środa, kwiecień 24, 2024
Follow Us
środa, 10 styczeń 2018 06:21

Bezdroża: Dwa lata pod biegunami

Napisane przez Cezary Rudziński
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Bezdroża: Dwa lata pod biegunami Cezary Rudziński

Historia ta zaczęła się od wycieczki w 2011 roku do Norwegii i  pierwszego spotkania tam, z oddali, z lodowcami i fascynacji Krainą Wiecznych Lodów.

W roku następnym wysłaniem aplikacji na roczną wyprawę pod biegun północny. Z otwartym (dla siebie) pytaniem: czy da się wytrzymać przez rok we dwójkę przez 24 godziny na dobę, praktycznie bez innych ludzi.

Bo ta dwójka, to małżeństwo z Krakowa, Dagna – z wykształcenia filolog, tłumaczka języka rosyjskiego z dyplomem Uniwersytetu Jagiellońskiego i Piotr -  elektronik, a podczas wyprawy także geofizyk i informatyk, absolwent  Międzywydziałowej Szkoły Energetyki na Akademii Górniczo – Hutniczej i zamiłowany fotograf. Oboje zrezygnowali z dobrze płatnej pracy w korporacjach, aby spełnić swoje marzenia. Zostać uczestnikami XXXV Wyprawy Polarnej (2012-2013) IFG PAN w Polskiej Stacji Hornsund na Spitsbergenie. Gdzie „zarazili się” gorączką arktyczną.

Na tyle mocno, że po 3 latach starań trafili ponownie w podobne warunki, ale na południu naszego globu, uczestnicząc przez kolejny rok w XL Wyprawie Antarktycznej w Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego (2015-2016) na Wyspie Króla Jerzego. Stając się w ten sposób pierwszym polskim małżeństwem, które „zaliczyło” po pełnym roku pobytu pod oboma biegunami.

Wydana właśnie przez Bezdroża książka napisana przez Dagę, jak jest nazywana i ilustrowana blisko 90-ma znakomitymi zdjęciami Piotrka, stanowi relację nie tylko z tych wypraw, ale także ubiegania się o miejsce na nich oraz życia między nimi. Książka szalenie ciekawa, zawierająca mnóstwo faktów, danych i spostrzeżeń o tych regionach świata. Opartych nie tylko na własnych doświadczeniach, ale i bogatej bibliografii.

A także opisów codziennego tam życia i prowadzonych badań,  krajobrazów, fauny – z bezpośrednimi spotkaniami z niedźwiedziami polarnymi, reniferami, polarnymi lisami, pingwinami, fokami, słoniami morskimi i ptakami oraz ubogiej flory, przeżyć, przygód itp. Przy czym napisanych świetnie, barwnym i bogatym językiem. Oba te polarne regiony: arktyczny i antarktyczny oraz znajdujące się w nich polskie stacje badawcze mimo wielu podobieństw, zwłaszcza śniegu, lodów, mrozu i długiej zimy niemal bez kontaktu z innymi ludźmi poza kilkorgiem współuczestników wypraw, znacznie się różnią.

Nie tylko tym, że na Wyspie Króla Jerzego nie ma ani okresów absolutnej nocy, jak na Spitsbergenie, ani niesamowitej na północy zorzy polarnej. Czy różnej fauny: niebezpiecznych dla człowieka polarnych niedźwiedzi, czy reniferów, polarnych lisów itp. w tym drugim miejscu oraz kilkudziesięciu gatunków pingwinów, fok i innych ssaków morskich w pobliżu bieguna południowego. A także różnic stref czasowych z Polską. Tej samej na północy i z różnicą 4, a w lecie 5 godzin na północy. Co ma znaczenie w kontaktach z krajem.

Czytelnik dowiaduje się z tej książki zarówno o systemie dobierania uczestników takich wypraw, badań lekarskich i psychologicznych tych, którzy mają oczywiście inne, niezbędne kwalifikacje do wykonywania tam pracy, jak i podróżach do celu. W pierwszej wyprawie tylko 8 dni rejsu 10 „zimowników” jak określani są ci, którzy udają się tam na roczny, a nie tylko paromiesięczny, letni pobyt.  Natomiast na południe 36 dni na statku, gdyż polska stacja antarktyczna „oddalona jest od Krakowa o 14.233 km”.

