W czerwcu – najcieplejszym i najmniej deszczowym miesiącu – temperatura powietrza nie przewyższa 15 st. Celsjusza. Jeśli więc nie przepadasz za upałami, wybierz się na Islandię. Jeśli lubisz przestrzenie, czyste powietrze i – właściwie poza Reykiavikiem – znikomą liczbę ludzi, poczujesz się tam bosko. Aby zobaczyć – naprawdę w dużej ilości – wodospady, wrzącą wodę w gezjerach i rzekach, wulkany, lodowce, mnóstwo lawy i przyrodę w czystej postaci – jedź tam koniecznie. Pobyt na Islandii zastąpić może wiele niekoniecznie ciekawych lekcji geografii czy przyrody. Niezbędnie o każdej porze roku będą kurtki, a nawet czapki, ale za to powietrze i woda są krystalicznie czyste, a krajobrazy przepiękne. Można tam zobaczyć urocze maskonury zwane puffinami, mnóstwo owiec i koników islandzkich, nie mówiąc o wielorybach, fokach, łabędziach, dzikich gęsiach czy rybitwach popielatych Sterna paradisea, które bez pardonu i z przeraźliwym krzykiem atakują nieproszonych gości w miejscach ich gniazdowania. No i te fioletowe łany łubinów - często po horyzont - przypominające lawendową Prowansję.
Islandzka Polonia
Ta mała wyspa na Atlantyku zajmuje powierzchnię zbliżoną do 1/3 powierzchni Polski, a według danych (styczeń 2016) Islandzkiego Urzędu Statystycznego zamieszkuje ją 332 529 osób. Statystyki pokazują, że populacja będzie prawdopodobnie nadal rosnąć i wkrótce osiągnie jedną trzecią miliona. Największą grupą wśród obcokrajowców, których 1. stycznia 2016 było w Islandii 26 485, są Polacy – 12 067, stanowiąc 46,6 proc. obcokrajowców w Islandii. Większość z nich znalazła się tu w poszukiwaniu dobrze płatnej pracy. Mimo niespecjalnych zachwytów nad klimatem islandzkim pieniądze muszą być naprawdę niezłe, skoro Polscy imigranci są tu już prawie 10 lat i więcej. Są też na Islandii polskie zakonnice – karmelitanki bose w klauzurowym klasztorze w Hafnafjördur, satelickim mieście Reykjaviku. Do przyklasztornej kaplicy można przyjść na mszę świętą - od poniedziałku do soboty o godz. 8 i w niedzielę o 8.30 (http://www.karmel.is).
{gallery}24148{/gallery}
Pomiędzy płytami
Islandia leży po obu stronach Grzbietu Śródatlantyckiego, w miejscu styku przemieszczających się w przeciwnych kierunkach płyt tektonicznych: Euroazjatyckiej Północnoamerykańskiej. Niesamowite wrażenie, kiedy się tak stoi pośród płyt, ze świadomością, że oddalają się one od siebie o ok. 22 mm rocznie... Na razie na dnie rowu jest tylko sypki piasek, a obie płyty łączy mały mostek.
Wyspy Vestmannaeyjar
Na Heimaey, jednej z wysp Vestmannaeyjar (archipelag położony 9 km na płd od Islandii), najbardziej znanym przed 1973 rokiem był stożek wulkaniczny Helgafell. 23 stycznia 1973 r. na zboczu góry otworzyła się szczelina, z której trysnęły strumienie lawy. Przecięła ona wyspę na całej długości. Podczas pierwszych dni erupcji ilość lawy i materiału piroklastycznego szacowano na 100m3 na sekundę. Popiół osiągał w niektórych miejscach grubość 5 m, a w przeciągu dwóch dni potoki lawy utworzyły stożek o wysokości 100 m - Eldfell (Góra Ognia). Potok lawy zatrzymał się tuż przed portem, bez którego życie na wyspie nie miałoby racji bytu, i ścianami drewnianego kościoła. Zatrzymała lawę żarliwa modlitwa wiernych w tymże kościele i pompy ze Stanów Zjednoczonych - trzydzieści dwie, każda o wydajności sięgającej 1000 litrów na sek. - schładzające rozżarzone skały.
Fontanny lawy sięgały nawet na wysokość 600 m, a dym z wybuchu na 9 km. Wybuch trwał 158 dni, aż do 29 czerwca. Wypłynęło z wulkanu blisko 250 mln m³ lawy, a na miasto spadło 25 mln m³ popiołu i żwiru. Wulkan podwyższył się do 227 m, a lawa spływająca do oceanu powiększyła powierzchnię wyspy o 20 proc. Dzięki takiemu położoniu - mimo grożącego niebezpieczeństwa - Islandia korzysta wyłącznie z naturalnych źródel energii. Nie ma tam żadnych dymiących kominów!
