Wydrukuj tę stronę
piątek, 11 maj 2012 15:34

Birma - rejs wśród świątyń Wyróżniony

Napisane przez
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Birma - rejs wśród świątyń fot. Cezary Rudziński

Musimy wypłynąć wcześnie rano, aby do celu – historycznego birmańskiego miasta Pagan - dopłynąć przed zmierzchem. Mandalaj dzieli od niego szosą niespełna 280 km. Samolotem 25 minut lotu. Autobusem co najmniej 7 godzin. Ale najciekawsze są rejsy po rzece Irawadi. 

Irawadi wypływa w południowo–wschodniej Wyżynie Tybetańskiej w Chinach i po pokonaniu blisko 3 tysięcy kilometrów drogi na południe, wpada do Morza Andamańskiego, części Oceanu Indyjskiego. Ma ogromne dorzecze – 430 tysięcy kilometrów kw., czyli większe od obszaru całej Polski oraz imponującą deltę 30 tysięcy kilometrów kw. Różnice w poziomie wody między porą sucha i deszczową sięgają w dolnym biegu 10–11 metrów.

To nad tą rzeką zakładano kolejne, historyczne stolice birmańskich królestw. Z wyjątkiem aktualnej, od 2005 roku, Nay Pyi Taw położonej około 80 km w linii prostej od jej nurtu. Irawadi jest nie tylko wodnym szlakiem towarowym, ale również pasażerskim. Kursują po niej także, chociaż nieliczne, duże jednostki. Za najlepszą uchodzi „Road to Mandalay" – „Droga do Mandalay". Luksusowym i odpowiednio drogim, zbudowanym w Niemczech 4-pokładowym, długim, białym parowcem pływają niemal wyłącznie cudzoziemcy, zwiedzając na trasie najcenniejsze zabytki oraz najciekawsze miejsca.

{gallery}7414{/gallery}

Dominują jednak statki niewielkie, zabierające po kilkadziesiąt osób. Przeważnie bez kajut. Jednym z nich właśnie płyniemy. Przystań rzeczna w Mandalaj, z której wyruszamy, jest więcej niż prymitywna. Pora deszczowa minęła już dosyć dawno. I chociaż do szczytu suchej pozostało jeszcze trochę czasu, poziom wody nie jest zbyt wysoki. Do zacumowanego przy brzegu w drugiej linii stateczku schodzimy dosyć stromymi schodami na skarpie, a następnie przez jakiś stateczek wchodzimy po prymitywnych, drewnianych deskach udających trapy, na właściwy pokład.

Odbijamy, ruszamy z nurtem rzeki najpierw na południe, aby później skręcać na zachód i południowy zachód. W promieniach porannego, ostrego słońca coraz wyraźniej lśnią złote stupy i kopuły pagód Wzgórza Mandalaj na lewym, wschodnim brzegu rzeki.

Stupy i pagody w zasięgu wzroku wydają się być wszędzie. Wspinają się na zielone wzgórza, wychylają swoje wieże i kopuły spoza ich grzbietów oraz krawędzi. Mijamy Saigaing, jedno z głównych w Birmie centrów buddyzmu.

Nad rzeką, ale także w sąsiednich dolinach, znajduje się kilkaset klasztorów, pagód, stup oraz budynków mieszkalnych. Niektóre stoją niemal nad nurtem, na dosyć wysokich o tej porze roku skarpach. Inne w odległości nawet paru kilometrów. Widzę klasztory obudowane murami, ale także budowle i ich zespoły dostępne ze wszystkich stron. Dopiero od strony rzeki widać, jak rozległe i piękne jest to miejsce. Przy brzegu cumują stateczki towarowe i pasażerskie, niezliczone łodzie oraz promy.

Ruch na wodzie jest spory. Przepływamy pod, chyba co najmniej dwukilometrowej długości żelaznym mostem Inwa Tada. Jeszcze niedawno był on jedynym na całej birmańskiej długości rzeki łączącym jej brzegi.

Ale po kilkudziesięciu minutach mijamy kolejny most, wyraźnie nowy, stojący na masywnych, ceglastego koloru betonowych podporach wbitych w dno. Jedna trzecia ich wysokości jest szara, wymyta przez nurt. Wskazuje jak wysoki bywa poziom rzeki w porze deszczowej. Widoki z pokładu robią się na kilka godzin dosyć monotonne. Irawadi płynie bowiem na tym odcinku przez równinę bez zabytkowych miejscowości. Na brzegach widzę niewielkie, biedne wioski. Migają małe stupy i ich skupiska. Ludzie pracują na polach, rybacy łowią z łodzi.

Po kolejnej godzinie na prawym brzegu pojawia się miasto Pakokku. Jest w nim oraz w jego okolicach kilka klasztorów, z których za najciekawszy uważany jest Pakhanngeh Kyaung. Natomiast monaster Myo Mia Ahle zasłynął w 2007 roku z protestu mnichów.