Na Spitsbergenie stacja znajduje się nad fiordem otoczonym 13 lodowcami. Nie brak w tej książce informacji nie tylko o niej, ale i o historii polskich badań arktycznych od 1932 roku. I udziale w całorocznych pobytach tam kobiet dopiero od XXVIII wyprawy (1995-1996). Opisów stacji i jej okolic oraz życia tam w różnych porach roku. Z „szaleństwem” zegarów biologicznych podczas polarnego lata. Codzienności, poza wykonywaniem obowiązków w swojej specjalności.

Sprzątaniu, a podczas dyżurów gotowaniu dla wszystkich, bo kucharz jest tylko w lecie, gdy badaczy tylko sezonowych jest o wiele więcej, pieczeniu chleba, uprawianiu – w skrzyniach, w oświetlonych i dogrzewanych pomieszczeniach – bazylii, pietruszki, sałaty, a nawet pomidorów, aby mieć ich chociaż trochę świeżych. Ale i o monotonii życia i pracy. Chociaż autorka uczestniczyła też w programie Eduscience i prowadziła na żywo, na odległość, lekcje przez Internet  dla uczniów polskich szkół, które do niego przystąpiły.

Bardzo interesujące są, mam nadzieję, że nie tylko dla mnie, opisy funkcjonowania ludzi w grupie w warunkach arktycznych. O drobnostkach, które wyprowadzają ich z równowagi, zmianach jakie zachodzą nie tylko w psychice człowieka po roku zimowania w tych warunkach itp. Wychodzeniu poza bazę na prowadzenie badań, sprawdzanie sprzętu czy w czasie wolnym: tylko po zgłoszeniu u dyżurnego, wpisie do księgi, sprawdzeniu prognozy na najbliższe godziny, bo zmienia się ona często.

I odpowiednim ubraniu, na lodowiec z rakami, z GPS, radiotelefonem, a dalej także telefonem satelitarnym. W specjalnym kombinezonie, gdy przestrzeń trzeba pokonywać łodzią. Z bronią i rakietnicą do odstraszania niedźwiedzi, zanim, w warunkach bezpośredniego zagrożenia, trzeba będzie do nich strzelać gumowymi pociskami. A w szczególnych przypadkach ostrą amunicją, bo przecież są one pod ścisłą ochroną. Oczywiście z czymś do jedzenia oraz termosem z herbatą, apteczką itp. Są opisy pary stacyjnych psów  Loli i Brzydala, które ostrzegają przed zbliżaniem się białych niedźwiedzi.

Jeżeli chodzi o te ostatnie, to obowiązek sprawdzania przez wizjer, czy nie ma ich gdzieś w pobliżu, zanim otworzy się drzwi budynku. I relacje z bezpośrednich spotkań z nimi. Ale także z reniferami i wzajemnym zainteresowaniu tych zwierząt oraz ludzi spotkaniem „z obcymi”. Za jedne z najlepszych fragmentów tej książki uważam opisy krajobrazów, fiordów, lodowców, tundry i tamtejszej flory na wiosnę oraz w arktycznym lecie. I wręcz niesamowite zorzy polarnej. Znakomitymi zdjęciami ilustrującymi tekst.

Ale także opisami dalszych wypraw do innej stacji „Baranówka” – a przy okazji spotkania z lisami polarnymi wielkości kotów oraz wieloma informacjami na ich temat. Czy do „Chatki trapera” z 1907 roku w Hyttevice. Wypraw w okolice również w polarnych ciemnościach, z latarkami - czołówkami. O jeździe skuterami śnieżnymi po lodowcach. Zaś w opisach kontaktów i innymi uczestnikami zimowania np. o wysyłaniu im e-maili do sąsiedniego pokoju, czy rozmowach na czacie przez ścianę. Bo od 2001 r. w stacji działa poczta elektroniczna, facebook i skype. I często wygodniej jest korzystać nich, niż ruszyć się z miejsca.

