Wydrukuj tę stronę
piątek, 28 sierpień 2015 13:12

Od Chopina do Skriabina Wyróżniony

Napisane przez Ewa Ploplis, Gabriela Machowska-Kopiec
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Od Chopina do Skriabina fot. Wojciech Grzedziński

W sierpniu, jak co roku, na mapie kulturalnych wydarzeń Warszawy dominuje 11 Międzynarodowy Festiwal Muzyczny Chopin i jego Europa - Od Chopina do Skriabina. Od 11 lat kierownictwo festiwalu dba o jak najbardziej ekskluzywny garnitur wykonawców. Zarówno artyści, jak i różnorodny repertuar, zapewniają miłośnikom muzyki klasycznej pełny wachlarz wrażeń, od tych najbardziej rozentuzjazmowanych, aż po, niestety, rozczarowujące. Jeszcze kilka koncertów przed nami, ale warto może wspomnieć o tych, które przeszły już do festiwalowej historii. Kilka z nich zapisze się w niej trwale.

Festiwal trwa od 15 do 29 sierpnia i niemal codziennie odbywają się dwa, a nawet trzy koncerty. Program jest bogaty: 32 koncerty: recitale, koncerty kameralne i symfoniczne; wielcy wykonawcy, znane i nieznane arcydzieła muzyki europejskiej od Bacha do Mahlera. W repertuarze festiwalu nie zabrakło przebojów muzyki klasycznej: Beethovena, Liszta, Czajkowskiego, Wieniawskiego, Rachmaninowa, Paderewskiego, Sibeliusa i Elgara. Wszystko w mistrzowskich wykonaniach, ze szczególnym zwróceniem uwagi na muzykę polską nie tylko Chopina, Wieniawskiego i Paderewskiego, ale także innych wykonawców: Ogińskiego, Dobrzyńskiego, Kurpińskiego, Szymanowskiej, Wolffa i Lipińskiego, Andrzeja Czajkowskiego i Pawła Szymańskiego.

Koncerty festiwalowe budzą wiele emocji - zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych. I dobrze. O to właśnie chodzi. żeby zetknąć się bezpośrednio ze sztuką która wywoła w nas emocje. Przestawiam opinię Gabrieli Machowskiej – Kopiec, pianistki i muzykologa, która koncertuje i nagrywa płyty.

- Festiwal postanowiłam zainaugurować z przytupem – od recitalu Ivo Pogorelicia - opowiada Gabriela Machowska-Kopiec. - Nie miałam okazji słyszeć go jeszcze na żywo, znałam jedynie dość liczne nagrania, które zresztą zawsze uważałam za interesująco ekscentryczne, aczkolwiek z łatką „sama zagrałabym to inaczej". Do występu na żywo byłam nastawiona bardzo pozytywnie, niestety, moje nastawienie bardzo szybko uległo zmianie. Zrozumiałam, że jest bardzo mała różnica między grą ekscentryczną, a grą pozbawioną jakiejkolwiek logiki. Dźwięk fortepianu był bolesny dla ucha. Brak frazy, jasno poprowadzonych tematów, czy nagminne wybijanie dźwięków, które podkreślone być nie powinny spowodowały, że koncert stawał się nieznośny. Pierwsza część koncertu wypełniona była tylko Chopinem. Po tych „doznaniach" poważnie zastanawiałam się nad opuszczeniem Filharmonii, ale przyjaciele przekonali mnie, że druga część może być tylko lepsza, więc zostałam. I tak moja udręka trwała niemal kolejne półtorej godziny. Zachowania pianisty nie warto komentować. Pogorelić znany jest z wybuchowości, a tym razem ponoć był wyjątkowo spokojny. Nie mogę jedynie zrozumieć owacji na stojąco części publiczności. Mam wrażenie, że to pewnego rodzaju snobizm osób, które na koncertach się „pokazują" a nie faktycznie ich słuchają - dodaje.

- Byłam pełna obaw, po wcześniejszych przeżyciach, odnośnie recitalu japońskiej pianistki Akiko Ebi, ale koncert ten podziałał jak balsam na moje zmysły – kontynuuje Gabriela. –W zasadzie od pierwszych dźwięków było jasne, że to ten rodzaj pianistyki, który lubię najbardziej. Czysty, klarowny dźwięk, perfekcja, energia i przede wszystkim interpretacja zmieniająca się razem z prezentowanym repertuarem, Mozart, Liszt, Chopin, spowodowały, że nie nudziłam się ani przez chwilę, a wręcz czułam się, jakbym unosiła się na chmurce. Co ważne, pianistka ma wrodzony dar zjednywania sobie publiczności. Nie stosuje żadnych wyszukanych gestów. Jest naturalna, sympatyczna, wręcz urocza. W zestawieniu ze świetną grą jest to duet doskonały – ocenia pianistka.

