Ważne 80-lecia
Wcześniej zaś, 18 maja, zdobycie ruin klasztoru Monte Cassino we Włoszech, a po nim w tamtej kampanii również 18.7. Ankony, a później, w październiku, m.in. Bolonii. Zaś 28-30.10. także wyzwolenie, przez Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie, Bredy w Holandii. W kraju, formalnie 22 lipca 1944 r. „proklamowano” w Chełmie, po zajęciu przez Armię Czerwoną i podporządkowane jej Wojsko Polskie („Berlingowców”) ziemie Rzeczypospolitej na wschód od Wisły okrojone o obszary zagarnięte przez ZSRR po jego napaści na Polskę w zmowie z Hitlerem 17 września 1939 r., powstanie „Polski Ludowej”, której blisko 45-letniej historii chyba przypominać nie trzeba.
Akcja „Burza” rozpoczęła się 4 stycznia 1944 roku, po przekroczeniu przez wojska sowieckie przedwojennej granicy z Polską na Wołyniu. Jej, niezrealizowanym celem, było przejmowanie, tam gdzie to było możliwe, miejscowości i obszarów z których wypierani byli Niemcy i występowanie przez przedstawicieli delegatur emigracyjnego rządu polskiego w Anglii oraz jego wojska – Armii Krajowej, jako gospodarzy przyjmujących Armię Czerwoną. Zmobilizowano do niej około 100 tysięcy żołnierzy i oficerów AK, ale pomimo kilku udanych akcji, m.in. udziału w wyzwoleniu Wilna i Lwowa, Białegostoku i Lublina, niektórych miejscowości na Podolu i Wołyniu, a później Krakowa, zadanie nie zostało, bo nie mogło zostać wykonane.
Realia 1944 roku…
Dla sowieckich „wyzwolicieli”, a faktycznie, co szybko się okazało, nowych okupantów, partnerami w Polsce byli ich komunistyczni agenci, zaś „londyńska” Armia Krajowa (i scalone z nią, chociaż nie do końca, w 1943 r. Bataliony Chłopskie) dla Stalina i jego zbrodniarzy nie sojusznikiem, lecz wrogiem. Tępionym zwłaszcza przez oddziały zbrodniczej NKWD i „Smiersz”. Z mordowaniem, zwłaszcza oficerów AK, a w najlepszym przypadku zsyłaniem wielu z nich do sowieckich łagrów. Akcja „Burza” formalnie (rozkazem) zakończyła się 26 października 1944 roku. Jest mi ona szczególnie bliska, gdyż przez przypadek znalazłem się w jednym z jej zgrupowań AK przeżywając kilka niezwykłych dni w moim życiu. A ważniejszą w niej rolę odegrał mój Tata.
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
http://kurier365.pl/kultura/32949-warszawa-park-akcji-%E2%80%9Eburza%E2%80%9D-now%C4%85-atrakcj%C4%85-stolicy.html#sigProId076dbcb464
A było to tak. 1 sierpnia 1944 roku wybrałem się z rodzinnego Piotrkowa Trybunalskiego z moją wspaniałą Babcią w jej rodzinne strony, do wsi Skotniki nad Pilicą, aby zdobyć trochę żywności, z którą w mieście było już krucho. Najpierw pojechaliśmy wąskotorówką do Sulejowa, a następnie ponad 20 km pieszo. Gdy, zmęczeni, dotarliśmy na miejsce, przeżyliśmy szok. Znaleźliśmy się w innym świecie. Żyjąc przez blisko 5 lat w okupowanym mieście pełnym niemieckiej żandarmerii, trochę Wehmachtu i będących w ich służbie, wziętych wcześniej do niewoli kubańskich Kozaków, Kałmuków i innych przedstawicieli „narodów radzieckich”, a także gestapo i szpicli, zostałem nauczony jak unikać niebezpiecznych sytuacji.
