Wydrukuj tę stronę
środa, 21 czerwiec 2017 07:14

Armenia 2017: Biblijne korzenie i wielowiekowy Erywań

Napisane przez Cezary Rudziński
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Armenia 2017: Biblijne korzenie i wielowiekowy Erywań Fot.: Cezary Rudziński

Na powierzchni niemal identycznej - 29,8 tys. km² - jak nasze województwo wielkopolskie są tu wysokie na ponad 4 tys. m n.p.m. góry, największe jezioro Kaukazu i Zakaukazia - Sewan, malownicze wąwozy, karkołomne niekiedy, i o różnym stanie nawierzchni drogi, urodzajne doliny, tysiące zabytków z wielu wieków, w tym niezliczone świątynie i klasztory chrześcijańskie, warte poznania muzea.

Ponadto bujna, szczególnie teraz, na wiosnę roślinność, oryginalna, smaczna kuchnia z mnóstwem warzyw i owoców, mięsa i serów, słynne koniaki oraz niezłe wina. A przede wszystkim mieszkańcy – nieco ponad 3 miliony, a więc niemal 13 razy mniej niż w Polsce.

Współczesność i historia
Ale co najmniej 7 milionów kolejnych Ormian żyje w diasporze poza historyczną ojczyzną. Tutejsi – z mieszkającymi za granicą nie mam kontaktów – są ludźmi sympatycznymi, gościnnymi i pracowicie odrabiającymi dystans gospodarczy dzielący ich od bardziej rozwiniętych państw świata. Co widać na każdym kroku, nawet po stosunkowo krótkiej tu nieobecności. W moim przypadku trzech lat, nie mówiąc o pierwszym pobycie ponad pół wieku temu. Armenia, bo o niej oczywiście mowa, ma świetne stosunki z Polską. Podróżujemy tam bez wiz, mamy zarówno bezpośrednie, jak i dogodne kombinowane połączenia lotnicze w Erywaniem.
A jest to podstawowy środek transportu do Armenii z Europy, gdyż kraj ten sąsiaduje zarówno z przyjazną mu Gruzją i Iranem, jak i z wrogim Azerbejdżanem oraz Turcją, z nieprzejezdnymi granicami. Jako współczesne państwo niepodległe Armenia istnieje zaledwie 26 lat, od rozpadu Związku Radzieckiego w 1991 roku. Ma jednak przebogatą przeszłość, którą można by obdzielić kilka krajów. Zainteresowanych szczegółami odsyłam do bardziej kompetentnych źródeł. Wspomnę więc tylko, że Ormianie wywodzą się, według legend, od Hajka, prawnuka biblijnego Noego, którego arka miała osiąść po potopie na zboczach góry Ararat.

Od królestwa Urartu do Armenii 
Mimo iż odległa o kilkadziesiąt kilometrów od stolicy, widoczna jest stąd, zwłaszcza rano w pogodne dni. Później często zasłaniają ją chmury. To jedna z tutejszych wielkich atrakcji. Ararat należał do Wielkiej Armenii, ale od dawna leży w granicach Turcji, pozostając jednak świętą górą Ormian. Na obecne ziemie przybyli oni już w czasach historycznych z północy, chociaż dzieje swojego państwa wywodzą z potężnego królestwa Urartu, istniejącego między XI i VII w p.n.e. Stołeczny Erewań założony został już w 782 roku przed naszą erą (!). A więc w roku przyszłym przypadnie 2800 rocznica jego początków.
Od VI w p.n.e. ziemie te należały do Persji, a w 331 r., też p.n.e., zdobył je Aleksander Wielki. Pomijając szczegóły dodam, że w I w n.e. Wielka Armenia była najpotężniejszym państwem Azji Mniejszej, rozciągającym się od Morza Kaspijskiego do Śródziemnego i od Kaukazu po Mezopotamię. W roku 301 n.e., w rezultacie działalności apostolskiej św. Grzegorza Oświeciciela, stała się pierwszym w historii krajem chrześcijańskim, z religią tą jako państwową. W 406 r. ormiański mnich Mesrop Masztoc stworzył, używany dotychczas, oryginalny alfabet ormiański. Co przyczyniło się do wspaniałego rozkwitu narodowej kultury i piśmiennictwa.