Słońce jest coraz niżej na nieboskłonie, zbliżamy się do celu podróży. Na lewym brzegu coraz liczniej pojawiają się zabytkowe, głównie ceglane budowle. Dotarliśmy do nadrzecznej części Równiny Dwóch Tysięcy Pagód na lewym, wschodnim brzegu Irawadi. Mijamy Nyaung U, jedno z miejsc w okolicach Paganu. Niespełna 3 kilometry dalej na południowy zachód zaczyna się Stary Pagan. Jedno z najważniejszych zabytkowych miast w Birmie i jej średniowieczna stolica. Na rzece jest coraz więcej łodzi i stateczków. Przy brzegu cumuje słynny, wspomniany już luksusowy statek pasażerski „Road to Mandalay".

To, co widzę na brzegu jest trochę szokujące, chociaż do birmańskiej nędzy zdążyłem się już trochę przyzwyczaić. Kilkanaście, może kilkadziesiąt prymitywnych, w większości krytych chyba trzciną drewnianych chat. Trochę krzątających się ludzi, jakiś trójkołowiec czekający na potencjalnych pasażerów. Dobijamy do przystani. Natychmiast otacza nas grono dziewcząt i kobiet oferujących bransolety z laki, jakieś szale i inne upominki.

Wsiadamy do niewielkiego autokaru. Niemal tuż za wioską zaczynają się średniowieczne mury i zabytkowe budowle sakralne Starego Paganu, strefy archeologicznej znajdującej się na Liście Dziedzictwa UNESCO.

Pagan to miasto o wielowiekowej historii, centrum zabytkowego regionu, dla którego konkurencją może być tylko kambodżańska Angkor. Tutejszą równinę nazywają cmentarzyskiem kultury średniowiecznej Birmy. W mieście i jego okolicach, na liczącej 40 kilometrów kw. powierzchni, wzniesiono w przeszłości kilkanaście tysięcy budowli sakralnych: klasztorów, pagód, stup oraz świeckich: pałaców, bibliotek i innych obiektów. Zachowało się, przynajmniej w ruinach, ponad 4 tysiące. Z czego ponad 2,2 tysiąca można zwiedzać. Zobaczenie z bliska wszystkich wymagałoby jednak tygodni, a nawet miesięcy.

Historia tego niezwykłego miasta ginie w mrokach dziejów. Wiadomo, że ludzie osiedlali się tu już w II wieku n.e. Według przekazów to władca ludu Pyu przybył z nim na to miejsce, które stało się jego stolicą od V do IX wieku. Mury miejskie wzniesione zostały do roku 849 podczas panowania króla Pyinbya. Ale do historii i w „złoty wiek" wprowadził Pagan dopiero król Anawratha. Podobno był to 42. władca dynastii pagańskiej, który wstąpił na tron w roku 1044. Pyinbya zjednoczył kraj, przyjął i wprowadził buddyzm therawada. Rozpoczął też budowę pierwszej, wspaniałej i zachowanej do naszych czasów, świątyni Shwezigon.

W swojej wierze, jak wielu neofitów, był tak zachłanny, że odebrał Monom, którzy go nawrócili, święte księgi buddyjskie tripitaka. Do ich przewiezienia potrzebnych było podobno 30 słoni. Jego następcy wznosili w XI, XII i XIII wieku kolejne wspaniałe budowle. Wydatki na te budowle przekroczyły możliwości gospodarcze i wytrzymałość ludności, powodując osłabienie kraju. A druzgocący cios zadały mu w 1287 roku hordy mongolskiego chana Kubilaja.

Wiadomo, że do Paganu dotarł w 1298 roku Marco Polo. Później został on opuszczony i przez kilka wieków było o nim głucho. Budowle powoli niszczały. W odróżnieniu jednak od Kambodży czy Ameryki Środkowej, w których pochłaniała je dżungla, nad Irawadi na suchym, porośniętym tylko niewysokimi krzewami obszarze, był to proces powolny.

I tak było aż do czasów kolonialnych. Wspaniałe, opuszczone gdzieś w północnej części kraju średniowieczne budowle, stosunkowo późno wzbudziły zainteresowanie podróżników i naukowców. Drugi po chanie Kubilaju cios Paganowi zadało silne trzęsienie ziemi w 1975 roku. Wiele zabytkowych budowli legło w gruzach, ale uszkodzone zaczęto odbudowywać i remontować, co trwa zresztą nadal. Jest ich bowiem naprawdę niewyobrażalna liczba.

Aby móc swobodnie dokonywać rekonstrukcji zabytków i uniemożliwić ich dalsze niszczenie, birmański rząd wysiedlił mieszkańców w 1990 roku z obrębu średniowiecznych murów Paganu, nazywanego od tamtej pory Starym. Przeniósł ich na pusty teren, 5 kilometrów dalej na południe. W ten sposób powstała wieś Nowy Pagan.

{jumi [*6]}

Artykuły powiązane

© 2019 KURIER365.PL