czwartek, 07 lipiec 2011 15:50

Wschód da się lubić! Wyróżniony

Napisane przez Cezary Rudziński
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Pocztówka z Białorusi Fot. Cezary Rudziński

Pozdrawiam wszystkich Czytelników Portalu Kurier365.pl z Białorusi. Jeśli jeszcze w wakacje siedzicie w domu, wpadnijcie tu koniecznie. Czytając I część mojej relacji przekonacie się sami, że warto, po drugiej opanujecie granice!
 


Program, chociaż znalazły się w nim miejsca i obiekty znane j{jumi [*4]}uż części z nas z wcześniejszych pobytów, okazał się ciekawy, ale jak zwykle trochę męczący. Trasa była bowiem długa, a pogoda raczej październikowa niż lipcowa. Do i z granicy: przejścia Bruzgi na trasie grodzieńskiej i Brześcia na głównym szlaku, dojechaliśmy polskimi autokarami, po tamtej stronie granicy podróżowaliśmy białoruskim. Pierwszym punktem programu – o niektórych na razie tylko wspomnę, gdyż zasługują na odrębne, szersze prezentacje – była wizyta w kompleksie agroturystycznym „Grodzieński majątek „Korobczyce".
Białoruś rozwija bowiem ostatnio agroturystykę. Jak nas poinformował podczas spotkania w Mińsku – nieco więcej o nim niżej – wiceminister SiT Czesław Szulga, w kraju działa już około 1350 gospodarstw agroturystycznych, gdyż ich powstawaniu sprzyjają nowe warunki formalne i podatkowe. Tyle, że pojęcie agroturystyka rozumiana jest na Białorusi, jak się okazało, trochę inaczej niż w Polsce i Europie. Kompleks „Korobczyce" nie jest bowiem, jak można by sądzić, dostosowanym do potrzeb turystycznych byłym majątkiem ziemskim, lecz zbudowanym od podstaw kilkanaście kilometrów od Grodna zespołem obiektów rozrywkowo – wypoczynkowych, bez własnej w nim bazy noclegowej.
Bardzo sympatycznym zresztą, dostępnym dla każdego po kupieniu biletu. Z drewnianym ostrokołem oraz przypominającym średniowiecze bramą. Kilkoma budynkami murowanymi stylizowanymi na stare, nawet z repliką starej armaty przed jednym z nich. Obszernym terenem zabaw dla dzieci. Niewielką estradą na występy. Mini parkiem safari, w którym zwierzęta, głównie domowe – trochę egzotyczny jest struś i azjatycki kozioł, ale i one stanowią dla małych mieszczuchów sporą atrakcję, chodzą wolno na wyznaczonej im powierzchni. A oglądać je można ze specjalnie dostosowanych do tego pojazdów, lub pieszo.



W tym „majątku" zgromadzono też kilkanaście starych karet i innych podwód konnych które można wynajmować. Jest m.in. duża szachownica nad stawem do gier planszowych. Kilka różnego przeznaczenia budynków z drewnianych bali itp. Sporo także dużych drewnianych rzeźb, w których lubują się nasi sąsiedzi. No i chluba obiektu – restauracja, która uznana została za najlepszą, także pod względem kuchni, w republice. Z ładnie zaprojektowanym wnętrzem, witrażem z m.in. postacią antycznej bogini łowów Dianą, wypchanymi ptakami i zwierzętami oraz obfitym menu. Mimo środka tygodnia – byliśmy tam w czwartek wczesnym popołudniem – gości było sporo, a na parkingu przed bramą samochody dobrych marek.

