czwartek, kwiecień 18, 2024
Follow Us
poniedziałek, 27 grudzień 2010 23:13

Akta Rajmara - Sprawa Katarzyny Bogdanow (10) Wyróżniony

Napisane przez Piotr Iwaszkiewicz
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Betonowe schody z wyszczerbionymi stopniami prowadziły do uchylonych drzwi. Dom sprawiał wrażenie zaniedbanego. Podmurówka z szarych pustaków, kontrastowała z nieotynkowanymi ścianami z czerwonej cegły. Grigorij Bogdanow pokonał schody i powoli otworzył szerzej drzwi.

 

Betonowe  schody z wyszczerbionymi stopniami prowadziły do uchylonych drzwi. Dom sprawiał wrażenie zaniedbanego. Podmurówka z szarych pustaków, kontrastowała z nieotynkowanymi ścianami z czerwonej cegły. Grigorij Bogdanow pokonał schody i powoli otworzył szerzej drzwi. Ich lico tworzyły jasne deszczułki, które w środkowej części wyraźnie odchodziły od ramy. Grigorij przystanął i opierając się o drewnianą framugę nasłuchiwał. Detektyw stał tuż za nim. Rozejrzał się po podwórzu. Poza kilkoma rdzewiejącymi maszynami rolniczymi, których przeznaczenia i funkcji mógł się jedynie domyślać, nic nie zwróciło jego uwagi. Gdyby nie stojący na podwórzu czarny Mercedes i Volvo, wydawać by się mogło, że dom jest starym, nigdy nie zamieszkanym pustostanem. Weszli do środka. Wąski korytarz był zupełnie pusty. Jedynym świadectwem czyjejś odległej w czasie bytności był szary, poplamiony dywanik ze szpetnym wzorkiem w kształcie rombu. Kolejne drzwi były otwarte na oścież i prowadziły do dość sporego pokoju. Gdy weszli do środka, zobaczyli mężczyznę siedzącego przy rozkładanym, kempingowym stoliku, liczącego leżące przed nim zwitki banknotów. Detektyw rozpoznał w nim kierowcę Volvo. Tuż obok niego stał Paweł Bogdanow. Obaj mężczyzni, jednakowo zaskoczeni zamarli, gdy po krótkiej chwili, zorientowali się że nie są sami. Grigorij podszedł do stolika i usiadł naprzeciwko kierowcy Volvo. Paweł Bogdanow zdziwiony przesunął się nieznacznie, gdy jego ojciec usiadł na ciężkim metalowym krześle z drewnianym oparciem.

- Czy chcesz mi coś powiedzieć – odezwał się Grigorij biorąc do ręki plik banknotów, znajdujący się na stoliku.

- Tato, ten ćpun próbował… - zaczął Paweł

- Obaj próbowaliście. Tylko że on znacznie lepiej niż ty. Prawda Patryk? – Grigorij odrzucił pieniądze na stolik i utkwił wzrok w kierowcy Volvo.

- O czym ty mówisz ? – Paweł nadal udawał zdziwionego. Detektyw podszedł bliżej Grigorija. Próbował ocenić sumę, którą tworzyły zwitki banknotów, znajdujące się na stoliku pomiędzy Grigorijem a kierowcą Volvo.

- Tak bardzo przeszkadzała ci siostra ? Ja też byłem przeszkodą, prawda? Myślałeś, że jak znowu Katarzyna wróci do narkotyków i posypie się, to zabiorę ją do siebie a ty będziesz mógł wziąć wszystko. Wynająłeś tego ćpuna, żeby wciągnął ją znowu w to bagno. – Grigorij z nienawiścią spojrzał na kierowcę Volvo - Tylko że jej nałóg nie wróciłby tak szybko, jak byś sobie tego życzył. Bałeś się, że może to nie będzie skuteczne. Dlatego kazałeś Patrykowi oprócz szprycowania swojej siostry wynająć detektywa, tak żebyś mógł mi donieść o jej rzekomej mani prześladowczej na twoim punkcie. I wiesz co? Ten ćpun rzeczywiście udawał, że odnalazł ją po latach. Namówił ją, żeby wynajęła detektywa. Ja rzeczywiście uwierzyłem, że ktoś nasłany przez Katarzynę za tobą łazi. Tylko że Patryk od początku grał na dwa fronty. Gdy namówił Katarzynę do wynajęcia kogoś, zgodnie z twoim planem, miał już upatrzoną małolatę, którą ci razem z Katarzyną podsunęli. Wiedziałeś, ze chodzi za tobą detektyw ale nie wiedziałeś, że dzięki dziewczynie Patryk dostałby pieniądze nie tylko za wyeliminowanie twojej siostry ale podwoił by stawkę dzięki szantażującej cię małolacie. Wiesz, podejrzewam że byłbyś skłonny zapłacić każdą cenę żeby nie trafić za kratki za seks z nieletnią.

