Nie jest prawdą, że nikt nie lubi komarów. Niektórzy lubią je na tyle, żeby policzyć statystyczne prawdopodobieństwo zetknięcia się insekta z kroplą deszczu. Statystyka mówi, że kropla uderza w komara średnio co 20 sekund – to tak jakby człowiek trzy razy w ciągu minuty wpadł pod samochód osobowy. Jednak komar kpi sobie z takich przeszkód, otrząsa się i leci dalej.
Jednak gdy w owada uderzają cząsteczki mgły, okazuje się on być zupełnie niezdolny do lotu. Może się to wydawać dziwne, bo każda taka cząsteczka ma wielkość zaledwie 5 mikronów, a zderzenie jej z komara jest tym samym, co zderzenie człowieka z okruszkiem chleba. Badaczom z Georgia Institute of Technology problem wydał się na tyle ciekawy, żeby bliżej się mu przyjrzeć.
Nagrywając komary i odtwarzając ich lot w zwolnionym tempie, Amerykanie odkryli, że nawet bardzo duża ilość mokrych „okruszków” nie była w stanie przeciążyć lub zahamować trzepotu skrzydeł. Problem dotyczył czego innego – owad miał wyraźne kłopoty z utrzymaniem pozycji niezbędnej do lotu.
Odpowiedzialne za ten stan rzeczy okazały się przezmianki, zakończone kolbką pręciki znajdujące się przy obu skrzydełkach. Narząd ten służy owadowi jako stymulator lotu; wychylając się w przeciwną niż skrzydła stronę, dostarcza moskitowi zwrotnej informacji żyroskopowej, pozwalając mu zachować odpowiednią pozycję. Trzepocząc 400 razy na sekundę, przezmianki kolidują co chwila z małymi cząsteczkami mgły, co skutecznie dezorientuje owada.
Dla komarów informacja z przezmianek jest tak ważna, jak informacje wzrokowe i dane z oprzyrządowania dla pilota samolotu. Dlatego chcąc uciec przed komarami powinniśmy wybrać takie miejsce, gdzie mali krwiopijcy będą ciągle skonfundowani. Szczególnie atrakcyjna w tym względzie jest Nowa Fundlandia z ponad 200 mglistymi dniami w roku, a wśród innych kandydatów znajdują się wybrzeże Chile, doliny Padu i Tybru oraz północna Hiszpania.
{jumi [*7]}