środa, 25 kwiecień 2018 13:04

Monika Witkowska: Horn na trawersie

Napisane przez Cezary Rudziński
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Drugie w życiu opłynięcie, tym razem maleńkim jachtem, słynnego Przylądka Horn w Ameryce Południowej z lądowaniem i pobytem ma nim, jest tematem najnowszej książki Moniki Witkowskiej.

Przy czym było to dosyć niezwykłe połączenie wyprawy antarktycznej na szczyt Mount Vinson (4892 m n.p.m.), wejście na który oznaczało dla autorki zdobycie górskiej Korony Ziemi – najwyższych szczytów wszystkich kontynentów, z trudnym rejsem morskim w niezwykle trudnych tamtejszych warunkach. Opłynięcie Hornu traktowane jest przez żeglarzy jako odpowiednik wejścia na Mount Everest. Było to chyba pierwsze w historii, ja przynajmniej nie słyszałem o innym, takie połączenie „z marszu” wspinaczki górskiej z opłynięciem uważanego za wyjątkowo trudny do pokonania przylądka.

    Nie pierwszy zresztą wyczyn tej żeglarki – w takiej kolejności traktuje swoje hobby – i miłośniczki wspinania się w wysokich górach, która pomimo zdobycia Korony Ziemi nie uważa się jednak za himalaistkę. Ponadto podróżniczki (była w ponad 180 krajach na wszystkich kontynentach) oraz przewodniczki i pilotki wypraw, a także wycieczek turystycznych, blogierki (www.monikawitkowska.pl), dziennikarki i autorki wielu już książek. Jako pierwsza w świecie przepłynęła w 3 miesiące ze szwedzkim kolegą małym jachtem z północnej Kanady na Czukotkę i dalej przez Morze Beringa na południową Alaskę. Pokonała też trudne Przejście Północno – Zachodnie. Przykłady jej wypraw można mnożyć.

    Drugie opłynięcie Hornu, i to nie w odległości 217 mil morskich na południe od niego, jak za pierwszym razem w 2003 roku, ale z lądowaniem na tym przylądku, a także poprzedzająca ten rejs wspinaczkowa wyprawa antarktyczna, chociaż ich opis zajmuje w książce najwięcej miejsca, nie są jedynymi w niej tematami. Ma ona zresztą podtytuł „Opowieści nie tylko żeglarskie” i jest to, moim zdaniem, wielki walor tej książki. Podobnie jak blisko 150 kolorowych zdjęć, w tym wielu znakomitych, w większości autorstwa Moniki, z jej wypraw żeglarskich i górskich. W sumie jest to więc świetna, bo dodam, że doskonale napisana, lektura zarówno dla miłośników żeglarstwa, wspinaczek górskich jak i literatury podróżniczej.

    Mnóstwo w tej książce jest ciekawych wątków osobistych, wyjaśnień co tak naprawdę autorkę – i innych – ciągnie na morza i w góry, dziesiątki plastycznie opisanych historii i wydarzeń. A równocześnie minimum żeglarskiego „żargonu” oraz powtarzających się w wielu innych książkach scen zmagań z falami, wiatrem, żaglami itp. To jest również ogromny plus tej książki z mojego punktu widzenia – człowieka, który co prawda pływał trochę po (i w) trzech głównych oceanach i już ponad 20 morzach, nie licząc wielkich jezior i rzek, w sumie pod, chyba już z górą 50-ma banderami, ale tylko jako pasażer, a nie członek załogi. A także sporo łaził w młodości po górach, także tych najwyższych, chociaż nigdy nie wyczynowo.

    Dzięki temu uważam, że książka ta może – i powinna – zainteresować znacznie szersze grono czytelników, zwłaszcza lubiących, lub przynajmniej marzących o wielkich przygodach. A opisu ich w niej nie brakuje. Był to zresztą świadomy wybór autorki, która we wstępie napisała: „Gdybym sama miała opisać tę książkę, powiedziałabym, że to taka mieszanka bloga (prowadzony przez mnie rejsowy dziennik), żeglarskiego przewodnika, wspomnień poprzednich wypraw i masy informacji, które uznałam za godne uwagi.” W rezultacie znalazły się w niej zarówno datowane relacje z poszczególnych dni i wydarzeń w trakcie wyprawy antarktycznej i rejsu obok, oraz na, Horn. Jak i ciekawe wspomnienia w wcześniejszych wypraw górskich i rejsów, także po Zalewie Zegrzyńskim czy jeziorach mazurskich, w harcerskich czasach autorki.

