wtorek, kwiecień 23, 2024
Follow Us
poniedziałek, 31 styczeń 2011 21:24

Akta Rajmara - 4 metry 75 centymetrów (2) Wyróżniony

Napisane przez Łukasz Chmielewski
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Tancereczka skoczyła z wiaduktu... Samobójstwo? A może ktoś jej pomógł? Policja już coś ustaliła? Co widział bezdomny? Dużo niewiadomych? Jedno jest pewne - Rajmar sprawdzi wszystkie tropy

Hałas zmywarki wygnał Rajmara z mieszkania. Na wiadukcie nie było jednak dużo ciszej. To z niego 3 dni wcześniej skoczyła Anita. Detektyw stał prawdopodobnie w tym miejscu, gdzie dziewczyna postawiła swoją stopę ostatni raz. W dole, pomiędzy przejeżdżającymi samochodami, widać było ciemną plamę na asfalcie. Podobny efekt daje rozlany olej po stłuczce. Tym razem była to jednak krew. Jeśli to było samobójstwo, to udane. Nie powinna była cierpieć. Marna to jednak pociecha. Wybór miejsca budził już jednak wątpliwości. Ludzie skaczą z wysokiego budynku lub mostu. Wieszają się w mieszkaniu, odkręcają gaz. Chcą być pewni. Tu pewności nie mogło być mimo wszystko. Niecałe 5 metrów może skończyć się złamaniem kręgosłupa i wózkiem inwalidzkim. Czasem jednak ważne decyzje podejmowane są na szybko, bez zimnej kalkulacji. Widok w dół z wiaduktu robił jednak wrażenie. Obudowany kamieniami wjazd do ciemnego tunelu. Zupełnie jak przejście w zaświaty. Nocą wrażenie musiało być większe. Jeśli do tego dodać silne emocje, może alkohol, narkotyki, to łatwiej zrozumieć motywy wyboru tego miejsca. Mogła z nim wiązać się też jakaś osobista historia. Coś tu się zaczęło, coś skończyło...

Wzrok Rajmara zatrzymał się bezdomnym, który z wprawą sprawdzał zawartość kolejnego kosza na śmiecie. 

- Dziewczyna skoczyła z tego wiaduktu...

- Ja nic nie wiem...

- Wiem, że nic nie wiesz i niczego nie widziałeś, ale może coś sobie przypomnisz na komisariacie...

- Jak nie masz blachy, to odwal się ode mnie...

- Racja, przepraszam. Jej matka nie wierzy w samobójstwo i mnie wynajęła...

Rajmar wyjął banknot dwudziestozłotowy. Bezdomny splunął. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Potem mężczyzna zaczął jednak mówić. Może zobaczył coś w oczach Rajmara, może po prostu chciał chwilę pogadać. Dziewczyny oczywiście nie widział. W okolicy nie sypiał teraz żaden bezdomny. O świadkach można było zatem zapomnieć. Mężczyzna nic nie słyszał też o tej sprawie. Wbrew pozorom to była ważna informacja. Brak plotek to także definitywny brak świadków.

- Kolego... Teraz chętnie wezmę tę dwie dyszki. Jakbyś dorzucił jeszcze dychę, to bym się nie obraził... – bezdomny wyszczerzył nieliczne zęby.

Detektyw odliczył pieniądze i wcisnął mu je do ręki. Za trzy dychy można kupić mnóstwo dykty. Ten nie wyglądał na pijącego, ale podobno na ulicy wszyscy piją. I trudno im się dziwić. Za te pieniądze przez pół godziny będzie królem żebraków albo chociaż miszczuniem dla swoich koleżków. Każdy musi mieć coś od życia. Należy mu się jak psu miska. Nawet jak inny pies nawet nie spojrzałby na taką miskę.

Rajmar ruszył w stronę biura. Matka Anity miała przysłać potrzebne do śledztwa dane: różne adresy, imiona i nazwiska znajomych. Komputer dziewczyny zabezpieczyła już policja, więc trzeba będzie uśmiechnąć się do kogoś z kryminalnej. Detektyw sięgnął po telefon i wybrał numer znajomego podkomisarza.