Grodno – Kanał Augustowski – Stare Wasiliszki Czesława Niemena.
Wskutek naszego 2-godzinnego spóźnienia na spotkanie po białoruskiej stronie granicy, gdyż okazało się, że wydostanie się z Warszawy nawet wcześnie rano, przebycie remontowanych na wielu odcinkach szos oraz „przebicie" przez Białystok zajmuje o wiele więcej czasu niż zaplanowano, program pierwszego dnia pobytu musiał ulec skróceniu. W Grodnie czasu starczyło tylko na przejazd przez miasto obok najważniejszych zabytków oraz obiad w najlepszej restauracji – „Stary Lamus", znanej części z nas z poprzednich pobytów w mieście ostatniego Sejmu I Rzeczypospolitej Obojga Narodów i Elizy Orzeszkowej.
Z bólem serc musieliśmy zrezygnować z 3,5 godzinnego ( bo nie ma wariantu krótszej trasy ) spływu kajakami najpierw rzeką Astaszanką od stacji wodniackiej do Kanału Augustowskiego, a następnie Kanałem do największej śluzy Niemnowo. Dodam, że ta znakomita budowla wodna – dzieło polskiego inżyniera w czasach stanisławowskich, już parę lat temu została na odcinku białoruskim wyremontowana oraz służy wodniakom i turystom, a na polskim ciągle końca prac, a tym samym dostępności na całej długości, nie widać. Obejrzeliśmy więc, część grupy pojechała do niego rowerami, tylko fragment Kanału.
W drodze do Lidy zmieniliśmy trochę plany. Mimo opóźnienia trudno było bowiem nie zajechać będąc w pobliżu – zwłaszcza, że okazało się to tylko 10 km od naszej trasy – do Starych Wasiliszek, w których urodził się nasz piosenkarz i kompozytor Czesław Niemen – Wydrzycki. Uważany tu oczywiście za krajana, któremu powidło się w życiu. W chacie, w której urodził się oraz spędził w latach 1939 – 1958 dzieciństwo i młodość, mieści się obecnie klub kultury i poświęcone mu muzeum. Nieco dalej stoi neogotycki, ceglany kościół w którym śpiewał w chórze, a naprzeciwko niego dom ciotki artysty, też Czesławy, z którą mieliśmy okazję chwilę porozmawiać.

„Wesele Jagiełły" na zamku w Lidzie.
W Lidzie, następnym mieście na trasie, spektakl amatorskiego zespołu teatralnego prezentującego „Wesele Jagiełły" z Sonią Olszańską na zamku lidzkim, obejrzeliśmy nie, jak zaplanowano wieczorem, lecz dopiero przed północą. Ale z pełnym programem. Powitaniem gości przez zbrojnych przed zamkiem. Wizytą w lochach, w których red. Marek Sokół dał się zakuć katu w drewniane dyby, a następnie został „wykupiony". I samą ucztą weselną z programem rozszerzonym w stosunku do tego, który oglądałem tam kilka lat wcześniej, o pojedynki rycerskie i taniec dam książęcego dworu.
Gotycki zamek w Lidzie został już niemal całkowicie zrewaloryzowany. Od czasu mojego poprzedniego w nim pobytu odbudowano drugą wieżę mieszkalną w przeciwległym końcu otoczonego potężnymi murami dziedzińca, na którym mieszkańcy miasta i okolic chronili się przed obcymi najazdami. Zrekonstruowano też do pełnej wysokości mury obronne. Ale... pomimo protestów specjalistów, przedsiębiorstwo budowlane prowadzące odbudowę zamku wznosi na tym rozległym dziedzińcu podobno – w nocy niewiele widzieliśmy – budynki, których tam nigdy w przeszłości nie było.
Obok zamku zbudowano duży, o dobrym standardzie, hotel „Lida", a przed nim ustawiono brązową rzeźbę człowieka na delegacji. Dzięki ogólnokrajowym dożynkom, które odbyły się tam w ub. roku, miasto wypiękniało, wiele obiektów wyremontowano oraz odmalowano barwnie i estetycznie. Podobne, korzystne zmiany widoczne są w wielu miejscowościach, także zapadłych wioskach, które znalazły się na naszej trasie. Dawną szarość zastępują pastelowe kolory, dzięki którym Białoruś staje się kolorowa. O tej porze dodatkowo w soczystej zieleni, która – obok wody – jest jednym z bogactw kraju.
A właśnie głęboka prowincja i znajdujące się na niej zabytki oraz ciekawe miejsca i obiekty, dominowała w przedpołudniowej części drugiego dnia tej study tour. Najpierw odwiedziliśmy gospodarstwo agroturystyczne „Alba Ruthenia" – to łacińska nazwa Białej Rusi – we wsi Biskupce. Położone w pobliżu ruchliwej szosy, można w nim zjeść i wypić, odpocząć, a także przenocować. Z czego korzystają chętnie m.in. wędkarze, bo w okolicy jest gdzie łowić ryby. Jego gospodarz – Aleksander udekorował ściany oraz podwórze zbieranymi przez siebie starymi sprzętami gospodarskimi i narzędziami rolniczymi.

