„Apetyt na Melpomenę" to zbiór recenzji teatralnych, gatunku bardzo trudnego, zwłaszcza, że nawiązującego do szkoły recenzenckiej wypracowanej przez takich mistrzów jak Karol Irzykowski, Antoni Słonimski, Jan Parandowski, a przede wszystkim – wielki Tadeusz Boy-Żeleński, wydający w latach 20. i 30. tomy obszernych „wrażeń teatralnych" ujętych w cyklu „Flirt z Melpomeną" (dziesięć „wieczorów" czyli książek) oraz w osobnych edycjach, już pod innymi tytułami, jak „Perfumy i krew", „Krótkie spięcia", „Murzyn zrobił" czy „Tysiąc i jedna noc teatru". Mistrzowie ci pokazali czym jest rozumienie i odbiór spektaklu w sposób bliski czytelnikowi. Pisali posługując się konwencją gawędy, oddawania odczuć i refleksji z przedstawienia, szarpiąc się, a niekiedy ostro polemizując z podmiotami swych ocen, pozostając w dystansie do różnego rodzaju układów i układzików koteryjnych. Ich artykuły były zaprzeczeniem dominującej dzisiaj powierzchowności i niechlujstwa wynikającego z pisania na jednej nodze, zwykle z pozycji „szkiełka i oka" internetowego filozofa. Pokazywali w swoich recenzjach co znaczy kochać i rozumieć Melpomenę w sposób autentyczny, pozbawiony hipokryzji i dwulicowości.
Do tych wartości nawiązuje właśnie Piotr Kitrasiewicz, na przekór szybkim i tanim rytuałom, jakie zdominowały dzisiejszą sprawozdawczość teatralną, którą trafnie nazywa – „relacją z takiej czy innej imprezy". W tych „tanich rytuałach" dnia dzisiejszego czasem po prostu nie wiadomo nawet o co chodzi w opisywanym przedstawieniu, bo niektórzy recenzenci nie rozumieją tego o czym piszą, a przy tym posługują się nierzadko ubogą polszczyzną, sprowadzoną niemal do esemesowych skrótów lub mailowych wynurzeń. „Siema" zdają się mówić do czytelnika na początku swoich pseudowywodów, żeby zakończyć je jakimś dźwiękiem w stylu „Nara". A nawet jak wiadomo, o czym jest spektakl i język tekstu jest w miarę cywilizowany, to nie ma w nim chęci pogłębienia tematu, wejścia w zagadnienie czy problem, pokuszenia się o dotarcie do jądra. Nie ma obiektywizmu – przecież koteria patrzy!
Piotr Kitrasiewicz pisze lekko i z wdziękiem. Jego recenzje – niektóre krótkie i lapidarne, inne dłuższe, nasycone refleksją i zadumą – zawierają nostalgię za dawnym teatrem, tym, który przeszedł do lamusa, a kiedyś ściągał na widownie tłumy. Na kanwie recenzowanych spektakli, z rozrzewnieniem wspomina inscenizacje tych samych dramatów widziane oczyma młodzieńca, ucznia. Na przykład, pisząc o „Ślubach panieńskich" w reżyserii Jana Englerta w Narodowym w roku 2007, powraca wspomnieniem do tej samej komedii Fredry wystawionej w latach 70. w Ateneum przez Jana Świderskiego z obsadą – ho, ho, - młodziutka Janda, jej dopiero co poślubiony mąż Seweryn, majestatyczna Aleksandra Śląska, sam Świderski w roli Radosta... Na scenie żadnych ekstrawagancji, tylko prosta, schludna scenografia i czysta gra aktorska. Podobnie pisząc o „Królu Learze" Williama Szekspira w Teatrze Na Woli w inscenizacji Andrieja Konchalovsky'ego, sięga pamięcią do obejrzanych przed laty na warszawskich scenach inscenizacjach tej tragedii (np. Gustawa Holoubka w Dramatycznym, Piotra Cieplaka w Powszechnym). Zestawia, porównuje, wyłapuje podobieństwa i różnice. Ocenia – od tego jest. Wszystko to służy zachęcie do obcowania ze sztuką Muzy teatru, Melpomeny właśnie, która potrafi irytować, nudzić i złościć, ale również kusić, zaciekawiać, intrygować, współprzeżywać, skłaniać do refleksji, zadumy, a także do przyjrzenia się z bliska drugiemu człowiekowi. Czasem też, na zasadzie lustrzanego odbicia, do przyjrzenia się samemu sobie. Wszystko zależy od tego jacy „kapłani" (czyli twórcy przedstawienia) akurat „obsługują" Melpomenę. Mogą zepsuć i zniechęcić, albo – dzięki wewnętrznej kulturze, szacunkowi i własnym predyspozycjom – pokazać wielkość i siłę oddziaływania utworu. I zdobyć nowych wyznawców: ludzi teatru, miłośników sceny, widza przedkładającego tę formę spędzania wolnego czasu nad inne możliwości.
Są w tej książce „wrażenia" ze spektakli tuzinkowych, które szybko zeszły z afisza i mało kto o nich dzisiaj pamięta. Są również recenzje z teatralnych wydarzeń, jakimi były – przykładowo – „Peer Gynt" w Montowni, „Czaszka z Connemary" w Ateneum, „Dotyk" w Powszechnym, „Kobieta z morza" w Dramatycznym, „Udając ofiarę" we Współczesnym, „Irydion" w Polskim. W książce są również wywiady z aktorami – szkoda, że tylko trzy – nawiązujące do ich ról w omawianych przedstawieniach. Rozmówcami Kitrasiewicza są: Edyta Olszówka (grająca w „Dotyku"), Michał Żebrowski („Fredro dla dorosłych mężów i żon"), Ewa Wencel („Przez park na bosaka"). Są także interesujące reportażowe migawki ukazujące incydenty w czasie przedstawień: widz krzyczący na aktora podczas pokazu „Wujaszka Wani" w Polskim czy kobieta, która zemdlała w czasie premiery „Sonaty jesiennej", zdążywszy krzyknąć – „Ludzie, pomóżcie!"
{gallery}20785{/gallery}
Piotr Kitrasiewicz: Apetyt na Melpomenę. Biblioteka Analiz, Warszawa 2015.