A później o trochę trudnym, po złapaniu „gorączki arktycznej”, życiu po powrocie do kraju. „Poczuciu – zacytuję – że wróciliśmy do rzeczywistości zatrzymanej w czasie.” I staraniach, w ich przypadku przez 3 lata, aby móc wrócić znowu na dłużej do Arktyki. Skończyło się na Antarktyce, ale znowu razem, przez rok. I kolejnymi, nowymi warunkami życia w „Domu na południu” oraz przeżyciami i wrażeniami. Z przypomnieniem przy okazji pierwszych i późniejszych badań Polaków w tym regionie świata w latach 1897-1899, od 1957 r., a następnie systematycznych od 1975 r., z własną już bazą im. Henryka Arctowskiego, do której trafili, działającą od 1977 roku.

W niej polscy polarnicy nie byli już tak samotni, jak na północy. Na wyspie są bowiem podobne bazy 11 państw, z tego 4 w Zatoce Admiralicji, w której stoi polska. I ze świetnymi stosunkami zwłaszcza z Brazylijczykami. Z wzajemnymi odwiedzinami – przez zatokę, nauką tańczenia samby, kosztowaniem narodowych potraw. Ale i realiami życia oraz sposobami wypełniania czasu przez ósemkę „zimowników” w ciągu 7 miesięcy zimy. Bo w lecie załoga jest liczniejsza, często też stację odwiedzają turyści. I to przypływający po kilkadziesiąt osób jednym statkiem.

Nie brak oczywiście również mnóstwa informacji o tamtejszej faunie. Na wyspie zimuje 53 gatunków ptaków, w tym 6 nielotów – pingwinów. Tych ostatnich nieporadnych na lądzie, bardzo zwinnych w wodzie. Skoro o ptakach mowa, to kto poza ornitologami wie, że np. rybitwy popielate potrafią przelecieć spod jednego bieguna pod drugi? A żyją tam również ssaki płetwonogie: foki czy słonie morskie. Jest też ubożuchna roślinność, z uwagą autorki „A kiedyś, około 40 mln lat temu, był to zielony kontynent.”

Wśród wielu znakomitych opisów, szczególne ciekawe dla mnie dotyczą… złej pogody. A wściekły wiatr, określany „piątym żywiołem” potrafi tam pędzić z prędkością do 250 km/h! I porywać beczki z paliwem, przesuwać parotonowe kontenery, wymiatać ptakom jaja z gniazd. Oto fragment opisu, a zarazem próbka bogatego, plastycznego języka autorki:

„…podczas huraganowych wiatrów cała konstrukcja wydaje dźwięk startującej maszyny. Albo stojącej na progu katastrofy, bo kakofonia dźwięków w środku bywa iście diabelska! Wiatr wyje, jęczy, syczy, zawodzi, grzechocze, tłucze, wydaje dzikie wrzaski, wizgi i charkoty – każde określenie jest trafne, zależności  od tego, na jaką przeszkodę natrafi  żywioł.”

Człowiekowi, którego do pasji potrafią doprowadzać nasze jesienne wichury, w porównaniu z antarktycznymi zaledwie wietrzyki, trudno sobie wyobrazić, jak można dobrowolnie jechać w takie warunki na rok. Rozumie to Dagna pisząc: „Trudno wytłumaczyć komuś, kto tu nie był, co może być zachwycającego w polarnej monotonii”. Potrzebne jest – to już mój komentarz – prawdziwe zauroczenie Krainą Wiecznych Lodów. Gorączka (ant) arktyczna, bo to określenie znalazło się w podtytule książki.

Podsumowując ją: świetna relacja, znakomite opisy realiów życia w tych bazach, tamtejszych krajobrazów, fauny, flory, innego, nieznanego większości ludzi świata. Warta przeczytania. Zwłaszcza teraz, na progu zimy, w ciepłym, odizolowanym od ewentualnych wiatrów i śnieżyc pokoju. Z filiżanką kawy lub herbaty oraz czymś do przegryzienia, a może i dobrego do wypicia pod ręką. I chyba jednak z poczuciem „jak to dobrze, że możemy to czytać w dobrych warunkach, a nie przeżywać osobiście”.

Cezary Rudziński

Pod Biegunem

DOM POD BIEGUNEM. GORĄCZKA (ANT) ARKTYCZNA. Tekst Dagmara Bożek – Andryszczak, zdjęcia Piotr Andryszczak. Wydawnictwo Helion w seri Bezdroża, wyd. I, Gliwice 2017, str. 319, ISBN 978-83-283-3736-7, cena 39,90 zł.

a