czwartek, kwiecień 18, 2024
Follow Us
czwartek, 28 listopad 2013 09:30

Najważniejszy jest klucz fotografii Wyróżniony

Napisane przez Przemysław Gruz
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Rozmawiamy z Krzysztofem Wierzbowskim, fotografem i dokumentalistą, który wspólnie z Bogdanem Augustyniakiem, franciszkaninem, zorganizował niecodzienną wystawę pt: Jazz DO IT. Autorzy przez 10 lat fotografowali koncerty jazzowe, efekty ich pracy można podziwiać w Galerii Delfiny przy ul. Smulikowskiego 10/2 w Warszawie do 12 grudnia.

Skąd takie połączenie fotografia i jazz?

Odpowiedź jest prosta, chodzi o człowieka. Na co dzień zajmuję się reportażem społecznym, dokumentem, a fotografia jazzowa jest dla mnie bezpośrednim spojrzeniem na człowieka. Szukam zdjęć nie ze sceny, ale z kuluarów, szukam tego, co dzieje się na zapleczu, w szatniach. Chcę zobaczyć to, co dzieje się przed i po koncercie. To trudne, często jest tak, że jesteśmy wypędzani. Przed koncertem muzycy się stresują, nie chcą naszej obecności. Po koncercie mają już trochę luźniej i wtedy rzeczywiście można zrobić fajne kadry.

Galeria Delfiny, w której wystawiacie swoje prace, to był początek, w pewnym sensie furtka, przez którą trzeba było przejść, jako pierwszą?

Można tak to określić, i mówię tu też w imieniu Bogdana, choć nie pamiętam tytułu jego pierwszej wystawy w Galerii, chodziło jednak o tematy gór. Bogdan zaproponował abyśmy wystawili swoje prace właśnie w Galerii Delfiny. Rozmawiałem z panią Anna Trochim, zgodziłem się. To miejsce jest ważne z dwóch powodów, przede wszystkim chodzi o nazwiska osób, które wystawiają w niej swoje prace, po drugie zaś, ta wystawa, to dla Bogdana powrót do miejsca, w którym wiele la temu zaczął.

Gdzie jeszcze można podziwiać prace z związane z Jazzem?

Głownie jest to redakcja Jazz Press i strona radia JAZZ FM. To dzięki nim wszystko się zaczęło. To tam mieliśmy nasze pierwsze publikacje, tę pasję zaszczepił nam Jerzy Szczerbaków. Zapytał mnie, widząc moje prace, czy nie chciałbym spróbować fotografii koncertowej. Ja na to, że nie jest to moja działka, że zajmuję się ulicą, ciężkimi tematami, a koncert wydawał mi się czymś bardzo prostym. Okazało się jednak, że był to dużo trudniejszy temat niż zakładałem. Mimo, że początki były ciężkie, a zdjęcia nie były dobre, to trwa to już 10 lat. Znalazłem klucz tej formy fotografii.

Jakie zdjęcie znajdziemy na wystawie, czy któreś z nich jest dla Pana szczególnie ważne?

To zdjęcia polskich i zagranicznych gwiazd, zebrane przez ostatnie 10 lat. Część zdjęć jest z ostatniego okresu, część jeszcze z 2003 roku. Jednym z ważniejszych dla mnie zdjęć, które cenię sobie najbardziej, jest zdjęcie śp. Tomasza „Szakala" Szukalskiego, wykonane tuż przed śmiercią. To był charytatywny koncert, podczas którego zbieraliśmy środki na jego wsparcie i leczenie. Niestety, nie udało się, chociaż sam koncert był fantastyczny. Rzadko się zdarza, aby na jednej scenie wystąpiło charytatywnie aż 30 zespołów. Zdjęcie powstało za kulisami sceny, można na nim wyczytać pożegnalny gest Tomasza...

Jak zaczęła się współpraca z Bogdanem? Fotograf w habicie mnicha, to niecodzienny obraz.

Zaczęło się ciekawie. Za zgodą władz kościelnych trafiłem na tydzień do klasztoru, gdzie przygotowywałem reportaż z życia codziennego mnichów. To był klasztor Braci Kapucynów w Łomży. Bogdan tam mieszkał, oprowadzał mnie. To była magiczny pobyt, bo rzadko zdarza się, że do takich zamkniętych miejsca wpuszczają kogoś z aparatem, kogoś kto od rana do wieczora śledzi zakonników, krok w krok. Podczas wystawy zdjęć, jeden z dziennikarzy zapytał mnie, jak to jest być za zamkniętymi murami klasztoru? Chwile myśląc, zadałem mu inne pytanie, czy jest pewien, że to oni są zamknięci za murem, czy może jednak my? W tym czasie przeniosłem się do zupełnego średniowiecza, zapach klasztoru, stare obrazy, książki i rękopisy z odległych czasów... tak zaczęła się przyjaźń i współpraca z „ojcem".

a