poniedziałek, luty 10, 2025
Follow Us
×

Ostrzeżenie

JFolder::pliki: Ścieżka nie jest folderem. Ścieżka: /home/kur365/domains/kurier365.pl/public_html/images/18784.
×

Uwaga

There was a problem rendering your image gallery. Please make sure that the folder you are using in the Simple Image Gallery Pro plugin tags exists and contains valid image files. The plugin could not locate the folder: images/18784
poniedziałek, 15 wrzesień 2014 12:06

Za murami Murten Wyróżniony

Napisane przez Elżbieta Sawicka
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Za murami Murten Fot.: Elżbieta Sawicka i www.fribourgregion.ch

Historia kłania się tu na każdym kroku. Miasteczko opasane murami obronnymi wygląda jak wycięte z dawnej ryciny. Wieże kilku kościołów, kamieniczki z podcieniami, wąskie zaułki, stare studnie... Zupełne średniowiecze można by rzec, gdyby nie samochody parkujące na Hauptgasse.

Murten, podobnie jak pobliski Fryburg, założył potężny ród Zähringenów. Leży w zachodniej Szwajcarii, na granicy wpływów dwóch języków i jest w większości niemieckojęzyczne. Jego francuska nazwa brzmi Morat. Dodatkowego uroku dodaje mu jezioro Murten (Murtensee lub Lac de Morat), z szuwarami, dzikimi kaczkami i statkami wycieczkowymi.

Muzyka i ciasto z karmelem

Największą atrakcję turystyczną stanowi zespół średniowiecznych murów obronnych (XIII-XV w.), po których można spacerować wokół całego miasta. Z góry doskonale widać stare kamieniczki z zawsze brązowymi dachami. Innych nie ma. I ani jednej anteny, ani jednego talerza telewizji satelitarnej! Nic nie może szpecić jedynej w swoim rodzaju średniowiecznej panoramy. Myśl o wyprowadzeniu z Murten samochodów jednak zarzucono – miasto musi normalnie żyć, inaczej zamienia się w atrapę, staje się martwe.
Jest kilka zabytków starszych – barokowa Wieża Berneńska z zegarem z 1712 roku z jedną tylko wskazówką, ratusz z klasycystyczną fasadą i zamek z XVIII wieku. Na dziedzińcu zamkowym, a także w kościołach – protestanckim, czyli Deutsche Kirche i katolickim, zwanym Französische Kirche – odbywa się w sierpniu festiwal muzyki poważnej Murten Classic. W tym roku z trzema koncertami wystąpiła tu polska orkiestra Sinfonia Varsovia.
Ważne dla łasuchów: Murten słynie ze swojego Nidelkuchen, ciasta wypiekanego od trzech pokoleń w firmie Aebersold w sercu Starego Miasta. Jest to rodzaj słodkiej tarty z kilkoma warstwami tłustej śmietany i karmelu. Rozpływa się w ustach.

Zwycięska bitwa

O bitwie pod Murten dzieci uczą się w szkołach. W 1475 roku król Burgundii Karol Śmiały, nazywany też czasem Zuchwałym, wypowiedział Konfederacji Szwajcarskiej wojnę. Dostał baty już w pierwszej bitwie pod Grandson, ale to go nie zniechęciło. 22 czerwca 1476 roku doszło do drugiej bitwy, pod Murten właśnie. Był to prawdziwy pogrom! Zginęło 10 tysięcy burgundzkich rycerzy, a ich zwłoki wrzucono do jeziora Murten. Później zwycięzcy ułożyli stos kości, który jeszcze po trzystu latach, na początku XIX wieku lord Byron oglądał i opisał w „Wędrówkach Childe Harolda". Porównywał Murten do bitwy pod Maratonem, zachwycając się odwagą i walecznością Szwajcarów: Morat! the proud, the patriot field!
Z pola walki król Karol ledwie uszedł z życiem, poległ zresztą rok później w bitwie pod Nancy. Straty własne Związku wyniosły tylko 410 poległych, a sława taktyki wojennej Szwajcarów rozniosła się szeroko po świecie. Ponadto, jak pisze w swojej „Europie" Norman Davies, „miażdżące zwycięstwo Szwajcarów nad Burgundią w latach 1474-1476, kiedy po raz pierwszy poniesiono na pole bitwy czerwony sztandar z białym krzyżem, przysporzyło Związkowi szereg nowych członków – Fryburg i Solurę (1481), Bazyleę i Szafuzę (1501), a także Appenzell (1513)".
A dziury po pociskach z burgundzkich armat do dziś są widoczne na murach obronnych Murten.

Z armaty do słonia

Ulica Słonia? Do dziś tak się mówi, choć na planie miasta nie figuruje ani Elefantgasse, ani Elefantalle. Rodowity mieszkaniec Murten bez trudu jednak wskaże to miejsce: Rathausgasse. Miały tu miejsce tragikomiczne wypadki latem 1866 roku, kiedy zjechał do miasta cyrk „Bell & Myers" z Ameryki. W nocy po występie doszło do nieszczęścia: indyjski słoń po 14 latach wiernej służby zbuntował się, wpadł w szał, zabił swojego tresera i uciekł. Rycząc, niszczył wszystko, co napotkał na drodze. Przerażonym mieszczanom udało się w końcu zagnać go do klatki. Zdecydowali, że słonia należy zabić. Ale jak pozbawić życia tak wielkie i agresywne zwierzę? Wezwano na odsiecz wojsko z Fryburga. Dowódca plutonu artylerii nie namyślał się długo: Cel pal! I słoń padł od jednego strzału z sześciofuntowej armaty.
Odarto zwierzę ze skóry, poćwiartowano, a mięso następnego dnia sprzedano na targu (0,2 franka za funt). Władze miasta postanowiły wypchanego słonia pokazywać publiczności w specjalnie zbudowanym pawilonie. Jednak inwestycja nie przyniosła spodziewanych zysków. Szkielet został więc sprzedany za 3 tysiące franków do Muzeum Historii Naturalnej w Bernie, a ostatecznie trafił do Instytutu Anatomicznego tamtejszego uniwersytetu. Skóra zaginęła w latach 30. minionego wieku, prawdopodobnie wyrzucono ją na śmietnik.

{gallery}18784{/gallery}
Kula armatnia pozostała w Murten, można ją do dziś oglądać w tamtejszym muzeum.

Zielony raj

Po drugiej stronie Murtensee leży Mont-Vully, zielone wzgórze nazywane czasem fryburskim Beverly Hills. Tonące w kwiatach eleganckie posiadłości nad jeziorem, piękne pejzaże, łąki, pola, lasy, a przede wszystkim winnice na słonecznym stoku. Maleńkie w porównaniu z tymi nad Jeziorem Genewskim, najmniejsze w całej Szwajcarii – zaledwie 150 hektarów, ale pełne uroku.
W piwniczkach Mont-Vully odbywają się oczywiście degustacje szlachetnych trunków. Produkuje się tu głównie lekko musujące białe wino Chasselas, a także Pinot Noir. Do obu świetnie pasuje regionalny specjał: Vullykuchen, tarta na słono z kminkiem i kawałkami boczku. Danie pyszne, choć bardzo proste. W prawdziwym Beverly Hills pewnie nie zrobiłoby kariery.

a