wtorek, kwiecień 23, 2024
Follow Us
czwartek, 05 styczeń 2017 08:13

Anioły sławy na szlakach turystycznych Wyróżniony

Napisane przez Cezary Rudziński
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Anioły sławy na szlakach turystycznych Fot.: Cezary Rudziński

Na Ukrainie, poczynając od Kijowa, realizowany jest ciekawy i oryginalny projekt promocji turystyki i atrakcji kraju, chociaż pod trochę pompatycznym hasłem: „Anioły narodu, z wiarą w Ukrainę”. Jego organizatorem jest Fundacja Ignasa Jurkonisa, w partnerstwie z ambasadami zaprzyjaźnionych państw w stolicy Ukrainy, ich konsulatami oraz przy poparciu władz miasta. W 25, na początek, najważniejszych z punktu turystycznego miejscach, staną figury aniołów.

Obok nich znajdą się tabliczki z posłaniami do Ukrainy od innych krajów oraz informacjami co symbolizuje rzeźba, dlaczego stoi właśnie w tym miejscu oraz co w pobliżu warto zobaczyć. Jeżeli zapowiedzi zostaną zrealizowane, to jeszcze przed przyszłorocznym sezonem letnim nad Dnieprem pojawi nowa atrakcja.

Mobilna aplikacja

Powstanie turystyczny „Szlak Aniołów”, którego szczegóły uzgadniane są obecnie z władzami miasta oraz ambasadami. Zapowiedziano też opracowanie mobilnej aplikacji na telefony komórkowe, aby turystom łatwiej było poruszać się po tym szlaku i więcej dowiadywać o atrakcjach w pobliżu. Projekt ma z czasem objąć również inne ciekawe ukraińskie miasta. Pierwsza prezentacja pięciu rzeźb Aniołów miała miejsce w Kijowie w połowie grudnia na placu św. Michała – Mychajływśkoj płoszczy. Jeden z nich już na stałe zostanie na nim, zajmując miejsce vis a vis pomnika świętych Apostołów Słowian – Cyryla i Metodego.
Jest to inicjatywa ambasady Bułgarii, gdyż to z tymi świętymi związane są alfabety słowiańskie. Najpierw głagolica, a następnie cyrylica, stosowana zarówno na Bałkanach przez Bośniaków, Bułgarów, Czarnogórców, Macedończyków i Serbów, jak i Słowian wschodnich: Białorusinów, Rosjan i Ukraińców. Przez wiele lat również w Mołdawii. Plac Michajłowski w Kijowie jest miejscem szczególnym. Stoi przy nim odbudowany od podstaw po zniszczeniu go przez komunistów w latach 30-tych XX w. Monastyr Michajłowski „O Złotych Kopułach”, zbudowany w XI w. i przebudowany później w stylu ukraińskiego baroku.

Pierwszy na placu Michajłowskim

Sąsiaduje on z parkiem na szczycie i zboczach słynnej Wołodymirśkoj Hirki – Górki św. Włodzimierza, z pomnikiem (1854) na naddnieprzańskiej skarpie tego świętego, chrzciciela Rusi. Z placu Pocztowego na Podole, dawnym podgrodziu, wjeżdża się na nią górską kolejką szynową – finikulorem. Przy placu Michajłowskim stoi także gmach Ministerstwa Spraw Zagranicznych. A na nim oprócz pomnika św. św. Cyryla i Metodego, także pomnik św. Olgi, żony księcia Igora Rurykowicza, matki ks. Światopełka i babki św. Włodzimierza. A w odległości niespełna kilometra znajduje się, wspaniale widoczny z tego placu, najstarszy kijowski Sobór Sofijski – Mądrość i Bożej.
Stoi on przy placu Sofijskim, a na nim jeden z najbardziej znanych pomników Bohdana Chmielnickiego z 1888 r. W pobliżu znajduje się kilka luksusowych hoteli, a w odległości jednego przystanku trolejbusowego lub paru minut spaceru pryncypialna ulica stolicy – Chreszczatyk oraz sławny Majdan Nezałeżnosti. Nowe rzeźby, które zaczynają stawać w Kijowie, nazywam Aniołami Sławy. Nie dlatego, że mają coś wspólnego ze sławą czy chwałą, lecz od imienia ich twórcy, Wiaczesława Didkowskiego, w przyjętym powszechnie zdrobnieniu Sława.