…Oczami nastolatka
Było to konieczne zwłaszcza gdy wchodziliśmy lub wychodziliśmy w odpowiednich odstępach czasowych do, zmieniających się codziennie, lokali w których odbywały się lekcje tajnego gimnazjum im. Bolesława Chrobrego. Za udział w konspiracyjnym nauczaniu groziła wysyłka do Oświęcimia, a przynajmniej na przymusowe roboty „do Reichu” nie tylko nauczycielom. Uczyliśmy się, jak w razie wpadki pozorować cel spotkania się młodzieży – w moim „komplecie”, wprowadzono wówczas koedukację, było 7 dziewcząt i ja jeden – mając na stołach rozłożone różne gry, np. „Chińczyka” i inne gry stołowe, szachy, warcaby itp.
Szczególnej ostrożności wymagało też wypełnianie różnych poleceń Mamy czy którejś z sióstr Taty zaangażowanych w działalność konspiracyjną. W rodzaju np. „Masz tu przepis na sałatkę z brukwi, zanieś do pani Zosi. Tylko nie otwieraj, a w razie obławy czy zagrożenia natychmiast połknij!” Bo były to jakieś informacje czy polecenia napisane na bibułce do skręcania papierosów i zwinięte. Ze względów bezpieczeństwa o tym, że były to różne meldunki AK lub informacje radia BBC, dowiedziałem się dopiero po wojnie. Ale ten wyrobiony nawyk obserwacji otoczenia i ostrożności pozwolił mi np. wyrwać się na początku lata 1944 r. z niemieckiej obławy na „siłę roboczą” do kopania nad Pilicą rowów przeciwczołgowych, bo front od wschodu już się zbliżał.
Dramatyczne chwile
Chociaż niewiele brakowało, aby skończyło się to dla mnie tragicznie. Uciekającego przed obławą nastolatka w którejś z podmiejskich miejscowości obce kobiety ukryły w kilkudziesięciocentymetrowej przestrzeni między sufitem mieszkania i dachem. W upalny czerwcowy dzień. Po kilku godzinach, gdy zagrożenie minęło, byłem tak odwodniony, że sam nie byłem w stanie wydostać się z tego ukrycia… Okupacyjnych przeżyć miałem o wiele więcej. Obserwowałem np. z tej strony drutów dramat mieszkańców getta, pierwszego zresztą hitlerowskiego w okupowanej Europie.
Widziałem trupy kobiet usiłujących pomagać jego mieszkańcom dostarczając żywność. Przeżyłem szok dowiadując się w zakładzie krawieckim, w którym coś dla mnie szyto, że zaprzyjaźnieni żydowscy krawcy i ich nieletnia pomocnica obszywająca dziurki i usuwająca fastrygi, przyprowadzani codziennie do pracy z pobliskiego getta, właśnie zostali zabrani na kirkut – żydowski cmentarz, na którym Niemcy dokonywali „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. A 24 lutego 1944 r. z odległości zaledwie kilkudziesięciu metrów obserwowałem przez lufcik w naszym pokoju stołowym kilkugodzinną obronę dwu partyzantów osaczonych w niewielkiej, spalonej w trakcie walki, wytwórni lemoniady.
I tragiczne wspomnienia
Znałem niektóre miejsca ulicznych egzekucji, np. na Cyklodromie przy ul. Budki, czy grzebania ofiar niemieckiego terroru. Chociażby widocznej przez bardzo długo dużej piaszczystej „plamy” na skraju sosnowego lasu, w pobliżu torów „wąskotorówki” na Bugaju. Jedną z ofiar, zamordowanych w pierwszej egzekucji ponad 30 piotrkowskich harcerek i harcerzy, był jeden z dwu najmłodszych braci Taty – Jerzyk. I nagle nastolatek z takim, a to tylko parę przykładów, bagażem wojennych i okupacyjnych traum, znalazł się w jednym ze zgrupowań AK w ramach Akcji „Burza”.
W Skotnikach okazało się, że od pewnego czasu „rządzą tam” partyzanci. Na tyle groźni, że Niemcy nawet nie próbują zbliżyć się do wsi bliżej, niż na odległość kilkunastu kilometrów. Partyzanci jeżdżą w dzień konno, z bronią, po wsi i jej okolicy. Część mieszkańców, podobno skłócona z proboszczem, chodzi do nich na msze polowe. A wielu akowców po prostu przebywa w poszczególnych domach. Trafiliśmy do jednego z nich u krewnych Babci. Zaszokowany, ale i zainteresowany, odpytywany byłem o sytuację w mieście i na świecie, a partyzanci opowiadali mi o swoim życiu w lesie.
