Że pogoda będzie fatalna - można się było tego spodziewać w lutym. Ale okazja odgoniła rozsądek - bilet autobusowy do Wilna za 12 zł w jedną stronę! Ku mojemu zdziwieniu nie było niewygodnych siedzeń, pijanego kierowcy, spadających na głowę półek, niespodziewanych awarii. Jechało się całkiem wygodnie i przyjemnie. Tylko potem znajomy żartobliwie pytał, czy w cenę wchodził dowóz bagażu. He, woda mineralna była w cenie!
Po 7 godzinach ukazało się naszym oczom spowite śnieżną zamiecią Centrum Handlowe „Panorama". Postanowiliśmy jak najszybciej dotrzeć do schroniska Vilnius Youth Tourist Centre, w którym mieliśmy spędzić trzy noce na Litwie. To nie było takie proste! Przez tą zamieć ledwo co dostrzegliśmy górę Giedymina, stare kamienice na prospekcie Giedymina czy urocze zaułki już na Użupis, dzielnicy naszego pobytu. Nas, zasypanych śniegiem, zdyszanych własną nieporadnością Polaków, powitała dozorczyni – Litwinka w starszym wieku. Wytłumaczyła, na którym bazarku mąż kupi czapkę, gdzie zjemy tanie i smaczne cepeliny i napijemy się domowego piwa, co trzeba zwiedzić, czego nie trzeba, jaką trasę podążać, aby udało się zwiedzić Wilno w jeden dzień.
Swoją serdecznością wynagrodziła niewygody skromnego schroniska, które głównie stanowi bazę dla przyjezdnych „stroitieli" (czyli budowlańców) i amatorów gry w „szachmaty", atrakcji organizowanej przez pensjonat lub jakąś pobliską szkołę. Im mrówki w kuchni, zaduch i wąskie tapczaniki w pokojach nie przeszkadzają. Liczy się za to cena - 34 lity (ok. 40 zł) za nocleg przy samej Starówce. Warto się przemęczyć. Obok schroniska znajdowała się knajpa urządzona w swojskim stylu, w której Litwin w okolicy czterdziestki opowiedział nam o kulturze pubowej Litwy . Ci młodsi, urodzeni po 80. Roku coraz częściej po pracy zaglądają do barów, żeby napić się warzonego na miejscu piwa. Taką modę przywieźli z Zachodu, podróżując albo emigrując za pracą. Ci starsi ciągle wolą w domach zjeść tradycyjny obiad. Zachęcał nas do spróbowania blinów, ale wspominał też polskie flaki, które można zjeść pod warunkiem, że zapomni się, z czego są sporządzone. Mówił trochę po angielsku, jak wielu napotkanych przez nas Litwinów, co nas w Wilnie pozytywnie zaskoczyło. Jeśli nie umieli po angielsku, to pomagali po rosyjsku. Chociażby jak kobieta, które dzień później po południu zaprowadziła mnie na Cmentarz na Rossie. Tam, gdzie spoczywa serce Józefa Piłsudskiego.
Użupis (Zarzecze) leży za Wilenką, dopływem Wilii. Podobno jest ulubioną dzielnicą wileńskich artystów, porównywaną do paryskiego Montmartres'u. Aby dojść do centrum ze schroniska, należy przejść przez most, na którym wiszą kłódki z imionami, nazwiskami i datami. Dopiero w Polsce udało mi się dowiedzieć, że jest to „Most zakochanych". Na Zarzeczu stoi pomnik Aniołka, pod który przyjechali goście weselni bez młodej pary, aby zrobić sobie zdjęcie. Do tej pory mnie zastanawia ten zwyczaj... U nas chyba nie ma takich miejsc - choć kiczowatych, to sympatycznych.
Tuż przy moście Adam Mickiewicz z zaciśniętymi pod brodą dłońmi bezradnie szuka inspiracji i pomysłów. Dalej znajduje się zespół architektoniczny Kościołów św. Anny i Bernardynów. Do budowy pierwszego z nich na przełomie XV i XI w. użyto aż 33 rodzajów cegieł. Zasłużenie kościół o lekkiej, strzelistej kompozycji nazywa się perełką płomienistego gotyku. W drugim, masywnym i rozłożystym budynku, wzniesionym w XIX w., do dziś można podziwiać piękne freski i 11 barokowych ołtarzy.
Z Góry Trzech Krzyży, na którą decydujemy się wejść parkowym, oblodzonym chodnikiem, rozpościera się jeden z najpiękniejszych widoków na Wilno. Legenda głosi, że w tym miejscu Litwini, dążący – mimo chrztu Litwy w 1387 roku – do zachowania pogaństwa ukrzyżowali siedmiu głoszących chrześcijaństwo franciszkańskich mnichów. Stojące tam Trzy Krzyże to projekt Antoniego Wiwulskiego z 1916 roku. W 1950 roku władze radzieckie wysadziły je w powietrze i dopiero w 1989r. zostały odbudowane wg przedwojennego projektu.
