czego nikt nie zakwestionował, ma prawo jeździć służbowym autem, choć niezręcznością był wybór samochodu z puli zakupionej do montażu fotoradarów. Potem materiał w telewizyjnym programie, kojarzonym z „ekipą Kwiatkowskiego". Uznano, że na fali słabnących notowań rządu i rosnącej w siłę opozycji łatwiej będzie można skłonić premiera do zdymisjonowania Tomasza Połcia.
Zdaniem rozmówcy GF, dobra ocena działania GITD spowodowała, że burza rozeszła się po kościach. – Dlatego skończyło się jedynie na połajance ministra Nowaka – mówi.
{jumi [*9]}