Paweł słuchał oszołomiony. W nagłym ataku szału, zgarnął na podłogę znajdujące się na stoliku banknoty. Chwycił przykrytą wcześniej przez pieniądze masywną, kryształową popielniczkę i stojąc nad kierowcą Volvo, zadał mu potężny cios. Grube szkło pękło w zetknięciu z czaszką mężczyzny. Pod wpływem uderzenia legł na plecy, wraz z krzesłem. W ręku trzymał plik banknotów, w którym utkwił pozbawione już świadomości, rybie spojrzenie. Z rozciętej tuż nad skronią rany wypłynęła krew, która na tle mdłego, żółtego linoleum wydała się obserwującemu całe zajście detektywowi, nierealnie czerwona.  Paweł Bogdanow stał sapiąc. W opuszczonej ręce nadal trzymał szkło, na którym pojawiła się rysa. Sterczał z niej groteskowo, pęk włosów, które kryształ uwięził rozchylając się przez moment uderzenia, chwytając włosy z głowy swojej ofiary. Nim detektyw zdążył zareagować, Paweł rzucił się na swojego ojca. Gdy razem padli na podłogę, Paweł klęcząc nad Grigorijem zadał mu wymierzony oburącz cios trafiając w gardło. Popielniczka rozsypała się jak lodowy sopel, osłabiona poprzednim ciosem. Grigorij wydał z siebie krótki warkot - jedyny dźwięk jaki mógł wydobyć ze zmiażdżonej krtani. Z ust chlusnęła mu krew, plamiąc twarz Pawła, niczym nieumiejętnie otwarta butelka ketchupu. Paweł skierował swoje zwierzęce spojrzenie na  detektywa i ruszył na niego oszołomiony adrenaliną. Detektyw wymierzył mu solidnego kopniaka w podbrzusze i poprawił ciosem w podbródek. Paweł padł na wznak, składając własnym ciałem wątłe, aluminiowe nogi kempingowego stolika. Detektyw stał przez chwilę, czekając na kolejny atak. Do pokoju wpadło dwóch ludzi Bogdanowa. Stanęli porażeni widokiem jaki przedstawiał sobą pokój.

- Niech pan się stąd zbiera. Lepiej żeby pana tu niebyło, gdy zjawi się policja. I niech pan się nie obawia, nigdy tutaj pana nie było – odezwał się jeden z nich próbując palcami wyczuć puls na zakrwawionej szyi Grigorija Bogdanowa.

- Niech pan przejdzie przez sad, tuż za nim biegnie droga. – odezwał się drugi mężczyzna, otwierając drzwi balkonowe i wskazując  drzewa zamykające podwórze.

 

*

Rajmar przebiegł pomiędzy starymi drzewami jabłoni, brodząc w wysokiej, gęstej trawie. Chociaż nie widział jeszcze drogi, słyszał szum przejeżdżających samochodów. Wyszedł z sadu i tuż za niewielką łąką spostrzegł czarną, mieniącą się w słońcu nić szosy. Gdy dotarł do niej otrzepał spodnie z nasion i suchych liści, które zebrał przeprawiając się przez sad. Było gorąco. Zdjął marynarkę i przewiesiwszy ją przez ramię szedł wzdłuż drogi, czując co jakiś czas przyjemny powiew, jaki wywoływały mijające go, rozpędzone samochody. Zmęczony oparł się o znak drogowy. Tablica oznajmiała, że chcąc trafić z tego miejsca do Warszawy należy pokonać czterdzieści kilometrów. Rajmar wiedział, że postoi tu trochę z wyciągniętym w górę kciukiem, zanim ktoś się zatrzyma. Wsparty na metalowej nodze znaku uśmiechnął się smutno, gdyż ten gest wcale do niego nie pasował. Bez pieniędzy, które uciekły mu sprzed nosa na jego własne życzenie i zmęczeniem, jakie odczuwał, powinien obrócić rękę kciukiem w dół. Dlatego też postanowił, że po prostu oprze się o znak i poczeka. W końcu może ktoś się zatrzyma, bez tego cholernego kciuka.

a