Wśród AK-owskich partyzantów
Pokazywali broń, uczyli posługiwania się nią i byli zaskoczeni, że bez problemów rozkładam karabin, wiem jak wyjmować i wkładać zamek, ładować, czyścić. A była to zupełnie inne historia, możliwa chyba tylko w tamtych czasach. Oczywiście, jak większość chłopców wówczas, miałem wycięty z deski przez stolarza i obrobiony przeze mnie „karabin” z kawałkiem rurki gazowej jako lufą. A także gumą, naciągając którą można było strzelać… drewnianymi strzałami do odległego o kilka metrów celu. Zetknąłem się jednak również podczas okupacji i z prawdziwą bronią.
W którejś z pod piotrkowskich miejscowości, chyba nad rzeczką Luciążą, stacjonował oddział węgierskich żołnierzy, ówczesnych sojuszników Hitlera. Mieli też stado krów, którymi zajmował się starszy, chyba około 50-letni, żołnierz – pasterz z węgierskiej puszty. W wolnym czasie, zwłaszcza wakacyjnym, lubiłem włóczyć się po okolicy na rowerze. Trafiłem na jakiejś łące na to pasące się stado i jego pasterza. Okazało się, że mówi trochę po niemiecku, a to był również mój język gimnazjalny. Zaczęliśmy rozmawiać. Bardzo tęsknił za krajem i rodziną, nie chciał walczyć.
Wybuch Powstania Warszawskiego
Gdy trzeba było zagonić kilka krów, zapytał mnie, czy mogę popilnować jego karabinu Mausera, bo niewygodnie jest biegać z tym żelastwem. Powtórzyło się to kilkakrotnie. Podczas któregoś z następnych spotkań poprosiłem aby mi pokazał karabin i jak się go obsługuje. Zgodził się, po paru próbach robiłem to już całkiem sprawnie… Ten mój pierwszy dzień z partyzantami w Skotnikach miał niesamowite zakończenie. Gdzieś przed godziną 19.00 rozeszła się wiadomość, wcześniej odebrana szyfrówką chyba z Londynu, że w Warszawie właśnie wybuchło powstanie.
Nastąpiła euforia, przygotowania do wymarszu na pomoc, czekanie na rozkaz. Niestety, w linii prostej do walczącej już stolicy było około 180 km. W tym przez znaczne tereny nie zalesione. Próba odsieczy byłaby samobójcza. Przez kilka dni mojego pobytu we wsi rozkaz wymarszu na pomoc nie nadszedł. Co działo się później w zgrupowaniu, nie wiem. Ale ten krótki pobyt tam i możliwość obserwacji z bliska życia partyzanckiego oraz, co dotarło do mnie znacznie później, Akcji „Burza”, zapisały się trwale w mojej pamięci. A po wojnie – ze względów bezpieczeństwa wcześniej było to niemożliwe – dowiedziałem się o dotyczących tej akcji kolejnych faktach związanych z naszą rodziną.
Z perspektywy jednej rodziny
Nie tylko, bo o tym wiedziałem, gdyż lekcje odbywały się również w naszym mieszkaniu, że w konspiracji antyhitlerowskiej uczestniczyła nie tylko moja Mama organizując i prowadząc jako nauczycielka, tajne nauczanie. Ale przede wszystkim Tata wykonując różne zadania i pełniąc funkcje w ZWZ – AK, i to już od grudnia 1939 r. Mimo wady wzroku uniemożliwiającej mu walkę z bronią w ręku. Chyba na tyle dobrze, że odznaczony został za tę działalność londyńskim, wojennym Złotym Krzyżem Zasługi „Z Mieczami”. Który cenił najwyżej z kilkunastu posiadanych odznaczeń, także formalnie ważniejszego orderu Polonia Restituta.
