Od muzykalnego „cudownego dziecka” – do wirtuoza światowej rangi
Był to koncert niezwykły, wzbudzający zachwyt i entuzjazm zaproszonych gości, którzy z trudem zmieścili się, po dostawieniu dodatkowych foteli, w niemałej przecież sali koncertowej Zamku. Artyści Orkiestry Kameralnej Covent Garden Soloists którzy koncertował, są bowiem zespołem złożonym wyłącznie z laureatów różnych międzynarodowych konkursów muzycznych. Orkiestra ta założona została w 1998 roku przez Vasko Vassilieva, skrzypka – wirtuoza, dyrygenta i koncertmistrza Royal Opera House w Londynie.
- Koncert Vasko Vassileva Koncert Vasko Vassileva
- Koncert Vasko Vassileva Koncert Vasko Vassileva
- Cezary Rudziński i Vasko Vassilev Cezary Rudziński i Vasko Vassilev
- Vasko Vassilev Vasko Vassilev
https://kurier365.pl/kultura/33123-warszawa-wspania%C5%82y-bu%C5%82garski-koncert-%C5%9Bwi%C4%85teczny-w-zamku-kr%C3%B3lewskim.html#sigProIdb34940d72b
Ten 54-letni obecnie skrzypek – urodził się w Sofii 14 października 1970 roku – był jednym z muzycznych „cudownych dzieci”. Po raz pierwszy wystąpił przed publicznością w wieku 5 lat. Gdy miał ich 8 zagrał jako solista z Bułgarską Orkiestrą Kameralną i wydał swoją pierwszą płytę z Sofijską Orkiestrą Filharmonii. Dwa lata później, w wieku 10 lat, jako stypendysta rządu bułgarskiego rozpoczął studia w Moskiewskiej Centralnej Szkole Muzycznej Konserwatorium Moskiewskiego dla uzdolnionych dzieci. Jest laureatem znanych międzynarodowych konkursów muzycznych.
Dyrygowanie na koronacji Karola III i Camilli
Marguerite Long-Jacques Thibaud w Paryżu, Carl Flesch w Londynie i Konkursu Paganiniego we Włoszech. W roku 1994 został najmłodszym koncertmistrzem Royal Opera House w Londynie. W 2005 roku zadebiutował w londyńskim Royal Albert Hall. O jego randze muzycznej świadczy też fakt, że na prośbę brytyjskiego króla Karola III dyrygował orkiestrą w 2023 roku na koronacji jego i królowej Camilli. Jako solista wykonuje dzieła klasyczne i muzykę w bardziej nowoczesnym brzmieniu. Gra na około 300-letnich skrzypcach Amati, których na świecie istnieje zaledwie 10 egzemplarzy.
W swojej karierze współpracował z takimi artystami jak m.in. Placido Domingo, Sting, The Rolling Stones, Vanessa-Mae i Lili Ivanova. Prowadzi również kursy mistrzowskie dla skrzypków w Royal College of Music, Trinity College of Music i w Hiszpańskim Konserwatorium Muzycznym w Kartagenie. Mnóstwo sukcesów ma na swoim koncie również powadzona przez niego orkiestra kameralna występująca w wielu krajach. Na koncercie w Warszawie zagrali: na skrzypcach Florence Garel i Kaoru Yamada, na wiolonczeli Teodora Atanassova, na altówce Matthew Kettle i na kontrabasie Tony Hougham.
Cytaty, w których nie ma przesady
„Repertuar Covent Garden Soloists – czytam w programie warszawskiego koncertu – wykonywany przez sześciu instrumentalistów został specjalnie skonstruowany, aby zademonstrować imponujące umiejętności wykonawcze poszczególnych muzyków, a także ich łatwość poruszania się w szerokim spektrum stylów muzycznych”. I dalej: „Koncerty Covent Garden Soloists to wydarzenie, podczas którego wszystkie zmysły artystyczne są pobudzane przez ucztę muzyczną wykraczająca poza to, co słuchowe. Każdy utwór stwarza poczucie przygody, pozwalając muzykom i publiczności odkrywać nowe granice, gdzie tradycja miesza się z inwencją.”