Trudny alfabet i... część sąsiadów
Ale jest przekleństwem dla cudzoziemców, także współczesnych turystów, gdyż większość informacji, adresów i napisów – także tras linii komunikacyjnych na przystankach, autobusach i marszrutkach, pisana jest tylko w nim. Minione 20 wieków, to burzliwe okresy w dziejach tego narodu i ich ziem. Panowanie Bizancjum i Persji, a od 1071 r. także Turcji, zaś od początku XIX w. również Rosji. Jednym z najbardziej dramatycznych wydarzeń w historii Armenii było tureckie ludobójstwo w 1895 r., zwłaszcza zaś rzeź Ormian w 1915 roku, podczas której zginęło ich od 1 do 1,5 miliona. Dramat ten, oraz jego ocena, nadal jest źródłem wrogości obu tych państw i narodów.
Krótkie dzieje niepodległej Armenii w 1918 roku zakończyły się zagarnięciem znacznych obszarów jej ziem przez Turcję w 1920 r. i włączeniem reszty do Zakaukaskiej Republiki Radzieckiej. A gdy w 1936 r. powstała Armeńska SRR, to w jej południowej części, zgodnie ze stalinowską zasadą „dziel i rządź”, utworzono autonomiczny azerski okręg nachiczewański, odległy od Azerbejdżanu. Zaś w pewnym oddaleniu od południowo-wschodniej granicy kraju, w Azerbejdżańskiej SRR, ormiański autonomiczny okręg Górskiego Karabachu, nazywanego przez Ormian Arciachem. Kość niezgody oraz przyczynę konfliktów, także zbrojnych, i obecnej nienawiści między tymi krajami.

Z nowości
Program naszej tegorocznej podróży po Armenii tylko częściowo pokrywał się z tym, co już zdołałem poznać wcześniej zarówno w Erywaniu jak i innych regionach tego kraju. Pozwolił więc zobaczyć co się zmieniło w miejscach już znanych oraz poznać kolejne, szalenie ciekawe. W stolicy przede wszystkim dwa ważne muzea: Ludobójstwa Ormian oraz wybitnego reżysera filmowego Siergieja Paradżanowa. O nich, ze względu na rangę i znaczenie, napiszę jednak osobno. Podobnie jak o Centrum Sztuki Cafesjian, które tym razem mogłem poznać dokładniej.
Ponownie obejrzałem natomiast wspaniałe zbiory Muzeum Historycznego, o których napisałem przed trzema laty w relacji „Muzea Erywania”, nadal do przeczytania na naszych łamach. Poza ciekawą wystawą czasową, nic się tam nie zmieniło. Jest to bowiem jedna z najbogatszych w eksponaty – ponad 400.000! – od czasów najdawniejszych, placówek tego typu nie tylko w tym regionie świata. Założona została w 1921 r. w oparciu o wcześniejsze kolekcje. W tym samym ogromnym gmachu muzealnym przy Placu Republiki mieści się również Galeria Narodowa, na obejrzenie zbiorów której podczas poprzednich pobytów w Erywaniu nie starczało mi czasu.

W Galerii Narodowej
Obok raczej ubogich eksponatów z Egiptu faraonów, znajduje się w niej sporo interesujących, zwłaszcza ceramiki, brązów i rzeźb, eksponatów z antycznej Grecji. Znakomita jest natomiast ekspozycja sztuki - zwłaszcza malarstwa - armeńskiego. I zaskakująco bogato reprezentowana sztuka oraz rzemiosło artystyczne Europy Zachodniej. Zachwyciła mnie przepiękna płaskorzeźba „Madonny” Donatella. Z innych artystów włoskich trudno pominąć takich mistrzów jak Tintoretto, Canaletto czy Guercino – Giovanni Barbieri. Z malarstwa niderlandzkiego to przede wszystkim „Portret Młodzieńca” Rembrandta.

 


Są też obrazy Rubensa, Jordanesa, czy „Zdjęcie z krzyża” z kręgu Van Dycka. Z innych krajów m.in. malarstwo hiszpańskie, greckie, rumuńskie, węgierskie, a zwłaszcza francuskie. Przykładowo wymienię kilka nazwisk: Delacroix, Courbet, Greuze. Z rzeźbiarzy Rodina, Girardona czy Houdona. Z malarzy polskich zauważyłem „Wiejskie podwórko” z 1836 r. Januarego Suchodolskiego. Warta obejrzenia jest też stara porcelana: chińska, miśnieńska oraz z manufaktury berlińskiej. Ciekawostką, eksponowany na III piętrze po raz pierwszy w tym muzeum, zbiór ponad 100 dziel sztuki okresu socrealizmu.