Ale sejsmolodzy zauważają, że w okolicy wulkanu Katla wzrasta częstotliwość występowania zjawisk sejsmicznych. Gdyby doszło do erupcji, należałoby się spodziewać pióropusza pyłu i gazów sięgającego stratosfery, może nawet 20 km w górę i więcej, co mogłoby spowodować nawet czasowe ochłodzenie na Ziemi. Ostatnia erupcja wulkanu Katla miała miejsce w 1918 roku.
Puffiny
Na Wyspach Vestmannaeyar są kolonie ok. 30 gatunków ptaków, w tym maskonurów, zwanych tu puffinami. Kto nie miał szczęścia zobaczyć ich w naturze, może zajrzeć do Akwarium. To muzeum, gdzie poza wypchanym albatrosem na wejściu, lisem polarnym i innymi nieżywymi już stworzeniami przemieszczają się – jak kurczaki - trzy oswojone maskonury. Tam też pokazano w jaki sposób poluje się na te ładne i podobno smaczne ptaki, łapiąc je w sieci jak motyle.
Większość światowej populacji maskonurów rodzi się w Islandii. Na Vestmannaeyjar prowadzi się badania polegające na zliczaniu jaj oraz wylęgających się małych. Oznacza się młode maskonury, które dostają elektroniczne urządzenia do śledzenia tras ich lotów. Badania prowadzone są również na Ingólfshöfði i wyspie Papey.
Dzień Niepodległości
W Reykjaviku znaleźliśmy się 17. czerwca, gdy Islandczycy świętują Dzień Niepodległości uczestnicząc w paradach, koncertach i festynach. Dzieci z buziami wymalowanymi w barwy narodowe, biegały z chorągiewkami i mnóstwem balonów. Wiele z nich w tradycyjnych strojach. Wiele kobiet również założyło tradycyjne stroje i całkiem zgrabne czapeczki z frędzlem.
Poza innymi miejscami godnymi zwiedzenia warto wejść otwartej w maju 2011 roku Sali Koncertowej oraz Centrum Konferencyjnego "Harfa", które w 2013 roku otrzymało najbardziej prestiżową nagrodę (Miesa van der Rohe) w nowoczesnej architekturze europejskiej. Nocą też jest piękna.
Czarna plaża, rękawiczki i Błękitna Laguna
Słynna czarna islandzka plaża, rozciągająca się pomiędzy Dyrholaey i Vik, uznana została za jedną z 10. najpiękniejszych plaż Europy. Czarny piasek plaży, znanej z pionowych bloków skalnych, zwanych Zębami smoka, w słońcu rozgrzewa się bardzo szybko i przyjemnie byłoby na nim poleżeć, gdyby nie dojmujący chłód i lodowata woda. Wieje niemożebnie. Tak samo lodowata woda wcale nie przeszkadzała pływakom (a właściwie pływaczkom) w zatoczce koło Reykjaviku. Założyły skarpetki i rękawiczki (pływackie?) i wmaszerowały raźno do wody.
Jednak Islandia, to przecież gorące źródła, a więc na koniec to, co w związku z Islandią słyszał chyba każdy – Błękitna Laguna – największe SPA świata na otwartej przestrzeni. Mimo ceny sięgającej jak na mój gust granicy zdrowego rozsądku (60 euro; po godz. 19 taniej o 5 euro) rzeczywiście warto. Te niepozorne obłoki pary widziane z pokładu samolotu tworzą się nad mlecznoturkusową laguną wypełnioną cudownie ciepłą, a nawet miejscami dobrze gorącą wodą. Po wejściu można siedzieć nawet i cały dzień, ale wystarczą 2-3 godziny, żeby się zrelaksować i wygrzać. Dno jest raczej równe, gdzieniegdzie jakiś drobny żwir nieco przeszkadza, ale na wszystkim osadza się delikatna glinka, z minerałami, więc żadnych ostrych krawędzi nie czuć. Prawie każdy pobiera peeling (czarny) lub maseczkę (biała) roznoszoną w miseczkach przez obsługę i nakłada sobie na twarz. Wygląda to dość idiotycznie, ale co tam. Zachwyt dziewczyn, które tyle razy oglądały to miejsce w internecie i wreszcie znalazły się tu jest najprawdziwszy na świecie - zapomnij o cenie i ciesz się życiem! Skorzystałam z tej rady.