I nie ma w tym cienia przesady czy reklamy, co widoczne i słyszalne było już od pierwszych ruchów smyczkiem Vasko Vassileva, a później gry pozostałych muzyków. Żywiołowej nie tylko w grze ale i ruchach, niekiedy wręcz tanecznych, solisty i reszty artystów. A zarazem wspaniale zsynchronizowanej muzycznie, o czystych, jasnych brzmieniach od niemal ciszy do fortissimo. Taki koncert na długo pozostaje w pamięci. Szkoda, że nie był on nagrywany, bo płyta z niego byłaby hitem dla miłośników dobrej muzyki. Program tego koncertu składającego się z kilkunastu utworów, nie licząc późniejszych bisów, był entuzjastycznie przyjmowany przez słuchaczy. Z długimi oklaskami, kilkakrotnie, nie tylko na zakończenie, na stojąco.
Bogaty program i rozmowy oraz zdjęcia z muzykami
Muzycy wykonali: „Chanconne” Tomaso Antonio Vitali’ego. „Concerto For 2 Violins In A Minor” i “L’estro Armonico N2 – 1 St Movement” Antonio Vivaldiego. “Rondo Capricioso” Camille Saint-Saënsa. “Meditation From Thais” Julesa Masseneta. “Carmen” Georgesa Bizeta. “Oblivion” Astora Piazzolli, “Hungarian Dance 1 & 5” Johannesa Brahmsa. “Bulgarian Folk Dance” Krivo Sadovsko Horo. “Czardasza” Vittorio Monti’ego i “Moses” Niccola Paganiniego. Program różnorodny, pozwalający zarówno zademonstrować ogromne możliwości muzyczne artystów, jak i zaspokoić różne gusty słuchaczy.
W przerwie po zakończeniu programu i przed bisami głos zabrała J.E. Ambasador Bułgarii w Polsce Pani Margarita Ganeva składając obecnym m.in. świąteczne życzenia po bułgarsku, polsku i angielsku. Świetną kontynuacją programu okazały się również bisy. Po nich nastąpiły długo trwające brawa oraz możliwość kontaktu i rozmów z Vasko Vassilevem i pozostałymi muzykami. Pani Ambasador przedstawiała głównemu artyście i szefowi orkiestry niektórych słuchaczy. Zaszczyt ten spotkał również mnie jako Honorowego Ambasadora turystyki bułgarskiej. Oczywiście nie obeszło się bez wspólnego zdjęcia z virtuozem, które robili fotoreporterzy oraz obecna również na koncercie moja koleżanka dziennikarka. Pozwalam sobie je opublikować.
Wspomnienia z dawnych kontaktów z muzyką
Ten świąteczny bułgarski koncert był, chyba nie tylko dla mnie, mocnym przeżyciem artystycznym. I wywołał wspomnienia z moich wcześniejszych kontaktów z muzyką. Nie uważam się za melomana, chociaż bardzo lubię muzykę, zwłaszcza klasyczną: symfoniczną i instrumentalną – fortepianową i skrzypcową. Sam nie gram na żadnym instrumencie, chociaż gry na fortepianie usiłowała nauczyć mnie Mama, nauczycielka – absolwentka lwowskiego seminarium. Sama grała na nim amatorsko, ale nieźle. Instrument był w domu, z przyjemnością słuchałem więc w dzieciństwie jak grała fortepianową klasykę oraz… dumki ukraińskie.
Szczególnie zapamiętałem jedną „U susida chata biła”. Ale już samemu grać, zwłaszcza ćwiczyć gamy, nie miałem ochoty, wytrwałości no i odpowiedniego talentu muzycznego. Miałem jednak okazję, już w dorosłym życiu, słuchać wielokrotnie „na żywo” znakomitych utworów i ich wykonawców. Oczywiście o wiele częściej ich transmisji radiowych i telewizyjnych, lub muzyki odtwarzanej z mojej skromnej płytoteki. Płyty, później taśmy i CD, kupowałem w kraju oraz podczas pobytów zagranicą. Zwłaszcza w ZSRR, bo tamtejsza firma „Melodia” produkowała ich dużo, chociaż najlepsze zawsze, podobnie jak inne artykuły, były „deficytowe”.
Przypadkowe poznanie w Bułgarii…
Pomagała mi w ich kupowaniu poznana podczas urlopu z żoną w Bułgarii, rosyjsko-żydowska skrzypaczka (I skrzypce orkiestry Teatru „Bolszoj” w Moskwie) Rita Stys. Przypadkowo wynajmowaliśmy z żoną w 1966 roku jeden pokój w jakimś mieszkaniu w Warnie, a ona, starsza od nas o kilka lat, bo jako studentka I roku moskiewskiego konserwatorium zdążyła jeszcze jeździć z koncertami na front w końcówce II wojny światowej, drugi pokój z córką bułgarskich przyjaciół – studentką moskiewskiego konserwatorium. Brak bariery językowej oraz wzajemna sympatia rozwinęła się w wieloletnią przyjaźń.
