piątek, marzec 29, 2024
Follow Us
piątek, 07 grudzień 2012 10:45

Co z tą oświatą? Wyróżniony

Napisane przez Janusz Korwin-Mikke
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Pod koniec PRL-u – a okresami i wcześniej – zaczęło brakować zupełnie podstawowych produktów: a to masła, a to papieru toaletowego, a to szynki... Potem zaczęło ich brakować coraz więcej...

Wyjście z tej sytuacji było zupełnie proste: pozwolić cenom podnieść się do rynkowych. Można też, stosując idiotyczną metodykę śp. Oskara Langego, wyliczyć na komputerze, jakie byłyby w danym dniu ceny rynkowe i taką cenę podawać jako ustaloną odgórnie... tylko: po co to liczenie, skoro ceny rynkowe ustalają się same??
Po tej prostej operacji popyt idealnie wyrównałby się z podażą, producentom bardziej opłacałoby się wytwarzać to, czego ludziom bardziej potrzeba – i po paru tygodniach rynek wróciłby do równowagi. Jednak tego nie można było zrobić, bo panowała d***kracja – w dodatku: d***kracja d***kratyczna, czyli L**owa. A L*d głęboko wierzył, że jak kilo mięsa będzie po 10 groszy, to mięso stanie się dla wszystkich dostępne – bo L*d jest głupi jak but z lewej nogi (i właśnie dlatego Lewica koniecznie chce wprowadzać wszędzie d***krację – bo mądrzy by na nią nie zagłosowali!!).
Wymyślono więc „sklepy komercyjne". Działały chyba z rok. Idea polegała na tym, że w sklepie „komercyjnym" było to samo, co powinno być w normalnym – tylko po cenie trochę wyższej niż rynkowa. Komu zależało – mógł to kupić, a formalnie rzecz biorąc w „zwykłych" sklepach ceny były przecież niskie?
Z tym, że teraz to było w nich coś jeszcze dwa razy rzadziej.
Po roku ta zabawa ludziom się znudziła, coraz więcej sklepów przerabiano na „komercyjne", w końcu wszystkie stały się komercyjne – i już.
Pytanie: dlaczego trzeba było przez rok z hakiem chwytać się lewą ręką za prawe ucho – ustępując przed głupotą L**u?
Pytanie jest ważne – bo w tej chwili dokładnie taka sama jest sytuacja w oświacie i służbie zdrowia.
Dla każdego myślącego człowieka jest jasne, że wszystko to trzeba natychmiast sprywatyzować – tak, jak sprywatyzowano weterynarię. Od tej pory wszystkie problemy w Służbie Zdrowia Zwierzaków zniknęły. Zniknęły kolejki, okazało się, że weterynarzy jest tylu, ilu potrzeba, że leki dla zwierzaków też istnieją...
Jedyny problem jaki pozostał to to, że istnieje jeszcze Państwowa Służba Weterynaryjna. I rzeczywiście: tam, gdzie reżymowy weterynarz zbada np. mięso – tam są problemy placowe, kadrowe, łapówkarskie...
Dlatego gdy będziemy prywatyzowali oświatę, trzeba to wyczyścić do gołej podłogi. Nie zostawiając nawet śladu ingerencji państwa.
A jeśli ktoś chce utrzymać konstytucyjny (absurdalny, oczywiście!) zapis o obowiązkowej darmowej oświacie to proszę bardzo! Bierzemy wszystkie pieniądze jakie w danej gminie przypadają na oświatę: np. w gminie średzkiej jest to 25 mln. Odejmujemy 20 proc. - zostaje 20 mln. Dzielimy tę sumę na liczbę dzieci uczęszczających do podstawówek i gimnazjów – i ile wychodzi?
Powiedzmy, że dzieci w tym wieku jest w tej gminie 2000. Wychodzi 10.000, czyli na każdy miesiąc szkolny 1000 zł.
Wszystkie pieniądze wpłacamy do banku, rodzicom tych dzieci wręczamy książeczkę z dziesięcioma czekami po 1000 zł - Do widzenia!
Za 1000 zł miesięcznie prawie każdy businessman zorganizuje znakomitą szkołę. Myślę, że na wsiach wezmą się za to proboszczowie – ale przecież nie tylko.
I każdy będzie mógł posłać dziecko do szkoły, do jakiej chce – tak, jak idzie do restauracji, jakiej chce. Płaci czekiem. Może, oczywiście, dopłacić – by była to szkoła-lux. A gmina zaoszczędzi połowę dopłaty...
I po problemie...
http://korwin-mikke.pl

{jumi [*9]}

a