A z przypominających II wojnę światową m.in. Krzyża Armii Krajowej i odznaki honorowej uczestnika Akcji „Burza”, w przygotowaniu i organizacji której miał też znaczący udział. Rozpisałem się wspominając tak dawne wydarzenia, ale ich uczestników i świadków jest już coraz mniej. Aby nie uległy zatarciu i zapomnieniu, powstał właśnie ten nowy w Warszawie park. Nie na pustym zresztą miejscu. Podczas odbudowy stolicy starano się, usuwając gruzy, odzyskiwać nadające się do powtórnego użycia cegły. To z nich m.in. wznoszono domy Muranowa. A resztę składowano w jednym wyznaczonym miejscu między ul. Czerniakowską i Wisłą.
Góra śmieci na Czerniakowie
W ciągu kilku lat z tego gruzobetonu powstała dosyć wysoka górka, którą szybko porosły „samosiejki” – krzewy i drzewa. Z czasem, w 2004 roku, oficjalnie nazwana Kopcem Powstania Warszawskiego, co przypomina tekst na czarnej, marmurowej tablicy, a na tarasie widokowym na jego szczycie wysoka Kotwica, symbol Polski Walczącej z niemieckimi okupantami. Kilka lat temu powstał pomysł, aby kopiec ten przekształcić w park. Rozpisany przez miasto konkurs na jego projekt wygrały dwie, współpracujące ze sobą pracownie architektoniczne: topoScape specjalizującą się w architekturze krajobrazu, głównie miejskiego i Archigres zajmująca się głownie architekturą wnętrz i krajobrazu.
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
- Park Burza, Warszawa Park Burza, Warszawa
http://kurier365.pl/kultura/32949-warszawa-park-akcji-%E2%80%9Eburza%E2%80%9D-now%C4%85-atrakcj%C4%85-stolicy.html#sigProId462f46fdac
Projekt okazał się tak ciekawy, że nie tylko zlecono im jego realizację, ale uzyskał on w br., gdy Park Akcji „Burza” otwarto, bardzo cenioną Nagrodę Architektoniczną tygodnika „Polityka”. W jej tegorocznym numerze 26 ukazała się ciekawa rozmowa z autorkami tego projektu i jego realizacji. Można w niej przeczytać jak niełatwe to było zadanie wobec realiów wzgórza i twardych wymagań konserwatora zabytków. M.in., że wzgórze usypane z gruzu pochodzącego z wojennych zniszczeń było niestabilne, a musiał on w całości pozostać na miejscu, niczego nie wolno było wywieźć.
Jak powstawał park?
Park i kopiec musiał też wpisać się w narrację historyczną upamiętnienia Powstania Warszawskiego, do której, już w trakcie realizacji, autorzy dodali również przypomnienie odbudowy stolicy. Cała ta, obszerna rozmowa, jest szalenie ciekawa i nie zamierzam jej tu streszczać. Wspomnę tylko, że przy budowie i wzmacnianiu ścian zastosowano nowatorski pomysł użycia betonu bioreceptywnego. Ponadto wśród naturalnej roślinności, jaka pojawiła się na tym wzgórzu w ciągu kilkudziesięciu lat, dokonano nasadzeń nowych, różnorodnych drzew i krzewów rodzimych gatunków.
W taki sposób wpisując je w ekosystem, że nawet przyrodnicy mają trudności z oceną, co jest stare, a co nowe. Tworząc duże zagęszczenie roślinności, ale równocześnie pozostawiając w niej miejsca nazwane strefami zaniechania, pozostawiając je bez ingerencji w trakcie prac parkowych. Powstał więc obszar określany jako „czwarta przyroda”, czyli roślinności spontanicznie pojawiającej się w miastach. Nie tylko z cennymi drzewami i krzewami, ale także bezwartościowymi chwastami, które razem mają jednak, według współczesnych badań, ogromna wartość przyrodniczą.
Miejsce pamięci, przyrody i wypoczynku
Stanowią bowiem zwartą całość odporną na zmiany klimatyczne, niedostatek lub nadmiar wody, przy czym wymagają niewielkich nakładów pracy, a więc i finansowych, na jej utrzymanie. Powstało naprawdę ciekawe miejsce, warte poznania, a zarazem wypoczynku, zwłaszcza dla okolicznych mieszkańców. Na kilkudziesięciometrowej szerokości i dłuższej płaskiej przestrzeni między ulicą Bartycką i Kopcem, który na starszych planach Warszawy, np. z roku 1998, nazywany jest jeszcze Górą Śmieci, z zaznaczonym jednak obok Pomnikiem Polski Walczącej, ustawiono w kilkumetrowej wysokości i różnej długości jak gdyby stalowych klatkach, większe i mniejsze fragmenty gruzów zburzonej i spalonej Warszawy.