22 sierpnia w studiu im. W. Lutosławskiego wystąpił Tobias Koch. Pianista znany jest warszawskiej publiczności bardzo dobrze. I tym razem na widowni zasiadło wielu jego wielbicieli. Koch zasłynął swoimi interpretacjami wykonywanymi na instrumentach historycznych. Co ciekawe, podczas jednego koncertu potrafi zmieniać instrument kilkukrotnie, dostosowując go do okresu, z którego pochodzi wykonywany utwór. Tym razem wykonał wczesne Nokturny op.15 Chopina, na fortepianie marki Pleyel z 1848 roku, mało znane kompozycje Ferdynanda Hillera ,na fortepianie marki Erard z 1849 roku – wykonanie ich miało zapewne charakter poznawczy, ponieważ w zestawieniu z Chopinem wypadały wyjątkowo wtórnie. W drugiej części zabrzmiał Liszt i jeszcze raz Chopin. Koncert był bardzo udany, aczkolwiek mam wrażenie, że repertuar ten sprawdziłby się dużo lepiej w sali kameralnej ze względu na swój typowo „salonowy" charakter.

Ciekawie zapowiadał się występ kanadyjskiego pianisty Louis'a Lortie. Świetnie zestawiony repertuar – Preludia Chopina i Preludia op. 11 Scriabina to program bardzo wymagający. Nie do końca jestem przekonana co do interpretacji Chopina – zbyt ostry, za mało kantylenowy dźwięk, za mało „czasu" pomiędzy dźwiękami. Ale to, co było minusem w Chopinie, paradoksalnie zadziałało na korzyść Scriabina, tak więc druga część koncertu wypadła dużo lepiej – kontynuuje Gabriela Machowska-Kopiec.

Absolutną rewelacją okazał się wieczorny koncert kameralny Apollona Musagète Quartett i pianistki Plameny Mangovej, który odbył się w Sali Koncertowej Filharmonii 24 sierpnia. - Pierwszą część zdominowała niezwykła Bułgarka, która razem z kwartetem wykonała Kwintet Es-dur op. 44 Schumanna – mówi Gabriala. Był to występ idealnie kameralny, pianistka nie próbowała dominować. Grała natomiast tak perfekcyjnym, miękkim, ciepłym dźwiękiem i robiła to zupełnie naturalnie, bez najmniejszego wysiłku, że ciężko było oderwać od niej wzrok. Apollon Musagète nadrobił za to w drugiej części wykonując Kwartet smyczkowy C-dur op. 61 Dvořaka. Zespół ma idealnie wypracowaną barwę i jest doskonale zgrany – dodaje pianistka.

Założeniem dyrektora Festiwalu, Stanisława Leszczyńskiego, było pokazanie znanych artystów w innym repertuarze, czy konfiguracjach. I tak kiedyś Jaś, dziś Jan Lisiecki wystąpił razem z wiolonczelistą Truls Mørkiem, a Piotr Anderszewski zagrał recital pieśniowy z Matthiasem Goerne. Mimo, że Anderszewski podkreślał, że raczkuje w tej dziedzinie muzyki, ich wspólny Schumman brzmiał jak cos najnaturalniejszego na świecie. Był to dialog dwóch indywidualności, zaskakująco harmonijny. Sala była zahipnotyzowana, nawet telefony komórkowe, zwykle dzwoniące w najmniej odpowiednich momentach, postanowiły tym razem milczeć.

I jeszcze krótko o późnym koncercie środowym 26 sierpnia. Apollon Musagète Quartett pokazał swoje kolejne oblicze. Dawno nie słyszałam takiego wykonania Five Tango Sensations Astora Piazzolli – mówi z zachwytem Gabriela Machowska. Zwykle jest to solistyczna gra bandoneonu z akompaniamentem smyczków. Podczas tego koncertu kwartet stanowił fantastyczne dopełnienie świetnej gry bandoneonisty Per Arne Glorvigena, a ich wyczucie specyficznego stylu Piazzolli nie odbiegało legendarnemu Fernando Suarez Pazowi – dodaje pianistka.

Występy argentyńskiej wiolonczelistki Sol Gabetta i wietnamskiego pianisty Dang Thai Sona (zwycięzcy Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie z 1980 r.) były niewątpliwie największymi wydarzeniami czwartkowego wieczoru w Filharmonii Narodowej. W programie koncertu znalazły się: Serenada na smyczki e-moll op. 20 Edwarda Elgara, Koncert fortepianowy a-moll op. 17 Ignacego Jana Paderewskiego oraz Siergieja Rachmaninowa II symfonia e-moll op. 27. Precyzyjnie mistrzowskie wykonanie Dang Thai Sona koncertu Paderewskiego oczarowało publiczność. Długo rozbrzmiewały brawa.

Artykuły powiązane

© 2019 KURIER365.PL