Wydrukuj tę stronę
czwartek, 06 luty 2014 16:42

Azjatyckie końce świata Wyróżniony

Napisane przez Cezary Rudziński
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

„Można by sądzić – pisze autor we wstępie do tej książki – że dziś nie ma już czego odkrywać. Co mogłoby być wyczynem na miarę podróży Herodota, Ibn Battuty, Magellana, Shackletona czy Livingstone'a?

Przeleciano dookoła globu samolotem i balonem, objechano na rowerze, byli i tacy, którzy go obiegli. Przepłynięto oceany w kajakach, zdobyto najwyższe szczyty Himalajów i największe głębiny oceanów. Cóż pozostało? Ekstrema? Ośmiotysięczniki zimą, bez tlenu, kajaki na Antarktydzie, maratony polarne, wspinaczka tyłem z zamkniętymi oczyma? Po co? W pogoni za sławą? Za pieniędzmi? Jakie motywacje towarzyszą dzisiejszym podróżnikom?"
I zaprasza do innego podróżowania. „Do wędrówki dla siebie: przez życie, aby odnaleźć swoje „ja", zrozumieć to, co ważne, i przywrócić rzeczom właściwe znaczenie. Zapraszam do podróży, która choć nie przyniesie gotowych odpowiedzi, to pomoże oswoić świat i poszerzyć horyzonty." I dzieli się wrażeniami z podróży po najdzikszych, trudno dostępnych zakątkach Azji, prawdziwych tamtejszych „końcach świata". Które poznaje od lat już niemal dwudziestu. Zwłaszcza najbardziej ulubione: Kirgistan, Tadżykistan, Chiny, Afganistan. A zna je, zwłaszcza ten pierwszy oraz drogi Pamiru, doskonale.
Pisząc: „Na pewno przejechałem większość dróg istniejących w Kirgizji", dalej zaś: „Znam niemal wszystkie trasy w Pamirze, choć nie każdą jechałem". Podróżuje głównie motocyklami, czasami samochodami. Organizuje też motorowe wyprawy w tamte strony dla rodaków i pasjonatów podróży motocyklowych z innych krajów. Książka ta jest, w przypadku trzech pierwszych wymienionych krajów, relacją z ostatniej po nich podróży. Ale z wieloma wtrętami nawiązującymi do wcześniejszych, nawet pierwszych przed wielu laty oraz miejscowości w których niegdyś był i do ludzi których poznał.
W przypadku Afganistanu natomiast jest to opis pierwszej do niego podróży w 2009 roku, z nawiązaniem jednak do następnej w 2010 roku. W niewielki i bezpieczny („Nigdy nie było tu wojny, nigdy nie było talibów") północno – wschodni region tego kraju położony między Pamirem i Karakorum oraz po północnej stronie Hindukuszu. Autora interesują przede wszystkim krajobrazy tych miejsc, zwłaszcza potężne i malownicze góry. A także ludzie, ich niezwykła różnorodność – tylko w 5-milionowej Kirgizji żyje, jak pisze, 154 narodowości i grup etnicznych – oraz skomplikowane losy oraz konflikty między nimi.
Zupełnie zdaje się go natomiast nie interesować to, co w nowe miejsca przyciąga większość turystów i podróżników: zabytki. W całej książce znalazłem na ten temat zaledwie kilka wzmianek, że coś takiego tam w ogóle istnieje. W Kaszgarze ( Sinkiang w Chinach), niegdyś ważnym punkcie na Wielkim Jedwabnym Szlaku. O kamiennej twierdzy w Taszkurganie, tamże, zamieszkanym głównie przez Tadżyków. I o buddyjskich zabytkach w jaskiniach w górach Tien-szan. A przecież nawet w tych dzikich i większości odludnych miejscach, które autor odwiedził, jest ich przecież w wiele więcej.
Natomiast przekazywania czytelnikowi wiedza na temat dziejów opisywanych stron, zamieszkujących je ludzi oraz kształtowania się granic państwowych jest imponująca.
Nie mówiąc już o współczesnych realiach. W przypadku przeszłości autor sięgał również do relacji innych polskich podróżników. Przede wszystkim kilkakrotnie cytowanego Bronisława Grąbczewskiego, polskiego kapitana, później generała w służbie carskiej, którego zadaniem znakomicie wypełnionym (w latach 1885-1890) było „psucie krwi" Anglikom na tamtym, bezpańskim wówczas obszarze między Indiami i terenami kontrolowanymi przez Rosję. M.in. wywołał on w Afganistanie rewoltę przy pomocy wygnanego z kraju brata emira.
Korzystał także z relacji Jadwigi Toeplitz-Mrozowskiej z wyprawy w Pamir w 1929 r. i innych książek. Współczesne, opisywane przez niego realia republik proradzieckich, to bieda, nierzadko wręcz nędza, korupcja, „specyfika" odpraw granicznych. Nostalgia społeczeństw za minionymi czasami radzieckimi ze względu na pracę i zabezpieczenie socjalne, chociaż na niskim poziomie. I niebywała, wielokrotnie przytaczana gościnność także bardzo biednych tubylców, nie oczekujących w zamian rewanżu. A historia ich nie rozpieszczała.