Tworzą one placyki i krótkie uliczki, a na ich ścianach znajdują się informacje o powstaniu warszawskim i wojennych losach stolicy oraz jej odbudowie w językach polskim i angielskim. Wśród nich są wyraźnie zaznaczone ostrzeżenia: nie zbliżać się podczas burzy, gdyż stanowi to zagrożenie życia. Sam kopiec u jego podstawy otacza „sękaty” mur z gruzu i betonu, wzdłuż którego aktualnie stoi rząd gablot przypominających 80 rocznicę Powstania, z dotyczącymi go dokumentami oraz zdjęciami, także jego uczestników. Pośrodku muru jest przerwa na szerokie i wysokie schody z platformami, przy których w mniejszych sześcianach – „opakowaniach” ze stali – umieszczono opisane fragmenty gruzu.
Świetne rozwiązania
Blok cegieł z komina. Fragment kamiennych schodów jakieś kamienicy. Kawałek gruzu z terrakotą podłogową. Baniowane ciosy kamienne itp. Dla tych, którym trudno wspinać się po schodach, mimo iż zadbano, aby zaopatrzyć je w ułatwiające to metalowe poręcze, osób na wózkach inwalidzkich lub matek z małymi dziećmi w wózkach, a także rowerzystów, zbudowano dosyć łagodnie wznoszące się w górę ścieżki. Szerokie, o świetnej nawierzchni, przebiegające częściowo przez podobne jak mury zewnętrzne wąwozy czy okopy. Z wejściami lub zejściami po stalowych schodach w miejscach, w których możliwa jest alternatywna droga.
Zadbano również o miejsca wypoczynkowe. Metalowe ławki lub fotele z drewnianymi siedzeniami i oparciami, stoliki przy których można coś zjeść lub napisać, a w jednym miejscu nawet leżanki, na których można opalać się lub dłużej odpoczywać. Przy czym świetnie wpisane we wszechobecną przyrodę dzięki pomalowaniu tych sprzętów jasno popielatymi farbami. Na kopcu przy drodze pieszo – rowerowej, wytyczono również ścieżkę edukacyjną z miejscami umożliwiającymi obserwację tutejszej przyrody oraz ustawionymi w nich tablicami z rysunkami oraz obszernymi informacjami również w dwu językach.
Potrzebna lepsza informacja
M.in. „Las sukcesyjny na Kopcu”, „Tam gdzie historia przenika się z naturą”, „Łąki kserotermiczne na szczycie Kopca”, „Motyle na Kopcu” czy „Co słychać na Kopcu?” – oczywiście o tutejszych ptakach. Na szczycie Kopca wznosi się, odnowiona w trakcie tworzenia Parku Akcji „Burza” wysoka Kotwica Polski Walczącej. Poniżej niej jest niewielki placyk na ew. zgromadzenia, a z otaczającego go muru roztaczają się widoki na porastającą wzgórze roślinność oraz panoramę Warszawy. W strefie rekreacji jest plac zabaw, tyrolka, tor wodny, ściana wspinaczkowa i zjeżdżalnia. W sumie miejsce na pewno warte odwiedzania i promocji.
Tylko… są tabliczki z nazwami poszczególnych miejsc Kopca, np. Aleja Akcji „W” jak nazwano drogę pieszo na szczyt, ale nigdzie nie zauważyłem nazwy nowego stołecznego Parku Akcji „Burza”. Aż się prosi także o drogowskazy do niego od najbliższych przystanków autobusowych przy ul. Czerniakowskiej i Bartyckiej. Bo od nich jest jednak kilkaset metrów drogi i chcący zobaczyć ten park nie bardzo wiedzą, w którą mają iść stronę. Wystarczą drogowskazy podobne, jakie są niemal na każdym kroku w innych częściach Warszawy wskazując drogę do urzędów, instytucji, szpitali, policji i zabytków oraz innych wartych odwiedzenia lub zobaczenia miejsc.