środa, kwiecień 24, 2024
Follow Us
poniedziałek, 10 grudzień 2012 12:00

W kosmos po bezpieczeństwo, wiedzę i rozrywkę Wyróżniony

Napisane przez PAP
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Moduł "Columbus" dostarczony na MSK przez ESA Moduł "Columbus" dostarczony na MSK przez ESA fot. NASA

Poznawanie gwiazd i galaktyk, odkrywanie odległych planet - to wszystko będzie dla naszych uczonych łatwiejsze dzięki członkostwie Polski w ESA (European Space Agency). Nauka to jednak tylko ułamek aktywności Europejskiej Agencji Kosmicznej.

 

Ponad 80 proc. inwestycji krajów europejskich w kosmosie to satelity, służące do nawigacji i obserwacji powierzchni Ziemi, ale też zapewniające nam codzienną komunikację i rozrywkę, przekazując sygnał telewizyjny lub internetowy.

Nasi naukowcy od lat brali udział w badaniach kosmosu. Chociaż polski wkład był stosunkowo skromny, przyczyniał się do poznawania największych sekretów Układu Słonecznego i nie tylko.

"Polska bardzo aktywnie włączała się, na miarę swoich możliwości, w międzynarodowe programy kosmiczne. 70 przyrządów skonstruowanych w Polsce już było w kosmosie. Nasze przyrządy lądowały na Tytanie, księżycu Saturna. Na tym księżycu najdalej od Ziemi w ogóle lądował próbnik. Tam były urządzenia do pomiaru właściwości termicznych zbudowane w Centrum Badań Kosmicznych" - mówi przewodniczący Komitetu Badań Kosmicznych i Satelitarnych PAN prof. Piotr Wolański.

Przyrządy zbudowane przez polskich badaczy znajdują się na satelitarnym Kosmicznym Obserwatorium Herschela oraz na sondach Mars i Venus Express.

Po wstąpieniu do ESA mamy szansę nie tylko zwiększyć swój udział w zdobywaniu wiedzy, ale też w zarabianiu na tym pieniędzy.

"Najczęściej kosmos kojarzy się z tym, że coś nowego odkrywamy. Ale, w zależności od kraju, tylko od 10 do 15 proc. wydatków na kosmos to są wydatki na te przedsięwzięcia, które mają charakter czysto naukowy, czysto poznawczy" - wyjaśnia prof. Wolański.

Większość kosmicznych inwestycji, nie tylko państw europejskich, to różnego rodzaju przedsięwzięcia praktyczne, wykorzystywane w naszym codziennym życiu na powierzchni Ziemi i przynoszące krociowe zyski.

"Analizy robione w różnych państwach pokazują, że zwrot inwestycji kosmicznych wynosi od czterech do trzydziestu razy. Trzydzieści razy zwracają się inwestycje w opanowaną już od dawna technologię wykorzystywania satelitów telekomunikacyjnych do przekazywania danych, radia, telewizji i internetu. Nawet w Warszawie między dwoma punktami te dane lecą poprzez satelitę. My za wszystko to płacimy. Jeżeli nie będziemy mieli udziału w budowie tych satelitów, to nie będziemy też mieli udziału w zyskach" - mówi przewodniczący Komitetu Badań Kosmicznych i Satelitarnych PAN.

Dzięki członkostwu w ESA badacze zyskują gwarancję uczestnictwa w programach naukowych, a polskie firmy w kontraktach technologicznych. Kiedy już weszliśmy do ESA, będziemy musieli płacić składkę członkowską. Jej wysokość zależy od PKB i w tej chwili wynosi ok. 20 mln euro. Ale możemy również płacić składki opcjonalne na poszczególne programy.

Regulacje organizacji stanowią, że 80 proc. wpłaconych przez kraj członkowski ESA składek musi wracać do niego w postaci kontraktów przemysłowych i badawczych. Przemysłu kosmicznego nie mamy, ale normą na świecie jest, że np. części do rakiet czy urządzeń orbitalnych produkują fabryki lotnicze i zbrojeniowe, które w Polsce są i nie zaszkodziłyby im dodatkowe zamówienia.

Wśród priorytetów, które Polska ma po wstąpieniu do ESA jest zaangażowanie w przedsięwzięcia ważne z punktu widzenia bezpieczeństwa. To zresztą jest priorytet całej Unii Europejskiej, która zdecydowała o zainwestowaniu w latach 2007-2013 4 mld euro w system lokalizacji i nawigacji satelitarnej Galileo, konkurencyjny wobec najbardziej popularnego amerykańskiego GPS.

"Systemów nawigacyjnych jest na świecie opracowanych bardzo wiele. Oczywiście pierwszy jest GPS, który działa od dawna. Drugi jest rosyjski GLONASS, który już został w tym roku uznany za operacyjny. Trzeci jest chiński Compass, który też jest rozwijany. Swoje systemy budują też Indie i Japończycy wspólnie z Australią. Czyli każdy kraj, czy grupa krajów musi mieć taki system. Gdyby wszystko było dobrze, to można by powiedzieć, że nie potrzebujemy tego. Ale zawsze istnieje ryzyko, że operator systemu w wypadku kryzysu może odmówić dostępu. Na taką ewentualność musimy być przygotowani" - tłumaczy prof. Wolański.

Ale nawet czysto poznawcze eksperymenty przynoszą praktyczne korzyści. "Może nie wszyscy zdajemy sobie dzisiaj sprawę z tego, że pierwsze zdjęcia wykonane techniką cyfrową były przekazywane przez Marinera 4 z okolic Marsa w 1963 r. Moc nadajnika była tak niewielka, że gdyby to był sygnał analogowy, to zmieszałby się on po prostu z szumem kosmicznym" - dodaje.

PAP - Nauka w Polsce, Urszula Rybicka

 

Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

{jumi [*7]}

a