Dodajmy, że korzystanie z GPSa na pokładzie samolotu nie jest łatwą sprawą. Trzeba trzymać go tuż przy oknie, co jest wyjątkowo niewygodne, a na dodatek nie należy robić tego jawnie, by nie wzbudzić podejrzeń załogi lub współpasażerów. Ale nawet jeśli trzymamy go przy oknie, to albo nadmiar urządzeń, albo po prostu zamknięcie w metalowej puszce sprawia, że sygnał co jakiś czas się gubi i niełatwo potem odnajduje. Podczas zasadniczej części przelotu nie jest to wielkim problemem, bo samolot raczej nie robi zbyt wielu zakrętów, więc gdy GPS zlokalizuje utraconą pozycję, po prostu łączy ją z ostatnim zarejestrowanym punktem i na wykresie nic nie widać. Niestety jeśli straci sygnał przy lądowaniu (gdy samolot dużo kołuje i obniża lot), wówczas wykres nie odwzorowuje rzeczywistości (znów GPS łączy prostą linią ostatni i pierwszy zarejestrowany punkt). Jeśli źle to wyjaśniliśmy, zbliżcie mapę nad Johannesburgiem, to zobaczycie, jak nie trafiliśmy w pas startowy.
Dla pasjonatów lotnictwa zagadka: czy ktoś może wyjaśnić, po co zrobiliśmy zakręt o 360 stopni nad Agadirem?
I kolejna ciekawostka - jak to GPS potrafi się zgubić... Normalnie wykres wysokości powinien wyglądać mniej więcej tak, że nabiera się wysokości przy starcie, potem się leci na stałej wysokości, a na koniec lotu stopniowo ją obniża. Ale gdy GPS straci sygnał, nie rejestruje zmian wysokości. I w ten sposób na wykresie lotu PZN-MAD zaliczyliśmy nagły spadek wysokości na 470 km lotu :) A z kolei podczas lotu ADD-JNB przy lądowaniu GPS w ogóle się pogubił i zamiast obniżać wysokość, zaczął ją podnosić. W rezultacie tuż przed lądowaniem pokazywał, że jesteśmy na 13000 metrów, potem zgubił sygnał i odnalazł go dopiero na poziomie ziemi. Na wykresie wygląda to na ciekawy materiał do programu "Air Crash Investigation".
{jumi [*6]}