28 wieków Erywania
Erywań, mimo iż założony został, jak już wspomniałem, w roku 782 przed naszą erą, nie ma zbyt wielu zabytków. Skomplikowane dzieje, także pod rządami komunistów, gdy rozebrano m.in. najstarszą świątynię chrześcijańską p.w. św. św. Piotra i Pawła (aby na jej miejscu postawić kino Moskwa) albo rozwalono zabytkowe perskie łaźnie i meczety, spowodowały, że zachowało się ich stosunkowo niewiele. Współczesna armeńska stolica z głównym placem Republiki oraz centrum otoczonym nie do końca zamkniętym kręgiem podwójnych bulwarów, z szerokim pasem zieleni, a także wąwozów między nimi, to rezultat dwu głównych przebudów.
Podczas nich wiele starych budynków zniknęło z powierzchni ziemi. Jest to bardzo interesująca historia, na którą nie ma w tej relacji miejsca. Wspomnę tylko, że znakomity plan urbanistyczny miasta, wówczas 200-tysięcznego, czyli o pięciokrotnie niż obecnie mniejszej liczbie mieszkańców, był dziełem architekta Aleksandra Tamaniana, powstałym w latach 20. ub. wieku. Wcześniej, bo od lat 70. XIX w. do I wojny światowej, wiele pracy w przekształcenie w gruncie rzeczy prowincjonalnej mieściny w późniejszą metropolię, włożyli dwaj inni ormiańscy architekci Megrabian i Mirzoian.

Przeobrażenia stolicy
Pierwszy z nich był twórcą tutejszego stylu art noveau, drugi neoklasycyzmu. Po II wojnie światowej realizowano też radziecki plan przebudowy armeńskiej stolicy. Charakterystyczne dla niej są gmachy i budowle z różowawego tufu, a także liczne parki, skwery i tereny zielone. Miasto intensywnie jest też rozbudowywane w ostatnim ćwierćwieczu niepodległości. Z nowości, jakie zauważyłem po trzyletniej w nim nieobecności, są liczne nowe duże budowle i mnóstwo pracujących dźwigów przy wznoszeniu kolejnych. Nową nawierzchnię otrzymał m.in. reprezentacyjny „deptak” – Prospekt Północny.
Dawne targowisko w pobliżu placu Republiki przekształcone zostało w duży, z ładnymi stoiskami tworzącymi kilka ciągów handlowych, całotygodniowy bazar pamiątek i staroci. To tylko przykłady nowości. Komunikacja w Erewaniu jest niezła, chociaż pojazdy są dosyć archaiczne. Metro z jedną linią – fatalnie oświetlone, hałaśliwe, z rozklekotanymi pociągami, budzącymi obawy, że zaraz się rozsypią. Najkoszmarniejsze ze znanych mi, jakimi jeździłem np. w Cuidad Mexico, Pekinie, Szanghaju, Singapurze i Hongkongu, o większości europejskich nie wspominając. Aż się prosi o gruntowną modernizację.

Problemy z alfabetem
Na ulicach, obok mnóstwa, w tym nowoczesnych i drogich, samochodów osobowych, dominują autobusy oraz marszrutki – mikrobusy kursujące po ustalonych trasach, zatrzymujące się na żądanie pasażerów w dowolnym, byle nie zabronionym miejscu. Widziałem też trolejbusy, no i liczne taksówki. Przejazdy, w porównaniu z cenami europejskimi, są tanie i jednolite. 100 dram, czyli około 80 groszy za przejazd. Płatne, poza metrem, w którym kupuje się plastikowe żetony, gotówką kierowcy przy wysiadaniu. Dla zagranicznych pasażerów problem stanowią tylko tablice z informacjami o kierunku jazdy i trasie, niemal wyłącznie w języku i alfabetem ormiańskim.
Dotyczy to także wielu linii podmiejskich i dalekobieżnych. Co to oznacza w praktyce, miałem okazję przekonać się wracając pierwszy raz z centrum do hotelu znajdującego się na obrzeżach miasta. Wsiadłem, tak jak mi powiedziano, do marszrutki nr 75. Dopiero po pewnym czasie zorientowałem się, bo przez okna w tłoku niewiele widziałem, że zamiast być już na miejscu, znajduję się obok dosyć odległego dworca kolejowego, w przeciwległej, południowej części miasta. Okazało się, że przy meczecie perskim w alei Masztoca rzeczywiście wsiadłem do „75”, ale z maleńkim „a”, pisanym  alfabetem ormiańskim, a takiej litery nigdy wcześniej nie widziałem. Marszrutka zaś zaraz skręciła w boczną ulicę, bo jeździ zupełnie inną trasą. Do hotelu wróciłem więc taksówką, bo inaczej musiałbym cofnąć się do miejsca, w którym wsiadłem, tracąc kolejne dodatkowe co najmniej 20 minut i czekać na „75” bez „a”.