Spotkanie na Andrejewskom Uzwizu

Z żeńską, w naszym odczuciu, końcówką, ale to specyfika języków wschodniosłowiańskich. Aleksandr – to w zdrobnieniu, jak u nas Janek – Sasza. Mykoła lub Nikołaj – Kola. Danyło – Dania. Jurij – Jura. Wołodymyr lub Władimir - Wołodia itp. W przypadku Sławy Didkowskiego, to w dzieciństwie i młodości nazywano go jeszcze bardziej zdrobniale, Sławik. I tak mi się przedstawił, gdy poznawaliśmy się 20 lat temu, podczas wielkiego jarmarku sztuki, rzemiosła artystycznego, ceramiki, tkanin ludowych itp. organizowanego dorocznie w ostatni weekend maja w ramach Dni Kijowa. I od tamtego czasu nie tylko znamy się.
Ale i, pomimo ponad pokoleniowej różnicy wieku, przyjaźnimy, także rodzinami. Z przyjemnością obserwuję więc rozwój jego talentu i wielostronności zainteresowań artystycznych oraz kolejne sukcesy na tym polu. Wówczas, na Andrijiwśkom Uzwizu, jak od tej stromej ulicy – Zjazdu św. Andrzeja – nazywany jest kijowski jarmark, moją uwagę zwróciła oferowana przez niego, wśród innych, rzeźba Don Kichota i Sancho Pansy. Zarówno ze względu na karykaturalnie chudą, jak z rysunku Picassa lub ilustracji do baletu Minkusa, postać Rycerza z La Manchy oraz tęgiego, jowialnego jego wiernego sługi.

Co można zrobić z blachy i drutu?

Jak i niezwykłej techniki wykonania, z miedzianej, patynowanej blachy i drutu. Wymyślił ją, doskonaląc z dziećmi, bo Sława ma siostrę Alisę, też rzeźbiarkę, ich ojciec Mykoła Didkowski. Też artysta, wówczas kierownik pracowni rzeźby i artystycznej obróbki metalu w Domu Twórczości Młodzieży w Berdyczowie, gdzie wszyscy mieszkali. I konstruując unikalne oprzyrządowanie do wykonywania wspaniałych dzieł sztuki tą techniką. Polegającą na formowaniu elementów rzeźb z blachy i drutu, spawania oraz patynowania ich. Z wykorzystaniem środków mechanicznych, termicznych i chemicznych.


Technika ta, i w ogóle rzeźba, także klasyczna, stanowi główną dziedzinę sztuki uprawianej przez Wiaczesława Didkowskiego. Ten absolwent sławnej Szkoły Sztuk Stosowanych w Wiżnycy w obwodzie czerniowieckim (Wiżnyckoe Uczyliszcze Prikładnogo Iskusstwa) zajmuje się także malarstwem, grafiką, ceramiką oraz jubilerstwem. I każda z tych dziedzin ma wpływ na jego rzeźby. Obserwując już prawie 20 lat rozwój jego twórczości oraz wspaniałe tego efekty artystyczne, z przyjemnością zawsze stwierdzam, jakiego „miałem nosa” zwracając na kijowskim jarmarku uwagę na tego młodego artystę i jego ówczesne dzieła.