    A także jej rozważania na temat tego, jak wiele wspinaczki górskie mają wspólnego z żeglarstwem. Oto cytaty: „… między górami i morzem jest naprawdę wiele podobieństw. Choćby wizualne – żeglując po wzburzonym morzu, kiedy jacht wspina się na wierzchołki fal, po czym zjeżdża z nich jak po stoku i trudno nie poczuć się niczym jak w górach. Nie ma  co kryć, że i na morzu i w górach czekają nas niezwykłe doznania, niezapomniane widoki, nie mówiąc o tym, że zarówno żeglarstwo, jak i wspinaczka to szansa na oderwanie się od codziennej gonitwy. Z drugiej strony podczas obu tych aktywności warunki mogą zmienić się błyskawicznie, od sielanki po walkę o życie, dlatego i góry i morze uczą pokory, wymagają respektu wobec natury, bo inaczej – potrafią utrzeć nosa.”

    Poza relacjami z morza i gór, a są także wtręty o wielkich sztormach, które przeżyła autorka, czy opisy jak się w ich trakcie przygotowuje posiłki, czytelnik znajdzie w tej książce opisy ciekawych miejsc, zwłaszcza na Ziemi Ognistej oraz spotkaniach tam z ludźmi. Bo autorka każdą wolną chwilę, także w okresach przymusowego, ze względu na warunki pogodowe na morzu, postoju w portach czy na przystaniach, wykorzystywała na poznawanie chociażby najbliższej, „zapomnianej przez świat” okolicy. Wspomnę chociażby opisy małego portowego miasta i chilijskiej bazy morskiej Puerto Wiliams nad Kanałem Beagle. „Na zwiedzenie centrum (którego) wystarczył kwadrans”, jak pisze autorka.

    Ciekawa jest m.in. opisana historia hiszpańskiego osadnictwa nad Cieśniną Magellana i tragicznego losu (głód, choroby) osadników pozbawionych pomocy z ojczyzny. Pochodzenie nazewnictwa nie tylko w tamtych stronach świata. O morskich przesądach, problemach choroby morskiej, czy o tym, że przylądek Horn opłynęło już około 1100 polskich żeglarzy i mają oni nawet swoje bractwo Kaphornowców. Ale lepiej przeczytać o tym samemu, w oryginale, a nie w omówieniu recenzenta. Kolejną mocną stroną tej książki są – ponad 40 – teksty w ramkach włamanych w nią. Z reguły cało, lub nawet 2-3 – stronicowe.

    Przy czym nie są to jakieś banalne „przytyczki” czy wątpliwe lub naciągane ciekawostki, ale w większości świetnie dobrane i rzeczywiście ciekawe informacje wzbogacające zarówno książkę, jak i wiedzę jej czytelników. Oto parę wybranych z nich tytułów. „Wyprawa Magellana”. „Nasz człowiek” na Antarktydzie” (oczywiście Henryk Arctowski). „Od kwiatka do kobiety, co mężczyznę udawała” (historia Jeanne Baret, towarzyszki podróży botanika Philiberta Commerçona w XVIII w.). „Czemu Ziemia Ognista ?”. „Strzeż się walenia !” (historia zderzeń jachtów, statków i promów z wielorybami).

    „Sukcesy z tragicznym finałem” (historia kpt. FitzRoya – XVII w.). „Tragedia jachtu „Nashachata”. „Pogmatwane życie Indianina Celebryty”. „Strzeż się czerwonej fali” (niebezpieczne algi). „Wierny jak pingwin” (obyczaje tych nielotów). „Kotwica czy biuściasta syrena?” (symbolika marynarskich tatuaży). „Niebiański latawiec” (gwiazdozbiór Krzyż Południa). „Albatrosy” (wędrowne ptaki o rozpiętości skrzydeł do 3,7 m !) „Pirat = korsarz?”. „Kaphornowe przywileje” (tych żeglarzy, którzy opłynęli Horn). „13 tys. mil tułaczki „Hugo Bossa” (o  porzuconym jachcie regatowym, który 10 lat błąkał się po oceanach i o jego następcach pod tą nazwą).

    Czy „Pisarz? Przede wszystkim kapitan !” ( Joseph Conrad Korzeniowski). Lub „O pingwinie, który pokochał człowieka” (niezwykła historia uratowanego ptaka, który co roku pływa na okres godowy z Rio de Janeiro w rejon Cieśniny Magellana – ok. 2500 mil tj. 4 tys. km, oraz wraca na północ na zimę do wybawcy). I wiele, wiele innych. W książce jest też wykaz 113 polskich jachtów i żaglowców na przylądku Horn z datami oraz innymi danymi ich dotyczącymi. Na końcu zaś Słowniczek terminów żeglarskich. Ci Czytelnicy, którzy dotrwali w lekturze recenzji do tego miejsca, nie mają chyba wątpliwości, jak bardzo polecam im tę książkę.

Cezary Rudziński

HORN NA TRAWERSIE. OPOWIEŚCI NIE TYLKO ŻEGLARSKIE. Autorka: Monika Witkowska. Bezdroża, Wydawnictwo Helion, Gliwice 2018, wyd. I, str. 274. ISBN 978-83-283-4470-9