Wydrukuj tę stronę
czwartek, 03 wrzesień 2020 13:30

Wołyń: W Radziwiłłowskiej Ołyce Wyróżniony

Napisane przez
Oceń ten artykuł
(1 głos)
Obiekty główne mają odrapane i zaniedbane ściany. Na wewnętrzny dziedziniec wchodzi się, chociaż jest to szpital psychiatryczny Obiekty główne mają odrapane i zaniedbane ściany. Na wewnętrzny dziedziniec wchodzi się, chociaż jest to szpital psychiatryczny Cezary Rudziński

Ołyka w obwodzie wołyńskim stolica ordynacji Radziwiłłów - na odwrocie dużej mapy Wołynia, którą otrzymuję w Centrum Informacji Turystycznej w Łucku, są zdjęcia i informacje, wyłącznie po ukraińsku, o miejscowościach i obiektach wartych poznania.

Wśród nich o Ołyce, jednej z siedzib Radziwiłłów. Wzbogacają one moją wiedzę o tym miasteczku położonym na południowo – wschodnim krańcu obecnego obwodu (województwa) wołyńskiego, około 30 km na wschód od jego głównego miasta, Łucka.

Leży ono, czytam, nad rzeczką Putyłiwką, na skrzyżowaniu dróg z Równego, Dubna i Łucka, a pierwsza wzmianka o nim znajduje się już w Latopisie Ipatiewskim (początek XV w.). Jego nazwa pochodzi od łyka, z którego wyplatano łapcie, a w ówczesnej Oliczy, lub, w innej wersji, Oliczu, odbywały się największe targi „obuwnicze” w tym regionie Rusi. Handel zresztą był głównym motorem rozwoju miasteczka, które w 1513 roku. weszło w skład dóbr Radziwiłłów stanowiących coś w rodzaju udzielnego księstwa. W 1564 roku zbudowano w Ołyce pierwszy na ziemiach ukraińskich obronny bastion – fortecę o powierzchni 2,7 ha.

Ołyka Zamek trudny do zdobycia

Zamek ten był tak trudny do zdobycia, że w latach 1591-1648 przetrwał liczne oblężenia. Broniły go m.in. 202 armaty, z zapasem ponad 6 tysięcy kul. Dopiero podczas wojny szwedzko – rosyjskiej w 1702 r., car Piotr I skonfiskował je, aby dozbroić własną armię. W klatach 30-tych XVIII w. zamek otoczono murami o wysokości 7 metrów i zbudowano dwie bramy. Wewnątrz pałacu były wspaniale komnaty, a całość otaczał park. W narożnikach wałów obronnych, przed którymi z trzech stron znajdowała się fosa wyłożona cegłami, stały bastiony.

Do jednej z bram wjazd był po kamiennym moście z arkadami. W zamku przechowywano dzieła sztuki, kolekcję starej broni, rzadkie starodruki i cenne rękopisy. Część z nich trafiła później do Wołyńskiego Muzeum Krajoznawczego. Ołyczanie – czytam na końcu tej informacji – dumni są z tego, że to u nich zbudowano najstarszy w regionie murowany kościół św. Piotra, pierwszą na Ukrainie fortecę typu bastionowego oraz jeden z najpiękniejszych na Wołyniu, barokowy kościół p.w. Świętej Trójcy. Trudno po lekturze takiej zachęty nie pojechać do Ołyki. Zwłaszcza, że to niedaleko.

Trochę historii

Na miejscu w miasteczku, dziś raczej wiosce, trafiamy na dzień targowy. Bazar z artykułami spożywczymi, gospodarstwa domowego, kosmetykami, elektroniką i artykułami metalowymi oraz obuwiem i odzieżą głównie chińską, zajmuje główną ulicę, obok wjazdu na teren dawnego pałacu. Z tablicy informacyjnej, które są mocną stroną ukraińskich zabytków oraz ciekawych obiektów i miejsc, wyczytuję dalsze informacje o zamku, który w roku 1564 wybudował ks. Mikołaj Radziwiłł Czarny, a rozbudował i umocnił Albrecht Stanisław Radziwiłł w 1640 r.

A także o pałacu, w który budowla ta przekształcona została przez jego właścicieli w końcu XVIII w. Postępy w sztukach wojennych spowodowały, że stracił on znaczenie obronne. W latach wojny z Napoleonem (1812), nazywanej tu „Witczyznianoj” (ojczyźnianą) i do roku 1837 służył jako szpital wojskowy. Po czym, w latach 1640-1882, został opuszczony i praktycznie porzucony. W 1883 r. rozpoczął się w nim 30-letni okres remontu, którym kierował architekt Zygmunt Gogolewski, autor projektu Teatru Opery i Baletu we Lwowie. Szybko jednak, bo w latach I wojny światowej, pałac doznał znacznych uszkodzeń.

Remonty i zniszczenia Ołyki

Konieczny był kolejny remont, prowadzony na koszt ks. Janusza Radziwiłła, ostatniego właściciela tej rezydencji, którą musiał opuścić w 1939 roku. „Od tamtej pory, czytam w zakończeniu tej informacji, w tym unikalnym pod względem historycznym i architektonicznym kompleksie zaszły katastrofalne zmiany. Pałac i inne budynki całkowicie spłonęły (o czasie i okolicznościach tego ani słowa) zawaliły się dachy. Nie uległy uszkodzeniu tylko ściany i sklepienia nad parterem. Po 1945 r. w części pomieszczeń zamkowych umieszczono państwowe stajnie.

