Wydrukuj tę stronę
środa, 17 październik 2012 13:16

Ustka: Bunkry Bluchera nową atrakcją

Napisane przez
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Bunkry w Ustce Bunkry w Ustce fot. Cezary Rudziński

Ustce – uzdrowisku, portowi rybackiemu i popularnej miejscowości wypoczynkowej na środkowym wybrzeżu przybyła nowa atrakcja: Park spotkań z historią. Powstał on na wydzierżawionym od miasta terenie, na którym znajdowały się zasypywane przez nadmorskie wydmy i porośnięte lasem poniemieckie bunkry oraz umocnienia wojskowe.

Obecnie bunkry są już w znacznym stopniu oczyszczone, zbadane oraz udostępnione do zwiedzania. Oprowadzał nas – grupę dziennikarzy SD-P „Globtroter" zaproszonych przez Pomorską Regionalną Organizację Turystyczną w Gdańsku – przewodnik Marcin Baranowski ubrany w mundur przedwojennego szeregowca Wojska Polskiego.
Bunkry Baterii Blüchera zbudowało hitlerowskie lotnictwo – Luftwaffe jako tajny obiekt na wydmach nad Bałtykiem, na zachodnim brzegu ujścia rzeki Słupi. Jej patronem został pruski feldmarszałek, książę Gerhard Leberecht von Blücher, który wraz z brytyjskim marszałkiem, księciem Arthurem Wellesley'em Wellingtonem odniósł zwycięstwo nad Napoleonem I pod Waterloo 18 czerwca 1815 r.
W młodości, jako urodzony i wychowany na należącej wówczas do Szwedów Rugii, Blücher służył w kawalerii szwedzkiej. Podczas wojny siedmioletniej wzięty do niewoli przez pruskich rodaków – huzarów ze Słupska - przeszedł na ich stronę. Z garnizonem w tym mieście związany był przez kilkadziesiąt lat, dowodził też stacjonującym w nim pułkiem huzarów, zostając później nawet jego patronem. Pułk ten z numerem 5 aż do klęski III Rzeszy w 1945 r. nosił jego imię.

 

Cel: ominąć „polski korytarz"

Wróćmy jednak do usteckiej baterii. W połowie lat 30-tych XX wieku władze hitlerowskie postanowiły zbudować w ówczesnym Stolpmünde – Słupioujściu, jak miasto to nazywane było po II wojnie światowej zanim ostatecznie zostało Ustką - wielki port handlowy. Miały być przez niego kierowane niemieckie towary do Gdańska, wówczas Wolnego Miasta, z ominięciem tzw. „polskiego korytarza" oddzielającego główne terytorium III Rzeszy od należących także do niej Prus Wschodnich.

Port o tak strategicznym znaczeniu musiał być ufortyfikowany i należycie broniony przed rozdmuchiwanym przez hitlerowską propagandę „polskim zagrożeniem". Hitlerowskie lotnictwo – Luftwaffe, zbudowało więc, w ścisłej tajemnicy, zanim jeszcze na dobre ruszyła budowa nowego portu, betonowe bunkry i stanowiska baterii przeciwlotniczej i zaporowej. Nie jest jasne, czy została ona całkowicie ukończona przed wybuchem wojny. Wiadomo natomiast na pewno, że okazała się zupełnie nieprzydatna i w 1939 r. nie oddała ani jednego strzału. Ogromne pieniądze, podobnie jak w przypadku rozpoczętej budowy później niepotrzebnego portu, okazały się wyrzuconymi nie tyle w błoto, co w nadbałtyckie piaski.

 

Nad kąpieliskiem dla panów

Bezpośrednio nad morzem, poniżej nie zalesionych piaszczystych wydm, na których później zbudowano bunkry i stanowiska artyleryjskie, od połowy XIX wieku aż do okresu międzywojennego istniało kąpielisko dla mężczyzn. Obowiązywało wówczas absolutne rozdzielenie płci na plażach. Urlopowicze ze Stoplemünde musieli przeprawiać się do niego promem przez Słupię na jej zachodni brzeg. Kobiety miały do swojego kąpieliska bliżej. Wspomniany obszar na zachodnim brzegu rzeki został w 1937 roku zamknięty dla ruchu turystycznego i przejęty przez wojsko.
Luftwaffe zbudowało na nim sześć bunkrów, działobitni oraz pomieszczeń technicznych. Potem zamaskowało je, sadząc na wydmach drzewa i krzaki. Jednym z najważniejszych było stanowisko dowodzenia z 4-metrowej szerokości dalmierzem z systemem przeliczeniowym, przykrytym pancerną kopułą. Służył on do ustalania parametrów prowadzenia ognia przez działa przeciwlotnicze kalibru 8,8 cm ustawione na lawetach cokołowych, a prawdopodobnie także armaty 10,5 cm .
Miały one zasięg do 17 km na odległość oraz 12 km w górę. Jak obliczono w sztabie Luftwaffe, do zestrzelenia ciężkiego bombowca alianckiego pierwsze z nich musiały oddać, statystycznie, 16 tys., a drugie 6 tys. wystrzałów. Była to więc bardzo kosztowna obrona. Nieco w oddali ze względów bezpieczeństwa znajdował się bunkier amunicyjny. Bunkry miały połączenia wewnętrzne, poszczególne obiekty łączyły umocnione przejścia.

 

Polski wywiad znał tajemnicę

Mimo ściśle tajnego charakteru tej baterii i zespołu jej bunkrów, polski Sztab Główny wiedział o nim doskonale. Miał nawet jego „Strenggeheime" – ściśle tajne plany otrzymane od agenta naszego wywiadu. Informacje te nie zostały jednak wykorzystane przez Wojsko Polskie. Nie było zresztą takiej potrzeby, nie mówiąc już o ewentualnych możliwościach, gdyż był to obiekt o charakterze obronnym, a Polska nie zamierzała atakować III Rzeszy.

{gallery}9751{/gallery}
Polski agent Heinrich Katlewski, księgowy w UU Kriegsmarine, zapłacił jednak głową za dostarczenie tych oraz wielu innych tajnych planów i informacji, do których miał dostęp. Nasz wywiad nie zdążył bowiem zniszczyć we wrześniu 1939 r. archiwum agentów i wpadło ono w ręce hitlerowców. Po wybuchu II wojny załogę baterii przeniesiono w inne miejsce. Po wojnie krótko kwaterowali tu żołnierze radzieccy, później bunkry zaczęły zasypywać piaski wydm oraz porastać las i inna roślinność. Dopiero od niedawna są one oczyszczane, badane i udostępniane do zwiedzania.
Prace te są i jeszcze będą kontynuowane. Na terenie Baterii postawiono tablice informacyjne oraz, aby zwiększyć jej atrakcyjność, dwa działa i trochę innego polskiego sprzętu wojskowego z demobilu. Dla turystów jest też stragan z różnymi pamiątkami i akcesoriami militarnymi. Ustka ma więc nową atrakcję, która przyczyni się, być może, do wydłużenia krótkiego przecież nad Bałtykiem sezonu urlopowego.

{jumi [*6]}

Artykuły powiązane

© 2019 KURIER365.PL