{gallery}16480{/gallery}
Kto np. w Polsce wie, że podczas antyrosyjskiego buntu Kirgizów w 1916 roku i prób ich ucieczki przed represjami do Chin przez przełęcz Bedel na wysokości ponad 4 tys. m n.p.m. zginęło od kul, bądź zamarzło, około 100 tys. ludzi? Czy o podobnej liczbie ofiar wśród Pamirców – kto w ogóle wie o istnieniu takiej narodowości? – w latach 1992-1997, na progu kształtowania się tadżyckiej państwowości. Ciekawe są informacje o narodach czy grupach etnicznych podzielonych przez granice. Np. na dwu brzegach rzeki Pandży mieszkają, obecnie część w Afganistanie, część w Tadżykistanie, ludzie mówiący tym samym unikalnym językiem wachańskim. Z tymi z południa nie sposób porozumieć się w żadnym europejskim języku. Ci z północy mówią też po rosyjsku.
Równocześnie tamte strony często zmieniają się w niespotykanym tempie. Bezdroża czy trudne do przebycia kamieniste trakty zastępują wstęgi asfaltu budowane przez Chińczyków nie tylko na ich terytorium. Zachodzą zmiany technologiczne i mentalne. „Kiedy przyjechałem tu po raz pierwszy – opisuje autor sytuację w jednej z miejscowości w tadżyckim Górskim Badachszanie – robiłem miejscowym sporo fotografii. Gdy przyjeżdżam teraz, miejscowi wyjmują komórki i robią mi zdjęcia". Równocześnie jednak „Wiek XXI już tu dotarł, ale XX jeszcze nie. W tadżyckim Wachanie w kieracie wciąż drepczą powiązane ze sobą osiołki młócące kopytami zboże, w polu używa się sierpów, a krowy ciągną drewniany pług."
Mimo iż są to relacje z kilku krajów i sytuacja w miejscach, w których był autor, różni się między sobą, to ma jednak wiele cech wspólnych. Czyta się o tym znakomicie. Podobnie jak opisy gór, czy liczne ciekawostki. Np. o Polaku, który w 1995 roku wniósł na najwyższy szczyt Kirgistanu, liczący ponad 7 tysięcy m n.p.m. Pik Lenina rower, na którym z niego zjechał. O małżeństwie Haliny i Stanisława Bujakowskich z Druskiennik, którzy, jako pierwsi Polacy, wybrali się do Sinkiangu na motocyklu w 19-miesięczną podróż poślubną. O miejscach, z których do najbliższych rosnących drzew jest w linii prostej co najmniej 300 km.
Czy o kiszłaku (osadzie) Szajmak w Tadżykistanie z której do Afganistany jest podobnie mierząc, kilka kilometrów. Do Chin 20, do Pakistanu 40, a do Indii niespełna 200. Ale żeby dostać się do któregokolwiek z tych krajów trzeba by odbyć bardzo długą podróż, o wizach nawet nie wspominając. Podobnie jak z afgańskiego Sarhadu: „... w linii prostej do Chin jest stąd około 100 kilometrów. Ale jadąc do Taszkurganu – tadżyckiego powiatu autonomicznego w zachodnich Chinach, zgodnie z przepisami, trzeba by pokonać prawie 1500 kilometrów."
Zresztą żeby wjechać do Afganistanu autor musiał „pofatygować się" do sąsiedniego przejścia granicznego, bo sytuację w pobliżu wybranego tamtejsi pogranicznicy uznali za niebezpieczną. Drobiazg: ponad 500 km i dwa dni jazdy! Nie brak i innych ciekawych informacji. Np. o pustyni Takla Makan w Chinach, drugiej po Saharze największej na świecie, którą, jako nie do przebycia, omijały niegdyś karawany. Ale autor przejechał ją z południa na północ motorem asfaltową drogą tankując przy niej paliwo. Bo... pod piaskami odkryto duże złoża ropy i gazu. Czy o górach Kulun, o których mało kto u nas słyszał, a są one najwyższymi po Himalajach i Karakorum na naszym globie.
Wspomnę jeszcze o Jeziorze Sareskim, które powstało w 1911 roku, gdy na kirgiską rzekę Aksnu spadło podczas trzęsienia ziemi, zagradzając ją, ponad 6 miliardów ton skał. Grzebiąc około 300 mieszkańców i tworząc 600 metrowy zawal – obecnie największą na świecie tamę na rzece. Dziś to jezioro położone na wysokości 3,3 tys. m n.p.m. zawiera już ponad 16 bilionów litrów wody. Tama jednak przecieka, wypływa z niego rzeka. Strach myśleć co wydarzy się, jak tama ta puści, chociażby podczas kolejnego trzęsienia ziemi, i takie masy wody runą w dół.
To tylko przykładowe ciekawostki, o których można przeczytać w tej książce. Po dalsze odsyłam już bezpośrednio do niej. Uważam jednak, że warto wyjaśnić, co znaczy ten jej oryginalny tytuł. Otóż żyje w Pamirze gatunek owiec nazywany Marco Polo. I autor jadł ich mięso. Natomiast z wielkim weneckim podróżnikiem sprzed blisko 8 wieków miał tyle wspólnego, że przejechał mały fragment szlaku w Korytarzu Wachańskim w Afganistanie, który i on zapewne przebył. Warto tę książkę przeczytać i obejrzeć wiele zamieszczonych w niej kolorowych zdjęć oraz mapy terenów po których autor podróżował.

ZJADŁEM MARCO POLO. KIRGISTAN, TADŻYKISTAN, AFGANISTAN, CHINY. Autor: Krzysztof Samborski. Bezdroża, Wydawnictwo Helion, wydanie I, Gliwice 2014, str. 237, cena 39,90 zł.

Dodatkowe informacje

  • Wydawca: wydawnictwo Helion
  • Język: polski
  • Gatunek: literatura
  • ISBN: 978-83-246-8513-4
  • Recenzent: Cezary Rudziński
  • Data recenzji: 2014-02-07
  • Ocena recenzji: 5
  • EAN: 9788324685134

Artykuły powiązane

© 2019 KURIER365.PL