A w połowie lat 50-tych ruiny przebudowano na Wołyński Szpital Psychiatryczny, który znajduje się w nim nadal”. Wzbogaceni o te informacje, rozpoczynamy zwiedzanie.

W dawnym domku dozorcy, lub ochrony przy wjeździe na terem zamkowy, jeszcze przed kamiennym mostem nad fosą, znajduje się apteka. Obiekty główne mają odrapane i zaniedbane ściany. Na wewnętrzny dziedziniec wchodzi się, chociaż jest to szpital psychiatryczny, bez żadnej kontroli. Porośnięty jest on nieźle utrzymaną zielenią. Ale w XVI wiecznych budowlach zamkowych wstawiono współczesne plastikowe okna.

Drewniana cerkiew

W rogu leży wielka sterta jakiegoś gruzu. Arkadowe przejścia, także przez bramę na drugą stronę zamku, są zaniedbane. Jeziorko i staw za nim mają brzegi porośnięte bujnie zielenią, chyba w sposób niekontrolowany. Na całym zamkowym terenie spotykamy zaledwie kilka przypadkowych osób. Do wnętrz dawnego pałacu nawet nie próbujemy wchodzić, bo to przecież szpital. Jeden z drogowskazów na ścianie budynku od strony dziedzińca kieruje do… schronu. Jakiego, kogo, dlaczego, a może to tylko pozostałość wojny sprzed 80-ciu lat? Nie ma tu czego więcej szukać. Może znajdziemy coś ciekawego w miasteczku?

W pobliżu widzimy drewnianą cerkiew pomalowaną na ciemno zielono, z białymi pasami i obramowaniami drzwi oraz okien. Nad główną nawą, w miejscu skrzyżowania jej z bocznymi, bo świątynię zbudowano na planie krzyża, jest wieżyczka na planie 8-kąta zakończona cebulastą kopułką pokrytą blachą złotego koloru. I z czterema małymi wieżyczkami w narożnikach u jej podstawy. Nad głównym wejściem druga, wyższa wieża na planie kwadratu. Brak jakiejkolwiek informacji. Chociaż jest dzień targowy, zamknięta jest nie tylko cerkiew, ale i brama w otaczającym ją ogrodzeniu.

Kolegiata Świętej Trójcy: z kamieniami na barokowe stiuki

Więcej szczęścia mamy nieco dalej. Trafiamy do kościoła św. Trójcy, wspominanego na turystycznej mapie Wołynia. Zbudowano go w latach 1635-1640 z fundacji Albrechta Stanisława Radziwiłła, według projektu włoskich architektów Benedetto Molliniego i Giovanniego Masiverna. Wzorowali się oni na słynnym rzymskim kościele Il Gesu. Natomiast wspaniałe dekoracje wnętrza wykonał lwowski rzeźbiarz Melchior Erlenberg. W rok po poświęceniu, ten piękny wczesnobarokowy, trójnawowy kościół podniesiony został do rangi kolegiaty. Pod nim znajduje się krypta.

Uważany był za jeden z najpiękniejszych katolickich na Wołyniu. Wiernym służył do zamknięcia go przez komunistów w roku 1945. Później rozpoczął się proces upadku i degradacji budowli. Zrabowano wszystko, co udało się wyrwać i wynieść. Jak opowiadają ci, którzy to pamiętają, wiejskie dzieci ćwiczyły swoją celność w rzutach kamieniami i z procy, rozbijając piękne barokowe płaskorzeźby i stiuki. Widok tego, co pozostało w nawie głównej i bocznych, robi ponure wrażenie. Z ołtarzy na kolumnach oddzielających nawy ocalały tylko kamienne części ołtarzy wykonane z czarnego marmuru.

Obraz zniszczenia, ale i nadziei

Wysoko na ścianach resztki sztukaturek, których nie udało się strącić. A oglądam to już w trakcie rewaloryzacji świątyni, bo w niepodległej Ukrainie zwrócono ją katolikom i aktualnie remontowana jest przez ukraińskich i polskich konserwatorów sztuki. Wewnątrz odmalowano już na biało stropy i ściany. Ogromna większość ścian zewnętrznych także już lśni nowym blaskiem. Na zewnątrz, po zewnętrznej stronie ogrodzenia kościoła, czeka na umieszczenie na górze hełm wieży. Obecnie prace koncentrują się na frontonie otoczonym przez wysokie rusztowania. Uwijają się na nich robotnicy i konserwatorzy odtwarzając m.in. piękne stiuki.

W stanie takim, w jakim była wcześniej, tj. z poobijanymi tynkami, szczytem porośniętym zielskiem, pozbawiona dzwonów, jest, i jakoś trzyma się o własnych silach, wysoka dzwonnica – ściana z czterema arkami na dzwony. Kiedy uda się zakończyć chociażby podstawowy etap rewaloryzacji, nie wiadomo, bo ze środkami na to jest krucho. O odtworzeniu ołtarzy nawet nie wspominając. Ale ta rewaloryzacja świadczy, że coś próbuje się tu robić, przywracać dawną świetność przynajmniej jednemu zabytkowi, żeby ich fundatorzy, Radziwiłłowie, nie musieli dalej przewracać się w grobach z rozpaczy, co ludzie zrobili z ich dziełami. Przeznaczonymi, w przypadku kościoła, przecież dla wszystkich.

Artykuły powiązane

© 2019 KURIER365.PL