Taksówki
Jeżeli chodzi o erewańskie taksówki, to jeżdżą one bez liczników, ja przynajmniej ich nie widziałem oraz bez stałej opłaty „za trzaśnięcie drzwiami”, czy jak mówią u nas inni „złamanie chorągiewki”. W obrębie miasta płaci się za przejazd jednolicie - po 1000 dram (ok. 8 zł).
Gdy jednak jest to kurs daleki, np. z jednego krańca miasta na drugi, kierowca ma prawo zażądać nieco więcej, maksymalnie jednak chyba tylko 2000 dram. Taksówkarze na ogół mówią, a przynajmniej rozumieją po rosyjsku, niektórzy też po angielsku. Jeżeli chodzi o inne kwestie życiowe, ważne zarówno dla mieszkańców jak i turystów, to restauracji, barów i innej gastronomii, a także sklepów - od małych, poprzez firmowe znanych światowych marek, po wielkie markety - jest bez liku. Zaopatrzenie bardzo dobre, ceny znośne, chociaż np. warzyw i owoców, w tym suszonych w ogromnym wyborze, nieco wyższe niż w Polsce. Tylko ceny alkoholu, zwłaszcza wódek czystych, absurdalnie niskie. Widziałem markową rosyjską, w litrowych butelkach, po 1300 dram tj., 10,50 zł.

Zabytki sakralne
Jeżeli chodzi o zabytki, lub współczesne budowle sakralne, to ponownie obejrzałem katedrę św. Grzegorza Oświeciciela, największą w kraju, zbudowaną na początku XXI w. Podobnie św. Katogike, najstarszy kościół w mieście, ze wzniesionym obok - na ruinach zniszczonej przez komunistów katedry - kościołem św. Anny. Ponieważ zakończył się remont pierwszego i budowa drugiego, napiszę o nich osobno, bo to ciekawa historia.
Również o XVI-wiecznej świątyni św. Zorawora, do której niełatwo trafić, a warto, gdzie - poza odnowieniem (chyba) frontonu - nic się nie zmieniło. W katedrze św. Sarkisa, niegdyś w zespole starego monastyru, ale po trzęsieniach ziemi odbudowanej w obecnej postaci, takiej zresztą jak poprzednia, bo to ormiańska tradycja, w XVIII w. byłem już poprzednio. Znalazłem tym razem czas, aby dokładnie obejrzeć perski Błękitny Meczet przy pryncypialnej alei Masztoca, vis-à-vis dawnego krytego bazaru, głównie spożywczego, zamienionego niedawno w centrum handlowe.

Pomniki i rzeźby
Meczet pięknie odnowiono za pieniądze Iranu, chociaż spotkanie w Erywaniu muzułmanina jest chyba trudniejsze niż w Warszawie. A w bocznych pomieszczeniach otaczających wewnętrzny ogród, urządzono bardzo ciekawe Centrum Kultury Irańskiej. Zabytkiem jest także gmach Opery zbudowanej w 1933 r., ale ją oglądałem już kilka razy, a niegdyś byłem w niej nawet na balecie „Spartakus” Arama Chaczaturiana. Warte uwagi są, przynajmniej niektóre z licznych erewańskich pomników oraz rzeźby - na ulicach i w parkach. Chociaż przeważnie, ze względu na alfabet, nie można nawet przeczytać, komu są poświęcone.

Stolica Armenii była jednak tylko jednym z celów naszego wyjazdu. Mnóstwo wrażeń pozostawiły także wypady z niej w trzy inne regiony kraju. Na południowy wschód od niej, niemal do granicy z azerbejdżańskim Nachiczewanem, do jaskiń Areni, wspaniałych klasztorów Norawank i Tatew oraz miasta Goris i pobliskiej skalnej wioski Chnodzorest. Na wschód i północ nad jezioro Sewan oraz do zabytków w pobliżu granicy z Gruzją. A także na północny zachód, w górski region Aragac. Ale o nich napiszę już w drugiej części tej relacji.

Autor uczestniczył w wyjeździe studyjnym zorganizowanym dla członków Stowarzyszenia Dziennikarzy – Podróżników „Globtroter” i jego przyjaciół przez Biuro Turystyczne „Bezkresy” z Warszawy i „Seven Days Company” z Erywania.

Artykuły powiązane

© 2019 KURIER365.PL