Śladami wspólnej historii i turystyczna współczesność.
W następnej miejscowości, 7,5 - tysięcznym, wielonarodowym i wielo wyznaniowym ( Białorusini, Polacy, Tatarzy, prawosławni, katolicy, muzułmanie ) rejonowym ( powiatowym ), dobrze utrzymanym Iwiu uwagę zwracały liczne szklarnie, w których uprawia się warzywa. Z budowli zaś meczet, dwie synagogi, cerkiew, kościół św. Piotra i Pawła m.in. z polską tablicą ku czci tamtejszych żołnierzy Armii Krajowej oraz obrazem Madonny z biało – czerwoną flagą z okazji 20-lecie Diecezji Grodzieńskiej. Zauważyłem też restaurację „Wersal". Jak to chyba miło, pomyślałem, mieszkając tu, móc powiedzieć: byłem na obiedzie ( lub kolacji ) w Wersalu.
Dalej były Lipniszki z neogotyckim, kamiennym kościołem z początku XX wieku oraz Gieraniony z XVII – XIX w. kościołem św. Mikołaja. Następnie Żemysławl, były, od 1807 roku, majątek Umiastowskich przy granicy z Litwą, której skrawek nad rzeczką Gaują wżyna się, jak enklawa, w terytorium Białorusi. Z zaniedbanymi obecnie, ale jest już nowy właściciel, który zobowiązał się je zrewaloryzować, budynkami dworskimi, a przede wszystkim pałacem wzorowanym na Łazienkowskim w Warszawie. I kościół św. Władysława w Subotnikach, z kryptą – świetnie zachowaną nekropolią tego rodu. I szybko do Mińska, gdzie w MSiT czekali już na nas: wiceminister Czesław Szulga oraz przedstawiciele Białoruskiej Organizacji Turystycznej i miejscowych biur podróży zainteresowanych przyjmowaniem turystów z Polski.
Szef białoruskiej turystyki poinformował nas o nowej ustawie o niej, likwidującej sporo barier w jej rozwoju. M. in. dającej „zielone światło" agroturystyce, z symbolicznym podatkiem 5 € rocznie nie, jak było poprzednio, do 5 pokojów przeznaczanych na ten cel, ale do 10, z możliwością prowadzenia także mini hoteli. I to nie tylko przez osoby prywatne, ale także np. organizacje rolnicze. Z niskooprocentowanymi kredytami na ten cel itp. Usłyszeliśmy również o pomyślnie rozwijającej się współpracy białorusko – polskiej w dziedzinie turystyki, chociaż nie przekłada się to jeszcze na znaczący wzrost liczby turystów.
Duże znaczenie strona białoruska przywiązuje do wprowadzenia wkrótce małego, przygranicznego ruchu turystycznego. Firma Bielorustourism ( www.belarustourism.by ) przedstawiła walory turystyczne kraju oraz system rezerwacji hoteli one line. Zostaliśmy również zaopatrzeni w wydawnictwa, plany i mapy w języku polskim, rosyjskim i angielskim. Ciekawe, zwłaszcza dla uczestniczących w study tour przedstawicieli polskiej branży turystycznej, były prezentacje i propozycje programowe białoruskich firm turystycznych.

Mińskie zaskoczenia.
Po tym spotkaniu przejazd przez Mińsk obok wielu ważnych obiektów i miejsc do, tym razem odległego od centrum, hotelu na obiadokolację. A kto nie miał jeszcze dosyć tego turystycznego maratonu, czyli większość, wieczorno – nocny wypad do centrum stolicy oraz restauracji z dancingiem do bardzo późnych ( dla niektórych nawet wczesno porannych ) godzin. Podobnie jak w grudniu ub. roku, i tym razem przebywaliśmy w Mińsku niepełną dobę, na zwiedzanie czasu było więc bardzo mało.
Głównym punktem „stołecznego" dnia tej podróży było zapoznanie się z rozległym, nowoczesnym i bardzo udanym architektonicznie kompleksem sportowym „Mińsk – Arena". Składa się on z trzech położonych obok siebie dużych obiektów: krytego, supernowoczesnego toru kolarskiego na który przyjeżdżają na treningi zagraniczne zespoły, stadionu do jazdy szybkiej na lodzie oraz największego – Areny. Lodowiska zbudowanego pod kątem hokejowych MŚ w 2014 roku, a zarazem dużej hali koncertowo – widowiskowej.
Wcześniej jednak zdążyliśmy zajrzeć do dużej hali targowej na Rynku Komarowskim. Parę słów o nim oraz aktualnym zaopatrzeniu i cenach artykułów spożywczych – na końcu tej relacji. Mieliśmy też trochę czasu na spacer po mińskiej Starówce, gdzie na placu koło ratusza trafiliśmy na prezentację starych samochodów. Jednym z najbardziej obleganych i fotografowanych przez miłośników motoryzacji okazał się amerykański Ford z początku XX wieku, wypożyczony, o czym świadczyła tabliczka identyfikacyjna na jego kufrze, z St. Louis Car Museum w USA.

Tę 5 – dniową podroż studyjną współorganizowała również OST „Gromada" i szefowa w niej Działu Rozwoju Rynków Wschodnich, a zarazem białoruskiego OIT w Warszawie Swietłana Dybizbańska oraz białoruska Narodowa Organizacja Turystyczna.{jumi [*6]}