Etiopia leży w północno-wschodnim rogu Afryki. W wieloetnicznym społeczeństwie dominują Amharowie - ortodoksyjni chrześcijanie, co w tej części świata jest wyjątkiem. Dlatego kraj bywa nazywany wyspą czarnego chrześcijaństwa wśród morza islamu. Etiopczycy przyjęli wiarę bezpośrednio z Jerozolimy, jako drugi po Armenii kraj świata. Stało się to już w IV w. Gdy na południe ruszyła ekspansja islamu, zostali od świata chrześcijańskiego odcięci. Dlatego do dziś ich sposób wielbienia Chrystusa jest taki jak przed wiekami.
Anioły uniosły króla
Każdy przyjeżdżający do Etiopii turysta musi zobaczyć wykute w litych skałach kościoły w Lalibeli. Miasto znane wcześniej jako Roha było stolicą dynastii Zagwe, która panowała od X do XII w. Obecna nazwa to imię najwybitniejszego potomka tej dynastii, panującego w XII stuleciu, króla Lalibeli. Legenda głosi, że Lalibela urodził się jako brat króla. Pewnego razu, gdy był jeszcze młody, obsiadł go rój pszczół, co matka uznała za znak, że to on powinien być władcą. Panujący władca nie był tym zachwycony i rozkazał pretendenta otruć. Trucizna zadziałała w niespodziewany sposób - Lalibela przez trzy dni spał. Podczas snu został przeniesiony przez anioły do nieba, gdzie zobaczył miasto świątyń wykutych w skałach. Jego kopię miał zbudować na ziemi. Jednocześnie panującemu królowi Bóg we śnie nakazał abdykować na rzecz brata. Lalibela, natychmiast gdy został koronowany, rozpoczął poszukiwanie na całym świecie najlepszych architektów i artystów, by boski nakaz urzeczywistnić. Przy budowie przez ponad 20 lat pracowało 40 tysięcy robotników i -jak głosi legenda - aniołowie, którzy w nocy wykonywali po dwakroć taką pracę, jak ludzie za dnia.
Skarby Nowej Jerozolimy
Gdy powstało 11 świątyń król uznał pracę za zakończoną. We śnie nawiedził go wtedy Św. Jerzy. - Wzniosłeś tyle świątyń, ale żadnej dla mnie - usłyszał i zbudował dwunastą.Kościoły Lalibeli nikogo nie pozostawią obojętnym. Dwa spośród nich zostały w całości wykute w jednolitej bryle czerwonego wulkanicznego tufu. Potężne budowle są właściwie niewidoczne aż do chwili gdy zbliżymy się do nich dosłownie na wyciągnięcie ręki. Wydają się absolutnie nierzeczywiste, stworzone nadludzką mocą. Skalne świątynie można podziwiać w innych miejscach na świecie, ale tylko tu wykuto nie tylko wewnętrzną przestrzeń, ale także fasady i mury zewnętrzne. Czemu nie wzniesiono ich z kamienia? Odpowiedzi nie znamy do dziś. Jedna z tez głosi, że taki sposób chroniono je przed zniszczeniem w razie wrogiego najazdu. Rzeczywiście dla niewtajemniczonych są niewidoczne. Największy -Biete Emmanuel - czyli kościół Emanuela, ma 33 m długości, 23 m szerokości i 12 m wysokości. Jest największym monolitycznym kościołem na świecie. Służył rodzinie królewskiej. Nowa Jerozolima - jak nazywana jest Lalibela - to również podziemne, mroczne korytarze, w których słychać kroki diakonów. Największy zachwyt budzi, położony nieco na uboczu, ostatni kościół - wykuta w jednolitej skale świątynia pod wezwaniem św. Jerzego. Ma charakterystyczny kształt symetrycznego krzyża. Przed wyjazdem do Etiopii dużo czytałam na temat Lalibeli, ale to, co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Kościoły te określane są najmniej znanym, ósmym cudem świata i na to miano w pełni zasługują.