Ukraiński artysta

Odwiedzając go zaraz po tym pierwszym spotkaniu w Kijowie, na jego zaproszenie w Berdyczowie, aby przy okazji kupić „na pniu” drugą niewielką rzeźbę „Trubadura” jeszcze w trakcie pracy nad nią. Gdy kilka lat później Sława był u mnie w Warszawie, kilkakrotnie powtarzał: „jak ja mogłem tak tworzyć!”. A to był przecież tylko pierwszy etap jego twórczości i te dwie pierwsze kupione wówczas przeze mnie rzeźby Sławika są szalenie ciekawe. Zwłaszcza na tle późniejszych, doskonalszych artystycznie i technicznie, zachwycających znawców. Opublikowałem wówczas pierwszy, dosyć obszerny artykuł, o młodym ukraińskim artyście i jego niezwykłych rzeźbach.
Jak się okazało w ogóle pierwszy o nim – trafił więc na czołowe miejsce w jego archiwum. Po nim szybko pojawiły się kolejne innych autorów, już ukraińskich, gdyż jego prace nie mogły nie zwrócić uwagi. Zwłaszcza, gdy zaczął je wystawiać w prestiżowych kijowskich galeriach, a nie sprzedawać natychmiast po wykonaniu. Miał też w dorobku wystawy w których z nimi uczestniczył, m.in. w 2000 r. w jednej z galerii na Starym Mieście w Warszawie. Niewątpliwym sukcesem i dowodem uznania artyzmu jego dzieł, było zamieszczenie zdjęcia jego niezwykle dynamicznego „Don Kichota” w podręczniku historii literatury dla liceów.

Realizm, deformacja, ironia

I coraz liczniejsze, ilustrowane zdjęciami jego prac, publikacje o nich. M.in. wykonanego na zamówienie, jako prezent dla prezydenta Ukrainy, kamiennego zegara z trzema stojącymi na nim figurami „Baśni Szecherezady” z posrebrzanej oraz miejscami złoconej miedzi. Wspomniałem o „Don Kichocie”, jednym z długiej serii tej postaci, zapoczątkowanej w Roku Cervantesa. Każdej innej, niepowtarzalnej. Zresztą i w innych jego ulubionych cyklach: „Muzycy”, „Fortuna”, „Temida”, nie brakuje mu pomysłów, inwencji i poczucia humoru. Tak np. „Kontrabasista” to postać we fraku, kapeluszu, z niewielkim brzuchem, głową zaznaczoną tylko kulą i rękoma…bez dłoni.
Którymi gra na asymetrycznym instrumencie ze strunami rozrzuconymi jak postronki. Piękna „Harfistka” jest tak zapamiętała w grze, że zrywa struny. Awangardowa, jedna z wielu „Fortun”, podnosi nad głową koło szczęścia i róg obfitości, a drugą ręką gra na… strunach serca. To tylko wybrane przykłady. Przez kilka pierwszych lat twórczości artysta dzielił ją na „komercyjną”, co nie znaczy, że marną, ale mniej pracochłonną oraz łatwiejszą do sprzedana. A potrzebował przecież środków na utrzymanie rodziny, coraz droższe materiały niezbędne do pracy oraz przeniesienie się pod Kijów, gdzie kupił dom z ogrodem i urządził pracownię z prawdziwego zdarzenia.

Sztuka z wyższej półki

I na „twórczość artystyczną”, bardziej ambitną, praco – i czasochłonną. Zawsze według oryginalnych własnych pomysłów, z dziełami dopracowanymi w szczegółach z jubilerską precyzją. Z myślą o wystawach. Trudno mu jednak było, wobec zainteresowania jego rzeźbami, zachowywać je na później. Zamożni kolekcjonerzy mieli przecież argumenty, aby go przekonywać do sprzedaży. Już wiele lat temu wiedział zresztą, że jego prace trafiły do co najmniej 30 krajów. Z kilkunastu najlepszych, nie tylko w jego ocenie, rzeźb wykonanych na przełomie i w pierwszej dekadzie tego wieku, chyba tylko „Myśliciel” stoi nadal w jego mieszkaniu.
Mimo iż oferowano mu za tę rzeźbę naprawdę duże pieniądze jak na warunki ukraińskie. Posłuchał jednak, co podkreśla przy kolejnych okazjach, mojej rady: tego nie sprzedawaj! Ale inne jego świetne prace zdobią teraz cudze kolekcje. Nie tylko bardzo ciekawe artystycznie, jak np. wykonana z niemal jubilerską precyzją „Amazonka” na koniu. „Skrzypek” grający jedną ręką na instrumencie trzymanym w zębach, z drugą, z której ulatują nuty – dźwięki, nad głową. Czy „Kontrabasista” grający stojąc na większym od niego instrumencie. Ale również z elementami symbolicznymi, czy wręcz filozoficznymi.