Z drugiej strony podnóża Góry Trzech Krzyży wkraczamy na kolejną górę - z Zamkiem Giedymina, Ten wielki książę litewski w 1323 r. zaczął listownie zapraszać rzemieślników i kupców zachodnich i tę datę uznaje się za datę założycielską miasta. Na szczycie zamkowej wieży powiewa żółto-zielono-czerwona litewska flaga, która pierwszy raz zawisła tu 1 stycznia 1919 r. i symbolizuje niepodległość kraju. Postawiamy z góry zjechać windą, aby dalej już nie moczyć stóp. Na dole grozi nam więzienie... Tak! Kiedy my tłumaczymy kasjerce przy bramce biletowej, że na górze nie było żadnej informacji o opłacie, ona chce wzywać ochronę i „poselstwo". A my nie mamy przy sobie 2 litów, bo jeszcze nie zdążyliśmy wymienić pieniędzy. Po dziesięciu minutach negocjacji, kobieta puszcza nas wolno.
Znajdujemy się w historycznym sercu Wilna, od którego powinniśmy zacząć zwiedzanie. Plac Katedralny. Głównymi akcentami są bazylika archikatedralna i dzwonnica. Pierwsza katedra powstała tu na miejscu pogańskiej świątyni dla upamiętnienia chrztu króla Litwy Mendoga w 1251 roku. Pogańskie zwyczaje odzwierciedla pomnik Światowida, a podobizna Mendoga prezentuje się dumnie i władczo obok Muzeum Sztuki Użytkowej i Muzeum Narodowego. Nieopodal pną się w górę mury Pałacu Władców, budynku reprezentacyjnego dawnego Zamku Dolnego. W oddali, po drugiej stronie Wilii widać, bliźniaczo podobne do budynku Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego, zielone Muzeum Energetyki.
{gallery}6480{/gallery}
Na terenie Placu czerwonymi płytami zaznaczone są dawne mury obronne miasta. W 1989 roku przy dzwonnicy zaczynał się długi na 596 km Bałtycki Łańcuch utworzony z rąk ludzkich. Zwiastował zbliżającą się niepodległość trzech krajów bałtyckich. Mamy też tabliczkę z podobizną Jana Pawła II. Jego postać przypominana jest w różnych miejscach w Wilnie jako wspomnienie pielgrzymki w 1993 roku. Był on pierwszym papieżem w historii, który odwiedził Litwę.
Pora na litewski obiad. Obowiązkowo kołduny w prawdziwej litewskiej kołudniarni i ciemne, warzone piwo w miłej knajpce na Starówce. A na deser – spacer romantycznymi deptakami. W 1994 roku Senamestis, tzn. Stare Miasto wpisane zostało na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO.
Chcielibyśmy zwiedzić wszystkie kościoły w Wilnie, ale jest ich aż 40. Zaglądamy tylko do tych z przewodnika: św. Katarzyny ze znajdującym się obok pomnikiem Stanisława Moniuszki, najstarszego w Wilnie Kościoła św. Mikołaja, akademickiego kościoła św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty, pełnych barokowego przepychu Kościoła Wszystkich Świętych czy Kościoła św. Teresy czy klasztor bazyliański, w którym w czasach carskich byli przetrzymywani polscy filareci i filomaci, w tym Adam Mickiewicz i Ignacy Domeyko. Spore wrażenie robi świątynia grekokatolicka, w której trwają przygotowania do pogrzebu.
I najważniejszy zabytek, bez którego wycieczka do Wilna, byłaby „niezaliczona" – wileńska Ostra Brama ze słynącym z cudów obrazem Najświętszej Marii Panny Matki Miłosierdzia. Litwini wierzą, że Maryja chroniła ich od XVII w. przed wojnami i pożarami. Jest uważana za symbol wolności i państwowości. Świadectwa wdzięczności za otrzymane łaski pokazują liczne wota, zostawiane przez wiernych, a także ich wpatrzone w obraz oczy. Ostra Brama jest także jedyną zachowaną bramą fortyfikacji miejskich.
Dziedziniec Uniwersytetu Wileńskiego sprawia, że zaczynam czuć wreszcie ducha tego miasta – jego idee, historie, osobowości. Pierwszym rektorem był Piotr Skarga. Tu studiowali...ech! długo by wymieniać, np. Paweł Jasienica, Józef Ignacy Kraszewski, Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki Czesław Miłosz! Warto zobaczyć, choćby z zewnątrz, siedzibę Prezydenta Litwy i parlamentu litewskiego, a także Ratusz Wileński. Ale prawdziwe życie w Wilnie czuć dopiero na targu obok dworca kolejowego i autobusowego. Tam, gdzie pachnie surowymi wędlinami, razowym wileńskim chlebem i sękaczem. Jeden dzień to zdecydowanie za mało na Wilno, ale wystarczy, aby się nim zarazić i przy okazji, jeśli to odbywa się w lutym, przeziębić ;-).
{jumi[*6]}