***

Kontakt z urzędem jest na ogół upokarzający. To zaskakujące, jak instytucja z definicji służebna staje się w praktyce siedzibą bogów, do której można skierować się tylko z prośbą na kolanach. Rajmar patrzył ze współczuciem na młodego mężczyznę, który próbował zgłosił wyłudzenie na portalu aukcyjnym.

- Ile?

- Siedem złotych za komiks i 5 za wysyłkę, czyli razem 12 złotych...

- Nie wygłupiaj się pan...

- Zostałem oszukany i chcę zgłosić wyłudzenie...

- A jak pan zapłacił?

- Przelewem...

- A gdzie jest bank?

- No to internetowy bank jest...

- No ale skąd pan robił przelew – bo wie pan, rejonizacja...

Dyżurny najwyraźniej chciał spławić faceta. To trochę zastanawiające, bo sprawa była banalna i nie wymagała wysiłku. Nie nadawała się jednak pewnie tak dobrze do podrasowania statystyk jak podpity rowerzysta. Mężczyzna nie dawał jednak za wygraną. Policjant też.

- No ja mogę przyjąć, ale wie pan – musi pan wtedy wnieść opłatę administracyjną w wysokości 50 złotych... No to widzi pan, że to panu się nie opłaca...

- Od kiedy policja pobiera opłaty za zgłoszenie? – mężczyzna jeszcze się trzymał, ale już zaczął podnosić głos. Widać było, że nie wytrzymuje – Zostałem oszukany i chcę zgłosić wyłudzenie. Dlatego tu jestem. Tym się zajmuje policja. Jak nie przyjmiecie mojego zgłoszenia, to poproszę odmowę na piśmie, żebym mógł was pozwać!

- Zawołam koleżankę. Proszę poczekać – dyżurny był czerwony na twarzy. Czasem trzeba wstać z kolan, żeby fałszywy bożek wysłuchał prośby.

Nim policjant zniknął za drzwiami, Rajmar pokazał mu legitymację i podał nazwisko znajomego. Podkomisarz Roman Wilk urzędował na drugim piętrze, w prawo za schodami, drugie drzwi. Rajmar znał drogę na pamięć. Z Wilkiem znali się jeszcze z ogólniaka. Detektyw zamknął za sobą drzwi i usiadł naprzeciwko podkomisarza.

- Nie zapytasz co u mnie? – zagadnął.

- Czego chcesz Art? – spytał opryskliwie policjant.

Nieświeża koszula. Czuć było niemytym ciałem. Kilkudniowy zarost. Czarne wory pod oczami. Przekrwione białka. Rajmar nie miał wątpliwości, że Wilk znów pije.

- Co się stało?

- Nic. Wszystko gra, gitara, bum tarara...

W pokoju zapanowała cisza krępująca każdego człowieka bardziej niż ciasno zaciśnięte kajdanki. Obaj mężczyźni nie odwrócili jednak wzroku. Twardo patrzyli sobie w oczy, z których nic nie dało się wyczytać. W końcu policjant zamknął oczy i skrył twarz w dłoniach. Dopiero zza tej bariery ochronnej przerwał milczenie. 

- Mów.

- Anka chyba kogoś ma. Pokłóciliśmy się. O mało jej nie uderzyłem. Nie chcę o tym gadać.

- Gdzie śpisz?

- Tutaj – Wilk zatoczył głową krąg po gabinecie.

- Możesz spać u mnie. Ja i tak sypiam dużo w biurze...

- Dzięki. To czego chcesz?

To nie była nieuprzejmość. To był konkret. Znali się tyle lat, że poprawność polityczną, kurtuazje, etykietę i całe to gówno mogli zostawić z boku. Męska przyjaźń jest szorstka i nie wymaga czułości. A Rajmar i Wilk nie byli facetami, którzy trzymają się za rączkę.

- Matka tej dziewczyny wynajęła mnie – Rajmar położył zdjęcie dziewczyny na biurku – Tak wyglądała, zanim nie skoczyła z wiaduktu.

- Ładna. Wiesz kogo mi przypomina?

- Wiem. Nie mówmy o tym.

Wilk wziął słuchawkę telefonu. Po pięciu minutach Rajmar trzymał kartotekę Anity.

 

a