Wydrukuj tę stronę
czwartek, 02 maj 2019 11:53

Misja Publiczna Telewizji Polskiej Wyróżniony

Napisane przez Juliusz Bolek
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Anteny TV Anteny TV Photo by Tony Stoddard on Unsplash

Juliusz Bolek o abonamencie radiowo telewizyjnym, misji nadawcy narodowego i bezowocnych próbach naprawy systemu finansowania oraz ważnym filmie o przywracającym do pamięci zbiorowej akcję wysiedleń przeprowadzoną na Żywiecczyźnie przez Niemców w trakcie II Wojny Światowej.

Zgodnie z uchwałą Krajowej Rada Radiofonii i Telewizji media publiczne dostaną od państwa tak zwaną rekompensatę publiczną. Telewizji Polskiej przypadnie 1,12 mld zł, a Polskie Radio tylko 60 mln zł, a ośrodki regionalne PR – w sumie 72,7 mln zł.

Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zdecydowała o sposobie podziału rekompensaty w wysokości 1,26 mld złotych z tytułu utraconych w latach 2018-2019 wpływów z opłat abonamentowych (z tytułu zwolnienia z płacenia abonamentu wybranych grup społecznych). To wszystko jest przelewaniem „z kieszeni do kieszeni”. Wszystko dlatego, że od lat sprawa abonamentu radiowo-telewizyjnego stanowi aberację. Obecna koalicja rządząca zdaje sobie sprawę z absurdu finansowania mediów narodowych, jednak przez całą kadencję wysmażyła kilka projektów ustaw mających przywróć normalność, w tym temacie, które ze względu na niepraktyczność lub brak zgody Unii Europejskiej trafiły do kosza.

Polska ma najbardziej chory system finansowania mediów narodowych, polegający na finansowaniu ich z trzech źródeł abonamentu, reklam i wsparciu państwa. W zamian za to realizuje misję publiczną oraz nie przerywa programów reklamami tak jak robią to prywatni nadawcy. Czyli jest trochę nadawcą publicznym, trochę prywatnym, rywalizuje na rynku komercyjnym, a jednocześnie jest na nim upośledzona. Nikt nie wie co ile w tym jest warte. I tak trwa ten chocholi taniec.

Tymczasem media narodowe, podobnie jak nieistniejący narodowy operator telefoniczny i narodowy bank (nie spełniający podstawowych funkcji) stanowią obecnie rodzaj podstawy cywilizacyjnej tak jak energia, bezpieczeństwo, służba zdrowia, drogi, z czy szkoły, którą powinno zapewniać państwo. Ludzie pytają się na co idą te pieniądze, a więc w przypadku TVP na spektakularne sylwestry, zapewniające powszechną rozrywkę w ten szczególny dzień roku, mecze piłki nożnej, które cieszą się masowym zainteresowaniem, powstawianie kanału anglojęzycznego, edukację historyczną (TVP Historia) itd.

Ostatnio byłem, dzięki zaproszeniu Fundacji XBW Ignacego Krasickiego i Fundacji XX Czartoryskich na premierze filmu „Operacja Saybusch” w reżyserii Rafała Geremka. Dokument opowiada o Niemcach, którzy we wrześniu 1940 roku rozpoczęli planowe wysiedlenia rdzennej ludności polskiej ziemi żywieckiej, do której domów sprowadzali swoich obywateli, zamieszkałych zagarniętych przez Związek Radziecki, na mocy traktatu Ribentrop-Mołotow. Jest to, prawie zupełnie zapomniany dowód na ścisłą współpracę faszystów z tak zwanymi komunistami, którego celem był IV rozbiór Polski. Rosjanie w latach 1940-1941 umożliwiali emigrację ludności pochodzenia niemieckiego z Wołynia, Besarabii Bukowiny i Galicji na tereny okupowane pod hasłem „Heim ins Reich” – „Powrót do Rzeszy”.

W ramach „Operacji Saybusch” pozbawiono domów i majątku 20.000 osób. Polskich górali, których przerzucano na tereny Generalnej Guberni pozostawiając bez żadnego wsparcia. Dodatkowo okupacyjne niemieckie władze wśród miejscowej ludności rozpuszczały plotki, że wygnańcy są kryminalistami. I bez tego zła sytuacja materialna na Mazowszu czy Lubelszczyźnie nie sprzyjały hojności i solidarnego wsparcia dla uchodźców. Ponadto aż 8.000 osób przesiedlono wewnętrznie na terenie Żywiecczyzny, z zadaniem pełnienia przez nich służby dla niemieckich „nadludzi”. Dzieci o cechach „aryjskich” zabierano rodzicom i wysyłano do Rzeszy, aby je odciąć od korzeni i zgermanizować.

Pozbawieni domów nad głową i jakiegokolwiek wsparcia wysiedleni mieszkańcy Żywiecczyzny podejmowali ryzyko powrotów do rodzinnych stron. Podróżowali pieszo, przechodzili wpław rzeki, mając nadzieję, że w swojej małej ojczyźnie uda się im ukryć i przeczekać wojenną zawieruchę. Niestety, jak ujawnia film Rafała Geremka, dla wielu z nich nadzieja ta okazała się płonną – powracających na swoje rodzinne ziemie górali Niemcy po schwytaniu wysyłali na śmierć do obozów koncentracyjnych.

Aktion Saybusch zakończyła się zimą 1940 roku. Przeciwko akcji protestował Generalny Gubernator Hans Frank, twierdzący, iż jego „królestwo” jest przeludnione i nie jest w stanie przyjąć tylu głodnych ludzi. Nie zatrzymało to prowadzenia wysiedleń, tyle, że od 1941 roku Polaków z Żywiecczyzny kierowano do pracy przymusowej w obrębie ziem wcielonych do Rzeszy. Taki los spotkał w sumie kilkadziesiąt tysięcy osób.

Miałem zaszczyt obejrzeć dokument „Operacja Saybusch” na zamkniętym pokazie. Szeroka widownia będzie mogła go zobaczyć dzięki TVP Historia, która zleciła produkcję tego obrazu, realizując nie tylko misję publiczną, bo tę można pojmować w wielkoraki sposób, ale przypominając kolejną czarną stronę historii Niemców i Rosjan podczas II wojny światowej. Publiczność powinna mieć powszechny dostęp do prawdy, a nie tylko do przepisów o gotowaniu, śpiewaniu i tańczeniu. Sądzę, że bez środków publicznych, nie jest to możliwe. I w stronę stabilnego zapewnienie środków dla mediów publicznych, a nie w kierunku pełnej prywatyzacji powinny podążać zmiany.

„Zyski i straty” – Juliusz Bolek – Przewodniczący Rady Dyrektorów Instytutu Biznesu

Artykuły powiązane

© 2019 KURIER365.PL