Zaczęło się od tego, że angielska biolożka, dr Caren Comb – specjalizująca się w badaniach komunikacji dźwiękowej wśród ssaków, każdego ranka była bezlitośnie budzona przez swojego kota Pepo, który domagał się jedzenia, głośno mrucząc i miaucząc... (znacie to skądś? :) Chcąc nie chcąc – musiała wstać i nakarmić awanturującego się niecierpliwca. Badaczkę zaintrygował fakt, że jej pupil zawsze dopina swego i po rozmowach ze swoimi znajomymi kociarzami, którzy mieli podobne doświadczenia postanowiła zbadać jak kotom udało się wytresować swoich właścicieli i czego użyły aby swój cel osiągnąć.
Doktor Comb poprosiła dziesiątkę zaprzyjaźnionych właścicieli kotów aby nagrali miauczenie swoich pupili. Mieli oni zarejestrować poranne, płaczliwe żebranie o jedzenie ale też zwykłe miauknięcia wydawane przez koty w innych porach dnia. Obydwa rodzaje nagrań były potem odtwarzane 50 zaproszonym do eksperymentu ochotnikom.
Znacząca większość uczestników badania zgodnie określiła poranne miauczenie jako "o wiele bardzej natarczywe i nieprzyjemne dla uszu" niż zwykłe pomiaukiwanie. A kiedy zbadano częstotliwość porannych narzekań, okazało się, że koty używają sprytnej akustycznej sztuczki, żeby wyciągnąć od nas śniadanie...
- Poranne miauczenie kotów – pisze Comb – swoją częstotliwością jest bardzo podobne do zakresu drgań charakterystycznego dla płaczu ludzkiego niemowlęcia (300 - 600 Hz) . Najprawdopodobniej w ten sposób koty wpływają na naszą podświadomość – wysyłają sygnał, na który reagujemy instynktownie.
Zespół dr Comb odrył również, że ta technika używana była najczęściej przez koty, których właściciele mieszkali tylko z nimi i mieli z pupilami bliski, emocjonalny kontakt.
Więc jak będzie? Teraz kiedy już wiemy, że koty nas wytresowały – czy to cokolwiek zmienia...? Nadal je kochamy. A Wy?
www.kociarze.pl
{jumi [*7]}