Polskie korzenie

Chociażby „Cyklista” jadący na archaicznym rowerze z początków budowania tych pojazdów. Z wmontowanymi w szprychy wielkiego przedniego koła widokami mijanych miast i zabytków. A zwłaszcza „Spacer króla”. Brzuchatego, w koronie i z orderem, prowadzącego na smyczy ulubionego prosiaczka. I trzymającego w drugiej dłoni klepsydrę czasu nad stołem z półmiskiem, na którym leży upieczony inny prosiak. To tylko przykłady wielu znakomitych rzeźb tego artysty. Członka Nacionalnoi Spiłki Chudożnikiw Ukrainy (Narodowego Związku Artystów Plastyków). Ukraińskiego twórcy z polskimi korzeniami. Po których, poza kilkoma starymi zdjęciami i imionami oraz nazwiskami przodków, nie pozostały żadne dokumenty.
Ale w czasach stalinowskich przyznawanie się w ZSRR, zwłaszcza na Ukrainie, do polskości było bardzo niebezpieczne. Jak bardzo, świadczą m.in. liczne groby Polaków – ofiar zbrodniarzy z NKWD, chociażby z Żytomierszczyzny, w podkijowskim lesie w Bykowni w ukraińskiej części cmentarza, którego polska jest Czwartym Katyńskim, na którym pochowano blisko 3,5 tysiąca zamordowanych polskich oficerów. Ale nie używane przez Ukraińców imię dziadka Sławy – Onufry, kowala, także artystycznego w Korczówce, czy po kądzieli dziadka Piątkowskiego, wyraźnie świadczą o ich narodowości.

W domu i ogrodzie

Wrócę jednak do twórczości autora „Aniołów”. Jego mieszkanie, ogród i pracowania powoli zamieniają się w małe muzeum. Przy każdej kolejnej wizycie u niego zauważam także dzieła wykonane w celach dekoracyjnych lub dla przyjemności. W ogrodzie, oprócz wielkiej ważki z miedzi oraz naczyń zdobionych mozaiką, pojawił się ogromny ceramiczny kot z ptakiem siedzącym mu na ogonie. Dwa kolejne stoją w jednym z pokoi. Świetnie prezentują się obrazy w bogatych ramach z miedzi i drewna z pierwszego okresu twórczości, jeszcze w Berdyczowie. Artysta lubi zresztą, i robi to z powodzeniem, łączenie miedzi z drewna.
Chociażby trzy karafki – butelki pokryte drewnem i pięknie zdobione miedzią. Przez pewien czas zajmował się też akwafortą, może jeszcze do tego wróci, jubilerstwem itp. Gdy byłem u Didkowskich w sierpniu, Sława bardzo intensywnie pracował nad „Aniołami”. Przez wiele godzin na dobę. Otrzymał bowiem zamówienie wykonania 50-ciu identycznych, z białego tworzywa, odpornego na warunki atmosferyczne. Z krótkim terminem realizacji oraz zastrzeżeniem: minimum dekoracyjności, maksimum prostoty.

Przyszłość „Aniołów”

Zaproponował kilka projektów, wybrano ten najprostszy. Pierwszy, niemal gotowy egzemplarz, sfotografowałem wówczas, razem z kilkoma czekającymi jeszcze na wykończenie, w garażu artysty. Teraz zaczynają pojawiać się one na ulicach, placach i skwerach Kijowa na turystycznym szlaku. Dodam, że Sława ma już w dorobku kilka własnych, lub wykonywanych jako współautor, innych pomników i rzeźb nie tylko w stolicy, ale m.in. – też „Anioła”, „Cygana”, „Popiersie Bohatera” itd. w kilku innych miastach Ukrainy.
Z informacji oraz wycinków prasowych, jakie mi przysłał z życzeniami świątecznymi i noworocznymi wynika, że przynajmniej niektóre z tych „Aniołów” nie pozostaną białe, lecz będą malowane przez innych artystów z różnych krajow. I dostosowywane do środowiska oraz otoczenia, w którym staną. Może więc pojawić się kolejna, ciekawa jakość i dodatkowa atrakcja przyciągająca turystów. A tych, zwłaszcza zagranicznych, Ukraina bardzo potrzebuje. Ma zaś, naprawdę, bardzo wiele im do zaoferowania, o czym pisuję od lat.



a