Pamiętam np. jak odwiedzając nas kilka lat później tuż przed pierwszymi spektaklami „Bolszogo” w Warszawie, na który zespół przyjechał chyba w połowie lat 70-tych na dosyć długie „gastroli” – gościnne występy, zobaczyła w mojej bibliotece niedawno wydany po raz pierwszy w Paryżu, oczywiście po rosyjsku, „Archipelag Gułag” Aleksandra Sołżenicyna. Zakazany nie tylko w ZSRR, ale i w PRL. Zbladła, zapytała: czy mogę tę książkę wziąć do ręki. A później nieśmiało: czy mógłbyś mi ją pożyczyć na kilka dni? Gdy ją zwracała tuż przed powrotem do Moskwy powiedziała, że po spektaklach, w wąskim gronie zaprzyjaźnionych i godnych zaufania muzyków, czytali ją zaszokowani treścią, w hotelowych pokojach głośno po kilka nocnych godzin.
… i bilety do „Bolszogo” oraz pomoc w uzupełnianiu płytoteki
A ja podczas pobytów nie tylko dziennikarskich w Moskwie zawsze otrzymywałem pomoc nie tylko w kupowaniu płyt (chociaż korzystałem również z pomocy zaprzyjaźnionych sprzedawczyń sklepów muzycznych w GUM-ie na Placu Czerwonym i na starym Arbacie), ale zawsze miałem, bardzo trudne do normalnego nabycia bilety, a przynajmniej wejściówki zarówno do „Bolszogo” na Placu Teatralnym, jak i jego filii w Pałacu Zjazdów na Kremlu, bo w obu Rita grywała. Jeżeli zaś o płytach mowa, to trafiały się wśród nich prawdziwe „białe kruki”.
Np. 2 koncert Sergiusza Rachmaninowa w wykonaniu samego kompozytora w roku 1941 z Orkiestrą Filadelfijską pod batutą Leopolda Stokowskiego… Moskwa była wówczas jedną z ważnych stolic światowej kultury, a nie kojarzyła się tylko, jak obecnie, z siedliskiem zbrodniarzy wojennych niszczących Ukrainę. Sporo też zachowało mi się w pamięci koncertów i spektakli słuchanych „na żywo”. Zwłaszcza bardzo licznych w „Bolszom” i Pałacu Zjazdów, ale także w Sali koncertowej Czajkowskiego w Moskwie, czy Gewandhaus w Lipsku. Operach m.in. w Erywaniu, Kijowie, Tbilisi, Wilnie, Mińsku, Pradze, Budapeszcie czy Wiedniu.
Nowy garnitur, aby móc usłyszeć Filharmoników Wiedeńskich w Złotej Sali
Koncertów w Linzu czy Salzburgu i wielu innych miastach nie tylko Europy. Szczególnie zapamiętałem brawurowy koncert, z dominującą rolą skrzypiec i cymbałów, węgierskiej Orkiestry Młodych Cyganów w Budapeszcie. I wspaniały koncert Filharmoników Wiedeńskich w ich słynnej Złotej Sali, na który otrzymałem zaproszenie. Ale aby polecieć do Wiednia i skorzystać z niego musiałem… kupić nowy garnitur. Bo mój stary ślubny był już za ciasny, a warunkiem wejścia na ten koncert było nie tylko posiadanie biletu, ale i odpowiedni strój: smoking lub przynajmniej czarny garnitur z biała koszulą i krawatem.
Jeżeli jeden koncert był w stanie wzbudzić nie tylko zachwyt nad kunsztem muzyków w trakcie jego trwania, ale również tak wiele, nawet bardzo starych wspomnień, to musiał – i był – naprawdę fantastyczny. Wspaniałe wydarzenie artystyczne, za które ogromne podziękowania należą się nie tylko Vasko Vassilevowi i pozostałym muzykom, ale również Ambasadzie Bułgarskiej i Bułgarskiemu Instytutowi Kultury w Warszawie za zaproszenie. Uczestniczyłem już w niejednej z organizowanych przez nie imprezie kulturalnej. Wszystkie były bardzo udane. Ale bez umniejszania ich rangi muszę stwierdzić, a nie jestem w tym odosobniony, że wczorajszy, mikołajkowy i świąteczny „przebił” je wszystkie.
Zdjęcia: Anna Borowska