{gallery}597{/gallery}
Studenci i pilnujący butów
Z czasem stołeczna Lalibela traciła na znaczeniu i dziś jest małą miejscowością, w której większość domów to, podobnie jak w okolicznych wsiach, tukule - okrągłe chatki pokryte strzechą.W porze deszczowej do Lalibeli można dotrzeć tylko samolotem. Gdy pojawi się tu obcy, natychmiast obstępują go chłopcy, oferujący pomoc przy zwiedzaniu. Inni trudnią się żebractwem. - Jestem sierotą, w domu zostawiłem czwórkę młodszych braci trudno się zdobyć na współczucie, gdy identyczną historię opowiada dziesiąte dziecko. Inni wybierają metodę „na studenta". - Nie mam na zeszyty, a bardzo bym chciał się uczyć słyszy turysta. Albo tak: - Mój kolega ma słownik amharsko-angielski i chce mi go sprzedać za 10 dolarów. Sądząc po wyglądzie, słownik został już sprzedany dziesiątki razy. Inny popularny w Etiopii zawód to „pilnujący butów". Do kościołów wchodzi się tu boso, więc przy każdym mają moc roboty. Jak wspominałam, Lalibela to dla etiopskich chrześcijan Nowa Jerozolima. Lokalny przewodnik opowiedział historię, która nie ucieszy zwolenników politycznej poprawności za wszelką cenę. Połowę ludności dzisiejszej Etiopii stanowią muzułmanie. Mieszkają też w Lalibeli, gdzie nie było meczetu. Wspólnota islamska zwróciła się do władz z prośbą o zezwolenie na jego budowę. Odpowiedź brzmiała: Nie ma problemu, zgodzimy się na wybudowanie islamskiej świątyni w naszym świętym mieście pod jednym warunkiem. W ramach wzajemności dostaniemy zgodę na budowę kościoła w Mekce. Jak łatwo się domyślić, meczetu w Lalibeli nie ma do dziś.
Stałam się atrakcją
Świątynie Lalibeli, choć wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO nie są muzeum, oprawiane są w nich nabożeństwa, na których gromadzą się setki wiernych. W okolicznych górach jest jeszcze wiele mniejszych skalnych kościołów. By zobaczyć jak wyglądają etiopskie religijne festiwale (nie wiem czy to dobre słowo, ale inne nie przychodzi mi na myśl), wybrałam się do położonej kilkadziesiąt kilometrów od Lalibeli wsi, gdzie odbywało się coś w rodzaju naszego odpustu. Wyjechałam wcześnie rano gruntową drogą, po drodze mijałam zdążających na uroczystość pielgrzymów. Z daleka, na wzgórzu nad wsią dostrzegłam tysiące zgromadzonych wiernych. Czuwali tu od poprzedniego wieczora całą noc medytując, modląc się i śpiewając religijne pieśni. Tu też znajduje się kościół wykuty w skale, nie tak imponujący jak te w Lalibeli, ale dla miejscowej ludności równie ważny. Przed świątynią wyeksponowano obraz przedstawiający świętego Jerzego - patrona świątyni. Przecisnęłam się przez tłum, by do niej wejść. Do mrocznego wnętrza prowadził niewielki otwór w skale. W środku było tak duszno, że szybko stamtąd uciekłam. Poczekałam na zewnątrz, aż kapłani, chromający się od słońca pod barwnymi parasolami, uformują procesję. Na jej czele niesiono święty obraz. Procesja przeszła na pobliską łąkę, gdzie rozpoczęły się modły. Kapłani i zgromadzeni wierni tańczyli i śpiewali. Przybyła nawet kompania reprezentacyjna miejscowej policji, by zademonstrować pokaz musztry.
Dla zgromadzonych ludzi byłam egzotyczna jak oni dla mnie. - Większość dzieci i niektórzy dorośli nigdy nie widzieli białego człowieka - zapewniał mój przewodnik Habtamu. I była to, choć trudno w XXI w. uwierzyć, prawda. Tej wsi nie odwiedzają turyści, nie ma w niej elektryczności, a zatem i telewizji.
{jumi [*9]}